Przeprowadzka: jak to było

Z daleka od szosy (147)


 Opisywałem tydzień temu bankiet wydany przez Maćka Czaplińskiego z okazji losowania Mercedesa dla jego klientów. Ponieważ też byłem takim klientem więc na bankiecie byłem również. Nie wygrałem Mercedesa, za to przypomniały mi się perypetie z przeprowadzką z Mississauga do Welland. Słyszymy ciągle w mediach o nieuczciwych firmach przeprowadzkowych, które podają niską cenę, a potem po zapakowaniu naszego dobytku podnoszą cenę wielokrotnie grożąc, że nie oddadzą nam rzeczy jeśli nie zapłacimy. To oczywiście zwyczajny kryminał i bandytyzm, a jednak wielu ludzi daje się nabrać. Ja wolę robić swoje przeprowadzki we własnym zakresie, a miałem już w życiu niejedną. Dzisiaj wspomnienie o tej ostatniej, którą zawdzięczałem Maćkowi.
„Pisałem już o swoich kolejnych przeprowadzkach i o tym jak to nie zdajemy sobie sprawy ile posiadamy rzeczy poupychanych w różnych zakamarkach mieszkania, zanim nie zaczniemy ich wyciągać na zewnątrz. Ponieważ pamiętałem o tym, więc tym razem zamówiłem największą ciężarówkę U-Haul jaką mają w swojej ofercie. Cena wydawała się rewelacyjna, 40 dolarów za dzień, ale do tego dochodzi cena za każdy przejechany kilometr i cena benzyny. Pod blok akurat podjechała ciężarówka firmy przeprowadzkowej. Ktoś się wprowadzał do budynku. Zapytałem właściciela ciężarówki o cenę. Gdy usłyszałem 1500 dolarów, od razu cena U-Haul nawet razem z 250 kilometrami wydała mi się jeszcze bardziej atrakcyjna. Jasne, że wzięcie takiej firmy przeprowadzkowej jest kuszące, bo załatwia ona noszenie wszystkich tych rzeczy i nie musimy się o nic martwić, ale niestety nie było mnie na to stać. Tak, więc w sobotę 28 września rano zameldowałem się w biurze U-Haul i odebrałem tę wielką ciężarówkę. Byłem wcześnie, jeszcze przed otwarciem, bo nie chciałem takiej niespodzianki jak ostatnim razem w Calgary. Na placu przy Mavis i Dundas stało sporo ciężarówek, ale tylko jedna 26-cio stopowa, ta największa, którą zamówiłem. Dobrze, że byłem wcześniej. Okazało się, że na tę ciężarówkę czyhało też trzech innych amatorów, w tym jeden najwyraźniej zaprzyjaźniony z załogą biura. Dosta- łem w końcu kluczyki i ruszyłem pod blok na przeprowadzkę. Nie było daleko, może półtora kilometra, ale już od razu dostałem szkołę. Mianowicie włączył się przeraźliwy, piszczący sygnał dźwiękowy i kontrolka hamulca ręcznego. Hamulec był wyłączony, sprawdziłem kilkakrotnie, koła się nie grzały, tylko ten przeraźliwy sygnał. Nie, nie będę wracał i reklamował. Nie było innego wyboru, jakoś to przetrzymam. 120 km to tylko najwyżej dwie godziny jazdy. Swój samochód zostawiłem w podziemnym garażu bloku. Sąsiad z naprzeciwka okazał się nieocenioną pomocą. Pojechał nawet z nami i z rodziną swoim samochodem do Welland by pomóc się rozpakować. Miałem, co prawda umówioną pomoc kolegi w Welland, ale kalkulacja wzięła w łeb i planowany przyjazd na południe okazał się przyjazdem późnym popołudniem, a właściwie to już wieczorem. W ogóle koledzy to wspaniała sprawa. Jeden z nich zaopatrzył mnie w porządne kartony, dzięki czemu mogłem zacząć pakowanie już dwa tygodnie wcześniej. Te pudła zajęły prawie całe mieszkanie. Zwieźliśmy je windą na dół do ciężarówki. Wypełniła się po brzegi. A miała być taka duża… No, była duża, przewidziana przeprowadzkę czterosypialniowego apartamentu. Mój był trzysypialniowy, więc myślałem, że wziąłem ją trochę na wyrost. Myliłem się.
Wcześnie rano zawiozłem do nowego domu córkę. W południe miał przyjść instalator do Internetu z Bella, więc ktoś musiał tam być. Całe szczęście, bo nigdy bym się ta tę dwunastą nie wyrobił, a bez Internetu w dzisiejszych czasach nie ma życia.
Zapakowaną po brzegi ciężarówką jechałem z żoną Beatą i psem Belwederem. Przeraźliwy sygnał od hamulca ręcznego wył całą drogę. My to my, ale co musiał przeżywać pies, którego słuch jest o niebo czulszy od naszego. Dojechaliśmy. Sąsiad z rodziną też. Całe szczęście. Nie wiem jak zdołam mu się odwdzięczyć. Była też jego żona, dorosły już syn i córka w wieku szkolnym. Wszyscy nosiliśmy pudełka i kartony. Było nas w sumie siedem osób, a wydawało się, że noszenie nigdy się nie skończy. Skończyło się już w nocy. Rano wstałem o świcie, wsiadłem znowu w tę ciężarówkę i ruszyłem w powrotną drogę do Mississauga by ją zwrócić, przeraźliwy dźwięk ciągle wył. Ciężarówkę U-Haul można, co prawda oddać w miejscu przybycia, i tak zrobiłem z przyczepą przy przeprowadzce z Calgary, ale tym razem i tak musiałem wrócić po swój samochód no i było trochę taniej. Cały rachunek wyniósł 243 dolary. Tego nie da się pobić żadnej firmie przewozowej. W apartamencie pozostało jeszcze trochę drobiazgów, w tym moje narzędzia, co już takim drobiazgiem nie było. Myślałem, że przewiozę to wszystko swoim SUV. Myliłem się.”
Unikajcie firm przewozowych jak ognia. Można się poważnie naciąć finansowo. Z pomocą rodziny i znajomych można sobie dobrze poradzić.  
Cdn. Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: