Spełnione marzenia - moja droga pod K2 (4)

Agata Kusznirewicz cdn.

Po kilku godzinach błądzenia po morenach lodowcowych, nasza pomniejszona grupa, rusza w stronę ośmio- tysięczników.

Po kilku krokach rozdzielamy się. Jedni idą szybciej, drudzy wolniej.

Ja idę z Olgą (co to robi na siłowni martwe ciągi i inne takie), lądujemy pośrodku tych dwóch grup. Do jednych mamy 5 minut, drudzy mają do nas z 10. Idziemy więc samotnie, mówiąc niewiele. Wędrówka przypomina trochę znikanie. Jakbyśmy gdzieś ulatniały się z mapy świata, zawieszone w przestrzeni pomiędzy grupami. Ten marsz to medytacja, modlitwa i czekanie.

Teraz człowiek jest w stanie pomyśleć o wszystkim. Zrobić rachunek sumienia, zdołować się swoimi życiowymi postępowaniami i wyborami, upaść i zacząć wzrastać. Bo góry budują, powodują, że chce się być lepszym człowiekiem, coś zmieniać, budować na nowa. Zacząć wszystko od początku, ale jakoś może, z innego miejsca.

Mogłabym tak iść i iść. Spuszczam głowę, robię krok i kolejny w przekonaniu, że to jest właśnie mój cel. Te spokojne, wykonywane z dużą cierpliwością kroki.

Olga, pomimo wcześniejszej złości, też łagodnieje. Może też tym marszem wbija się w jakieś zen, w strefy ciepła duszy, o których zapomniała.

Znikamy z mapy, jesteśmy pomiędzy punktami wyjścia i przyjścia, jak dwie kropki, które giną z radaru satelitarnego.

Po kilku godzinach dochodzimy na miejsce. Po dłuższej chwili dociera do nas kolejna część grupy, teraz już wszyscy razem usiądziemy do kolacji i planować będziemy następny dzień.

Jesteśmy w bazie pod Broad Peakiem, jesteśmy w bazie pod Broad Peakiem – muszę to sobie powtarzać co jakiś czas, bo właśnie moje marzenia stają się rzeczywistością. Przegadane tematy się realizują.

Zmrok zapada szybko, a zmęczenie i zimno zmuszają do zagłębienia się w namiot. Nie ma nocnego podziwiania gór.

Broad Peak to dwunasta pod względem wysokości góra na świecie, ośmiotysięcznik zlokalizowany na granicy Chin i Pakistanu, kiedyś nosił nazwę K3.

W tym roku odbyło się kilka szczęśliwych wejść na ten szczyt.

Ośmioro himalaistów z Polski zdobyło tę właśnie górę. Na Broad Peak weszło pięciu uczestników wyprawy Beskid Expedition Team oraz indywidualni wspinacze.

Jako pierwszy informacje o zdobyciu szczytu przekazał Rafał Fronia, zaraz po nim na wierzchołek wszedł Denis Urubko.

Byli tutaj niemal miesiąc przed nami, a dziś my udeptujemy w tym miejscu kamienie.

Nie tylko R. Fronia czy D. Urubko spełnili tego lata swoje marzenie. 22 lipca na szczycie K2 stanęła Monika Witkowska. Została tym samym drugą po Wandzie Rutkiewicz Polka, która dokonała tej sztuki.

Ruszamy i my pod tę górę gór, żeby przypatrzeć się z bliska olbrzymowi.

K2 uchodzi za najtrudniejszy z ośmiotysięczników. Dotychczas na szczycie stanęło niewiele ponad 300 osób. K2 i Annapurna (8091 m n.p.m.) to góry o najmniejszej liczbie wejść i największej liczbie śmiertelnych wypadków.

Trasa do bazy pod K2 prowadzi przez śnieżną część lodowca Godwin Austen.

Przeżycie niesamowite, stąpamy po żywym lodzie. O dziwo pogoda dopisuje, słońce przyjemnie rozgrzewa chłodny poranek. Góry zniewalają swoimi rozmiarami, rozpiętością, surowością i cudownością.

Natomiast K2 to piękno w czystej postaci, nie ma ani jednego błędu w tworzeniu. Wszystko zachwyca a legenda srogości i strome ściany budzą respekt.

Po kilku godzinach docieramy do kopca Gilkeya. Znajdują się tu płyty poświęcone m.in. Wojciechowi Wróżowi (zginął na K2 w 1986 r.), Maciejowi Berbece i Tomaszowi Kowalskiemu (stracili życie na Broad Peaku w 2013 r.).

W pobliżu znajdują się też prawdziwe groby skrywające ciała wspinaczy, dla których góry nie były łaskawe. Od 1982 r. spoczywa tu Halina Kruger-Syrokomska.

Wszyscy czujemy podniosłą atmosferę tego miejsca. Z ostrożnością wyjmujemy aparaty, ściszamy głosy. Niestety świeczniki nie chcą się zapalić. Symbolicznie więc stawiamy je przy Polakach i powoli schodzimy stromym zboczem.

Z tego punktu widać bazę pod K2, która tym razem świeciła pustkami. Wszystkie ekipy wróciły już do domów.

Wracamy i my. Przed nami wiele kilometrów drogi, a do Concordii musimy dojść przed zmierzchem- Inshallah!

Deszcz łapie nas prawie przy namiotach bazowych. Przekleństwa same cisną się na usta. Kamir mówi, że w całej jego długoletniej karierze alpinisty i przewodnika nie zdarzało się, żeby na wysokości 5000 m padał tak długo deszcz i nie spadł ani jeden płatek śniegu.

Przy kolacji zapada decyzja, że ze względów na trudne warunki atmosferyczne nasza droga powrotna nie odbędzie się wcześniej zaplanowana trasą, czyli przez przełęcz Gondogoro. Niektórzy przyjmują informację z roz- czarowaniem, inni ze złością, część z ulgą.

Widać przełęcz nie miała być naszą przygodą tym razem. Pewnie opatrzność przygotowała dla nas inne atrakcje, o których jeszcze nie wiemy. Nic bowiem, nie zdarza się przypadkiem.

Z doświadczenia wiem, że droga wiodąca tą sama trasą nigdy nie jest taka sama. Z drugiej strony zawsze wszystko wygląda inaczej. Inne rzeczy dostrzegamy, na inne zwracamy uwagę.

Do powrotu podchodzę z entuzjazmem. Chcę się umyć, rozciągnąć wygodnie na czystym łóżku, napić się zimnej coca – coli, bo o piwie w tym kraju nie ma mowy, i zjeść coś ze smakiem. Stęskniłam się za cywilizacją, choć przecież wcale mi jej nie brakuje.

 

cdn

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: