•   Wednesday, 24 Apr, 2024
  • Contact

Damnatio Memoriae?

WW Historia - Świat w którym żyjemy

Skazanie na zapomnienie było najokrutniejszą karą w świecie starożytnym. Później praktykę wymazywania ludzi i zdarzeń ze świadomości praktykował reżym sowiecki. Mamy takie odczucie, iż każda forma pamięci, nawet niesława, jest lepsza niż zapomnienie. Czy zatem planowe rugowanie naszej zbiorowej pamięci, jakiego jesteśmy dziś świadkami w szeroko rozumianej kulturze Zachodu, jest jakąś formą ‘kary’, czy też realizacją programu pozbawienia nas cywilizacyjnych tożsamości i samoświadomości. Mamy być w takim zamyśle jedynie masę społeczną, gotową do bycia zarządzaną poprzez rozmaite stimuli, zgodnie z ideologicznym nakazem chwili.   
Kontynuując dla naszych Czytelników i Czytelniczek cykl ciekawych tekstów dotykających szerokiego tematu edukacji historycznej, przedstawiam (edytowany) wywiad z prof. W. Roszkowskim. Wywiad ten ukazał się na portalu wPolityce.pl w grudniu 2022.  

***
„Lekceważenie historii, jako niezwykle ważnego przedmiotu nauczania w szkole średniej, odbiło się na wiedzy historycznej dzisiejszego pokolenia, ale także na jego postawach obywatelskich”    
prof. Wojciech Roszkowski   

 
Red. Maciej Marcinek, wPolityce.pl: Czy dzieci chcą się uczyć historii?  

Prof. Wojciech Roszkowski: Nie mogę powiedzieć, żebym miał na co dzień do czynienia z dużymi grupami licealistów, ponieważ w szkole średniej nie uczę i opieram się raczej na różnych opiniach obiegowych czy publikowanych w mediach ogólnie dostępnych, gdzie możemy znaleźć raczej pesymistyczne analizy stosunku młodego pokolenia do historii. Mówimy tutaj o nastolatkach szeroko rozumianych. Rzeczywiście z tego wynika, że ich wiedza na tematy historyczne i zainteresowanie historią jest mała.  

Czego to jest skutkiem?   
 
Myślę, że to jest zjawisko szersze, cywilizacyjne, polegające na zafrapowaniu współczesnych ludzi w ogóle, ale młodego po- kolenia szczególnie, tym co tu i teraz w najprościej dostępnych mediach. Kiedy jadę metrem, obserwuję, że jeśli jest 10 osób, to 7-8 patrzy w telefon. Zatopienie w telefonie jest zjawiskiem powszechnym. Młody człowiek bez smartfona czuje się w ogóle nieistniejący. Jego nie ma. Wszystko, co go dotyczy, ma gdzieś na tym ekraniku i wypatruje. Co on tam znajduje? (…)  
Ten najnowszy podręcznik WSiP, jak i poprzednie z ostatnich 20 lat, które widziałem, to jest coś takiego, co moja żona nazywa oczopląsem. Jak się rozkłada książkę, to tam na każdej stronie jest po 5-6 elementów. Kawalątek tekstu, diagramik, tu jest obrazek z podpisem, tam jest ramka, jakiś wbity rutynowo cytat z boku, podkreślenia i do tego tekst często ma różne czcionki. Jeśli młody człowiek ma z tego zrozumieć co się działo, to rzeczywiście jest to dramatycznie trudne. On czy ona może zapamiętać jakiś drobiazg, który przykuje uwagę. Nie będzie natomiast umieć powiązać tego z tekstem, ani z diagramem i cytatem obok. To jest dramat. Wielokrotnie już mówiłem o sposobie percepcji informacji w młodym pokoleniu. Opieram się tutaj na - moim zdaniem - bardzo mądrej książce niemieckiego psychologa Manfreda Spitzera „Cyfrowa demencja”. Przeanalizował on sposób pobierania informacji przez młode pokolenie, a zwłaszcza przez ludzi, którzy zapamiętują krótkie komunikaty i szybko je zapominają. Pamięć o informacji w krótkim komunikacie zapada szybko, płytko i szybko ulatuje. Natomiast informacja umiejętnie powiązana jedna z drugą, z pewnym wywodem i opowieścią, zapada głębiej. Przeczytanie strony wymaga wysiłku, ale trzeba zobaczyć gdzie jest podmiot, gdzie orzeczenie, a dalej - co z tego wynika. Takie uporządkowanie i podejście do tematu sprawia, że lepiej się zapamiętuje i wszystko głębiej zapada w pamięć. Słaba znajomość historii nie musi więc wynikać z niechęci do niej. Młodzież po prostu żyje szybko zapamiętanymi informacjami i niestety jeszcze szybciej zapomnianymi. Tak się historii poznać nie da.  

Jak się więc okazuje, młodzież czerpie większość informacji na temat świata z mediów społecznościowych. Skoro tak, to nasuwa się pytanie: czy nie należałoby wy- korzystać nowych mediów do usprawnienia nauki historii?  

Pytanie, jak to zrobić? Tej rewolucji technologicznej myślę, że nie da się już odwrócić. Zostaje więc pytanie, czy nie da się w nią wpleść nowego sposobu przekazywania treści historycznych. W tak krótkich komunikatach, jak to się dzieje w większości mediów społecznościowych, chyba z wyjątkiem You- Tube, wydaje mi się, że to jest niestety niemożliwe. W podręcznikach, które zawierają taką „siekaninę” to też jest niemożliwe. Szansa jest raczej w tym, żeby przenieść „kontrofensywę” do podręczników. W You-Tube istnieje możliwość prezentacji filmików, w których można już coś powiedzieć. YT jest pewną szansą. Natomiast Twitter, Tik-tok czy Instagram to są instrumenty dość ograniczone, ponieważ tam są krótkie komunikaty, w których wiele treści czy kontekstu właściwie nie ma, jeśli chodzi o przekaz historyczny.  
YouTube otwiera przed nami pewną szansę. Należałoby świadomie do tego podejść jako pewnego rodzaju program nauczania poprzez ten rodzaj medium społecznoś- ciowego. Nic jednak nie zastąpi podręcznika. One były i będą. Proszę jednak pamiętać, że pomiędzy uczniem a podręcznikiem jest nauczyciel. I tutaj jest sedno sprawy. (…)  

Nadal ważniejsza jest data niż procesy, które miały większe znaczenie na historię i poznanie jej mechanizmów.  
Niestety, tak! Pamiętam jak dawno już temu zaskoczyło mnie, że  ten mój „marmurek” czyli „Historia Polski” był używany na wydziale prawa chyba czy na egzaminie na prawo, jako pomoc do egzaminu z historii. Na tym egzaminie przygotowano pytania testowe z tej książki. Dla mnie to było niezrozumiałe: pytania testowe na egzaminie z historii? To trochę tak, jakby pytać z książki telefonicznej. Oczywiście można dotrzeć do tego czy egzaminowany wie, w którym roku ktoś tam został premierem, ale co ten rząd dalej robił to już trzeba wiedzieć. To trzeba umieć opowiedzieć, opisać w kilku, kilkunastu zdaniach z podmiotem, orzeczeniem, dopełnieniem… Pytania testowe na egzaminie z historii to jest mord na tym przedmiocie.  

Czy ograniczenie liczby godzin nauki historii w szkole nie było szkodą wyrządzoną młodzieży?  

Absolutna zgoda. To się zaczęło od reformy systemu oświaty ministra edukacji, prof. Mirosława Handkego z 1999 roku. Później nastąpiła kolejna zmiana w systemie edukacji za pani minister Katarzyny Hall. Czyli właściwie mamy wyrwę pokoleniową (…)  

Jest jeszcze jeden nośnik, na który młodzież jest podatna - film. Jak możemy z tego skorzystać, skoro nie potrafimy nakręcić filmu, który zainteresuje młode pokolenie?  

Pewne próby były. Na przykład „Rewers” Borysa Lankosza. Telenowela „Korona królów” była jednak niskobudżetowa i dość schematyczna. Wydaje mi się, że to jest kwestia formuły takiego filmu. Telenowela takiego warunku nie spełni. To jest produkcja dla starszego pokolenia, które ma dużo czasu. Moim zdaniem trzeba wybrać jakiś fragment historii, wybrać interesujące wydarzenia, przygotować scenariusz z romantyczną lub sensa- cyjną fabułą i to zaprezentować jak film fabularny. Taki film może mieć szansę na powodzenie i zachęcić do poszukiwań i poz- nawania epoki i wydarzeń… (…)  

Panie profesorze, a może ta słabość polega na tym, że Amerykanie kochają Amerykę, są w stanie dać się za nią „pokroić”, kochają historię Ameryki i są do niej szczerze przywiązani?  

I to jest być może problem. Nasi niektórzy scenarzyści, reżyserzy filmowi, a także nasi aktorzy, którzy nierzadko deklarują swój negatywny stosunek „do tego kraju”, nie potrafią zrozumieć, że kochać to nie znaczyć wielbić. Kochać to znaczy wymagać, a to oznacza, że jeśli chcemy pokazać dobrze polską historię, to pokazujmy ją ze wszystkimi niuansami. To nie musi być tylko i wyłącznie „bohaterszczyzna”. Tylko trzeba to zrobić umiejętnie i z przekonaniem.  

Kiedy było łatwiej pisać o historii. Teraz czy w PRL-u?  

Tego nie da się porównać. To, co ja napisałem w PRL-u nie mogło ukazać się w Polsce oficjalnie. Teraz piszę i wydaję legalnie w zupełnie innych warunkach. Dzisiaj mamy wolność i piszę to samo, myślę o historii tak samo i dostaję w skórę publicznie. Czyli czasy się zmieniły. Myślę, że mamy do czynienia z bardzo silną poprawnością polity- czną. To znaczy czasy komunistyczne trzeba przykryć patyną, powiedzieć „no tak były zbrodnie, był stalinizm niedobry, komunizm już upadł i mamy święty spokój”. Jednak wchodzić w detale, denerwować mło- dzież, „o nie, bez przesady”. Przecież żyją ludzie, którzy mogą się czuć „napiętnowani, wykluczeni, lepiej nie rozdrapujmy ran”, „nie kopmy leżących” itd. Oczywiście do tego dochodzi fakt, że samozwańczym elitom pewne rzeczy wolno, a innym – nie.  
(…)  
Obserwując wszystkie takie zachowania, rodzi się w głowie pytanie, czy tak już kiedyś nie było? Czy my nie potrafimy wyciągać wniosków z historii? Z tego jak bardzo w przeszłości zostaliśmy poranieni…
 
Myślę, że ludzie słabo uczą się życia z historii i z podręczników i bardzo chętnie powtarzają błędy. Jakby tego było mało, często odwracają znaczenia. Jeśli słyszę, że w rocznicę zabójstwa prezydenta Gabriela Narutowicza, komuś kojarzy się to z Marszem Nie- podległości, to mnie się to raczej kojarzy z całą sprawą pana Cyby. I tu wchodzimy na taką czystą politykę: „Кто? Кого?”. Mam jednak, nieodparte wrażenie, że jak kiedyś śpiewał Czesław Niemen „ludzi dobrej woli jest więcej”. Jest sporo w Polsce ludzi, którzy są znieświeżeni tym potokiem prymitywnych ataków, oskarżeń tych wszystkich szarańczy, watah, tej biomasy i tych wszystkich epitetów… Ci ludzie chcieliby, żeby w życiu publicznym był spokój i pokój. W demokracji są różnice zdań i walka o interesy. Pięknie! Chodzi jednak o to, żeby to nie odbywało się na zasadzie takiej jak w czasach komunistycznych, że adwersarza trzeba dobić.  
(…)  
„Przecież „ludzi dobrej woli jest znacznie więcej”. Dziękuję za rozmowę Panie Profesorze.

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: