Kanadyjczycy bronią wolności słowa

The Epoch Times


 Jeśli wolność w ogóle coś znaczy, oznacza to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć. — George Orwell
Przez ponad stulecie socjalistycznego postępu kulturowego zdolność człowieka do niezależnego myślenia i swobodnego wyrażania opinii znajdowała się w stanie gwałtownego upadku.
Od państwowych stacji radiowych i telewizyjnych po Internet, prawie wszystkie nowoczesne innowacje w komunikacji zostały wykorzystane do kontrolowania, a nie wyzwalania indywidualnej ekspresji ludzkiej.
Ponad 60 lat temu marksiści ze szkoły frankfurckiej, tacy jak Herbert Marcuse, sprowadzili na wybrzeża Ameryki Północnej potężne kampanie intelektualne przeciwko demokratycznemu kapitalizmowi.
Z przyczółków na różnych amerykańskich uniwersytetach Marcuse wdrażał zwodnicze postmodernistyczne teorie przeciwko temu, co nazywał zachodnią „represyjną tolerancją”. Twierdził, że z powodu niesprawiedliwości w zachodnim społeczeństwie wolność słowa i tolerancja dla różnych punktów widzenia jest równoznaczna z uciskiem społecznym.
Marcuse odrzucił liberalną zasadę „tolerancji bez wyjątku”, przekonanie, że wszystkie opinie mają znaczenie, na rzecz „tolerancji bez dyskryminacji”, z której wynika, że tylko opinie marksistowskie zasługują na wysłuchanie.
Dziedzictwo Marcuse'a nadal nadaje ton ciągłemu odrzucaniu przez lewicę wolności słowa i wolności człowieka.
Na przykład w artykule New York Post z 2020 r. podano, że współzałożycielka Black Lives Matter, Patrisse Cullors, z radością oświadczyła, że ona i jej koledzy organizatorzy byli wyszkolonymi marksistami. Odtąd nie było zaskoczeniem, że zwolennicy BLM uważali stwierdzenie typu „wszystkie życia mają znaczenie” za zakazane słowa.
Sprzeciw lewicy wobec wolności słowa jest jasno wyjaśniony w książce z 2019 roku zatytułowanej „Sprawa przeciwko wolności słowa”, autorstwa postępowego amerykańskiego dziennikarza Petera Moskowitza.
Książka Moskowitza była reklamowana jako „mocne exposé, które rzuca światło na potężne siły konserwatywne, które toczyły przez dziesięciolecia bitwę o przejęcie znaczenia wolności słowa”.
Krytyka teoretyków marksistowskich skupia się na reifikacji „stosunków władzy”. Pisarze tacy jak Moskowitz nie widzą żadnej wartości w zachodnich ideałach demokracji. Ich obłudne odniesienia do „potężnych sił konserwatywnych” są równie niedorzeczne, co męczące i nieuczciwe.
Radykalni eksperci regularnie przywołują „wielkie prawicowe spiski” i wszechobecną spuściznę Adolfa Hitlera. To jest inspirowane przez Marcusa uzasadnienie zamykania opinii przeciwnika i zaprzeczania jakimkolwiek miarom otwartego dyskursu. Nasi mieszczańscy “Woke- rati” podwójnie przedstawiają „wolność słowa” jako „mowę nienawiści”.
Dziewiętnastowieczny brytyjski filozof liberalny, John Stuart Mill, napisał kiedyś: „Gdyby wszyscy ludzie poza jednym mieli jedno zdanie, ludzkość nie byłaby bardziej usprawiedliwiona w uciszaniu tej jednej osoby niż on, gdyby miał władzę, nie miałby usprawiedliwienia w uciszaniu całej ludzkości.”
W XXI wieku liberalne poglądy Milla nie mają już miejsca w kanadyjskich instytucjach formacyjnych. Dla strażników obudzonej ortodoksji – których można zebrać w ciągu kilku godzin, aby zapobiec wyrażaniu dysydenckiej opinii na kampusie uniwersyteckim – prawo do mówienia rzeczy, których niektórzy mogą nie chcieć słyszeć, nie jest już cenione jako zasada zachodniego liberalizmu.
Obywatele pytają: czy wolność słowa nie jest prawem człowieka?
We wrześniu tego roku członkowie Civitas Canada i Society for Academic Freedom and Scholarship (SAFS) połączyli siły w Halifax w Nowej Szkocji, aby zorganizować publiczne sympozjum na temat statusu wolności słowa.
Zainteresowanych obywateli zaproszono do Biblioteki Publicznej Halifax na wieczór swobodnej dyskusji na temat: „Czy wolność słowa nie jest prawem człowieka?” Wydarzenie obejmowało trzyosobowy panel i mnóstwo czasu na udział publiczności.
Pomimo tego, że plakaty sympozjum były zerwane na bieżąco, tak szybko, jak szybko wywieszali je organizatorzy, temat przyciągnął salę pełną ożywionych i zaniepokojonych obywateli, studentów, naukowców i biznesmenów.
Wypowiadając się z perspektywy akademickiej, Stephen Perrott, starszy profesor psychologii na Uniwersytecie Mount St. Vincent, zaczął od stwierdzenia: „Dorastałem w czasach, gdy lewica polityczna domagała się wolności słowa. Gdzieś, kiedy nie zwracałem na to uwagi, wolność słowa stała się „prawicą”. Nie jestem pewien, co się stało”.
Perrott twierdził, że dzisiaj to profesura ogranicza mowę i wymaga konformizmu. „Jakoś udało im się przekonać większość studentów, że cenzura jest przeprowadzana w dążeniu do sprawiedliwości” – powiedział.
W trakcie całego sympozjum zwolennicy wolności słowa opisywali zimne traktowanie ze strony przyjaciół, bycie w niekorzystnej sytuacji w manipulowanych przez media debatach politycznych, utratę zdrowej „kultury sporów” w instytucjach szkolnictwa wyższego oraz bycie uciszanym lub karanym w hiperupolitycznionych miejscach pracy i dzielnicach . Całe wydarzenie można obejrzeć w YouTube. (https://www.youtube.com/watch?v=ho7q3Sp69v4)
Nieustraszeni mieszkańcy Nowej Szkocji, którzy pojawili się w bibliotece publicznej, aby dochodzić swoich kanadyjskich praw, mogą być mile widzianym znakiem, że prawdziwie demokratyczna kontrkultura rośnie w siłę. Obywatele zaczynają rzucać wyzwanie politycznym ideologom, którzy dążą do przekształcenia wolnych społeczeństw w autorytarne zaściany.
Odejmij nam możliwość wyboru tego, co chcemy powiedzieć, a przestaniemy być w pełni funkcjonującymi istotami ludzkimi. Właśnie dlatego Kanadyjczycy występują w obronie wolności słowa, póki jeszcze istnieje.
William Brooks
 
William Brooks jest kanadyjskim pisarzem, który współpracuje z The Epoch Times z Halifax w Nowej Szkocji. Jest starszym członkiem Frontier Center for Public Policy.

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: