Europejski optymizm nie zastąpi rzeczywistości

WW Świat, w którym żyjemy

Sytuacja strategiczna w naszym sąsiedztwie zmienia się gwałtownie i nie o sam konflikt na Ukrainie tu jedynie chodzi. Ten konflikt jest raczej symptomem zmian. Jednobiegunowy układ świata, jaki powstał po upadku ZSSR i trwał przez trzy dekady, odchodzi z hukiem. Nowy wykluwa się w zaciszu gabinetów wielkiej polityki (wielkich interesów) i zapewne będzie oparty o co najmniej trzy filary, z których dwa - USA i Chiny - stoją wobec siebie w pozycji konfrontacyjnej. Czy jednym z globalnych filarów będzie także UE? Jeśli tak, to na jakich wewnętrznych zasadach oprze się ta globalna postura Unii? I jaki koszt poniosą obszary peryferyjne (my!), znajdujące się w „strefie zgniotu”? Bo koszty musza być, i to wysokie!

Na dziś w Brukseli panuje absolutna wiara w sprawczości biurokratycznych procedur. A że świat współczesny boleśnie weryfikuje biurokratyczne zaklęcia? A, tym gorzej dla świata, skoro biurokraci i tak wiedzą swoje. Dziś ci sami w sumie biurokraci, którzy po roku 1990 narzucili rozbrojenie Europie, chcą kontrolować politykę zakupów obronnych poszczególnych państw Unii.

Zarys analizy postaw Brukseli, w kontekście wizyty w Warszawie i Kijowie wysokiego komisarza Unii przedstawia znany w Polsce analityk bezpieczeństwa, Marek Budzisz. To ciekawy tekst, uzupełniający prasowe laudacje, pisane na bieżące potrzeby władzy w Warszawie. Tyle, że owa analiza nastrojów nam nie poprawia, zwłaszcza w kontekście mało optymistycznych ocen zacho- dnich ‚think tanków’ o tempie, w jakim Rosja skutecznie przestawia swoją gospodarkę na potrzeby wojny.  Wojny z kim?

NB. Spostrzeżenie. Szwajcaria, kraj neutralny i otoczony przez państwa przyjazne, posiada setki tysięcy rezerwistów i zapasy broni. Jakie zasoby rezerwy posiada największy kraj frontowy Sojuszu, i jakie ma rezerwy sprzętowe?

Spostrzeżenie drugie. Pranie mózgów ma sens! We wspomnianym kraju frontowym są liczni obywatele, zwłaszcza „młodzi, wykształceni, z dużych miast”, którzy z całą powagą głosili (do 24 lutego 2022) a liczni nadal lansują tezę, iż nic Polsce nie grozi. Nie potrzebne są jej zatem liczne i przeszkolone siły zbrojne, po jakie licho okręty, czołgi, samoloty. Po co własny przemysł obronny, po co infrastruktura. Dogmatem jest zawsze odpowiedź, iż „w razie czego” pomoże NATO i UE. A w jaki sposób, z jaką wolą polityczną i w oparciu o jakie zasoby - te trywialne pytania uwadze wyprasowanych poprawnie umysłów już nie zajmują!
W.Werner-Wojnarowicz
***
"Liczymy, że Ameryka przestraszy się perspektywy utraty sojusznika?"
 Jak oświadczył Josep Borrell Unia Europejska dostarczy Ukrainie do marca 524 tys. sztuk amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm. Te informacje są o tyle istotne, że przed rokiem Bruksela uruchomiła specjalny program, który miał w rezultacie spowodować w ciągu 12 miesięcy dostawy na poziomie (takie były deklaracje) 1 mln sztuk tak potrzebnej amunicji. Trudno zatem wysłanie raptem nieco więcej niż połowy tej deklarowanej wielkości uznać za sukces. W normalnym świecie nie byłoby czym się chwalić, ale nie w Brukseli. Jeśli wywiążemy się w połowie ze składanych wcześniej obietnic raczej mówimy o niepowodzeniu całego projektu. Jednak europejską biurokracja działa zupełnie inaczej i Borrell mówi o sukcesie koncentrując uwagę opinii publicznej na tym, że do końca roku państwa Unii dostarczą Ukrainie 1,1 mln sztuk amunicji, a dotychczasowa pomoc wojskowa w czasie trwającej wojny już zamknęła się kwotą 28 mld euro, a tylko w tym roku dostawy, zgodnie ze złożonymi deklaracjami, mają wynieść 28 mld, a zatem, jak oświadczył Borrell „pomoc przyspiesza”. Nie do końca wiadomo na podstawie jakich wyliczeń ten hiszpański eurokomisarz głosi swe odważne tezy, ale dobre samopoczucie brukselskiego urzędnika jest oczywiste.

Pozyskanie amunicji a zdolności do jej wyprodukowania

Jeszcze dalej poszedł Thierry Breton, francuski eurokomisarz odpowiadający za rynek wewnętrzny Wspólnoty, który poinformował, że program „odniósł sukces”, bo nie chodziło w nim wcale, mimo że naiwni zapewne tak uważali, o dostawy amunicji dla Kijowa, ale o zwiększenie mocy produkcyjnych europejskiego sektora zbrojeniowego, tak aby działające fabryki były w stanie produkować taką właśnie liczbę pocisków rocznie. „Innymi słowy – powiedział Breton - już dziś jesteśmy na tym poziomie – jesteśmy dwa miesiące przed terminem, jeśli chodzi o naszą zdolność do wyprodukowania większej ilości amunicji w Europie, oczywiście dla Ukrainy, ale także dla naszego własnego bezpieczeństwa”. Innymi słowy sukces, tym większy, że w gruncie rzeczy, aby go osiągnąć nie trzeba było nic robić, bo firmy zbrojeniowe w Europie jeszcze przed uruchomieniem tego programu przez Komisję produkowały więcej niż milion pocisków artyleryjskich rocznie. Panu eurokomisarzowi pomyliły się zdolności produkcyjne ze zdolnościami do pozyskania amu- nicji przez europejskie rządy. Tylko niemiecki Rheinmetall może obecnie produkować 450 tys. sztuk amunicji kalibru 155 mm rocznie i zapowiedział, po tym jak sfinalizowany zostanie zakup hiszpańskiego producenta Expal, zwiększenie tych zdolności do 600 tys. sztuk. Trzeba jednak pamiętać, co podkreśla jeden z ostatnich raportów dlaParlamentu Europejskiego, że 40 proc. europejskiej produkcji jest obecnie eksportowane, (…)

Ale to nie jedyna, warta uwagi, kwestia. Otóż jak powiedział w październiku 2023 roku admirał Rob Bauer, stojący na czele Komitetu Wojskowego NATO, cena jednego pocisku kalibru 155 mm, która przed wybuchem wojny na Ukrainie kształtowała się na poziomie 2 tys. dolarów za sztukę, teraz w związku ze wzrostem popytu, oscyluje w Unii Europejskiej wokół 8 tys. dolarów. Tylko, że w Stanach Zjednoczonych, jak niedawno ujawnił rzecznik prasowy sił lądowych, za taki sam pocisk armia płaci ok. 3 tys. dolarów. (…)

Przy okazji warto zauważyć, że niektóre mniejsze państwa europejskie takie jak państwa bałtyckie „oskarżane” są przez inne o to, że wykorzystały ten fundusz na modernizację własnego potencjału wojskowego. W świetle tej argumentacji miały one przekazać Ukrainie przestarzałe konstrukcje pochodzące jeszcze z czasów sowieckich, a za pozyskane z EPC środki zakupić nowoczesne. Tego rodzaju argumentacja pokazuje, że w całej dyskusji nie chodzi o to w jaki sposób pomóc Ukrainie, która choćby ze względów szkoleniowych jest zainteresowana pozyskaniem takiego właśnie sprzętu, ale o to w jaki sposób pozycjonować się w europejskim systemie, tak aby na wydatkowanych pieniądzach najwięcej zarobić minimalizując wkład własny. (…)

Piszę o tym, bo przeczytałem w Foreign Affairs artykuł sygnowany przez przedstawicieli europejskich think tanków strategicznych, którego Autorzy proponują „przygoto- wanie Europy” do kolejnej kadencji Donalda Trumpa i strategicznego porzucenia naszego kontynentu przez Amerykę. Wystąpienie to jest niezwykle ciekawym przykładem czym charakteryzuje się „europejski duch”, ale również pozwala nam ocenić to w jaki sposób piszący oceniają geostrategiczne realia, w których może znaleźć się nasz kontynent. Po pierwsze są oni zdania, że na początku trzeciego roku wojny na Ukrainie można powiedzieć, iż „Europa zachowała się lepiej” niż wielu zakładało. Spodziewano się bowiem miękkiej postawy, dążenia do jakiejś formuły kompromisu z Rosją, która mogłaby przypominać to co obserwowaliśmy w trakcie rokowań w Mińsku w 2015 roku i słabych sankcji, a udało się zrobić znacznie, znacznie więcej. (…)

Idźmy dalej. Otóż Autorzy wystąpienia są przekonani, że Donald Trump, jeśli zostanie kolejnym prezydentem, może chcieć zawrzeć pokój z Rosją i wymusić ustępstwa na Ukrainie. (…) oczekiwany w związku z kolejną kadencja Trumpa kryzys strategiczny musi skłonić Europejczyków, aby w kwestiach własnego bezpieczeństwa, w tym wojskowego wsparcia dla Ukrainy, zaczęli polegać na sobie a nie na atlantyckim sojuszniku. Wydawałoby się, że postawiwszy ten zdroworozsądkowy i słuszny postulat europejscy eksperci pokuszą się o wskazanie drogi w jaki sposób przezwyciężyć dzisiejsze trudności, jak przyspieszyć europejski przemarsz drogą w stronę strategicznej suwerenności, jak przekonać opór niezdecydowanych, że trzeba się zbroić. Ale nic z tego. (…)
Eksperci odwołują się w swym wystąpieniu do European Peace Facility, funduszu, który (…) został utworzony po atakach Trumpa na NATO. (…) Właściwie można byłoby w tym miejscu zakończyć lekturę tego zadziwiającego wystąpienia, którego Autorzy najwyraźniej są zdania, że wart 12 mld euro fundusz jest świadectwem tego, że europejscy przywódcy rzeczywiście zrewidowali swoją politykę i teraz będą budować strategiczną samodzielność naszego kontynentu. (…)

Po co wiec piszą, i to na dodatek w amerykańskich periodyku zajmującym się kwestiami polityki zagranicznej, te wezwania do strategicznego usamodzielnienia się Europy? Nie dlatego, że takich zmian od lat domaga się Waszyngton. Chodzi o (…) pogróżkę. Jeśli bowiem nasz kontynent usamodzielni się w kwestiach wojskowych, to podobny ruch będzie miał miejsce również w obszarze polityki zagranicznej. Europa zacznie wobec innych regionów świata uprawiać „politykę europejską” niekoniecznie zbieżną z amerykańską. (…)

Mamy w gruncie rzeczy do czynienia z próbą podjętą przez słabszego partnera, jakim jest dziś Europa, szachowania silniejszego gracza, czyli Ameryki. (…) Liczymy, że Ameryka przestraszy się perspektywy utraty europejskiego sojusznika? Problemem jest wszakże to, że dziś nie ma żadnego „europejskiego sojusznika” i próba szachowania Waszyngtonu może się nie powieść choćby z tego tylko powodu, że stolice państw na naszym kontynencie będą miały różne podejście do kwestii zakresu i charakteru współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. No chyba, że powstanie sfederalizowana Europa, wtedy tego rodzaju rozgrywką stałaby się możliwa. Rzuca to nieco światła na motywy dlaczego rozmawiamy o pogłębieniu integracji.

Marek Budzisz  
https://wpolityce.pl/swiat/680840-europejski-optymizm-nie-zastapi-rzeczywistosci

 

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: