Powrót na szosę

Z daleka od szosy (146)


W ostatnią niedzielę zrezygnowaliśmy z Beatą z ciszy i spokoju małego miasteczka i ruszyliśmy wczesnym popołudniem do Mississauga. Nie, nie z tęsknoty za wielkomiejskim życiem, tylko na spotkanie z Maćkiem Czaplińskim, który znalazł nam dom w Welland i załatwił wszystkie sprawy związane z jego kupnem trzy lata temu.
Przez te trzy lata zdążyliśmy zapomnieć o wielkomiejskich tłumach i masie przewalającycych się samochodów. Do dobrego człowiek przyzwyczaja się bardzo szybko. Równie szybko zapomina to co złe. Tak więc gdy już zjechaliśmy z autostrady 407 na 403 to mieliśmy mały szok. Takiej masy samochodów pędzących dookoła mnie już dawno nie widziałem. Trwało to na szczęście nie tak długo, bo tylko do Cawthra Rd., gdzie zjechaliśmy do Polskiego Centrum, w którym miało się odbyć losowanie nowego mercedesa zafundowanego przez Maćka dla jego klientów.
Do tych klientów zaliczaliśmy się też my i stąd zaproszenie na ten bankiet. Pomimo, że przyjechaliśmy tylko parę minut po czasie to parking już był prawie zajęty, a jest to wielki parking. W środku wiła się długa kolejka gości z za- proszeniami. Staliśmy i staliśmy aż wreszcie przyszła nasza kolej. Pokazaliśmy zaproszenie i zostaliśmy poproszeni do sali bankietowej gdzie była masa zastawionych stołów i... następna długa kolejka. Tym razem gdy dotarliśmy już do końca odcięto nam kupon od zaproszenia i włożono go zrolowanego do małej plastikowej ampułki, którą sam musiałem zamknąć plastikowym wieczkiem, a następnie wrzucić tę ampułkę do wielkiego bębna z korbą. To była losująca maszyna. Pomysł genialny w swej prostocie. Nie wyobrażam sobie by był tam chociaż ślad możliwości jakiegoś oszustwa. Wszystko odbywało się na oczach ok. pięciuset ludzi, z których każy oczekiwał, że wygra właśnie on. Przywitaliśmy się z Maćkiem i siedliśmy przy jednym z zastawionych wielkich okrągłych stołów. Po krótkim przemówieniu z estrady dowiedzieliśmy się, że najpierw będziemy jeść i słuchać muzyki a losowanie potem.
Nie znaliśmy nikogo przy naszym stole, ale byli to przemili ludzie i czekanie na obiad nie dłużyło się. Nie trwało też długo. Najpierw zaserwowa no nam zupę w porcelanowych kubkach. Z daleka w roznoszonych dzbanach wyglądała jak szczawiowa i nawet wspomniałem o tym sąsiadom przy stole, ale okazało się, że nie. Była to zupa grzybowa. I to jedna z najlepszych jakie jadłem. Potem było jeszcze drugie danie. Kotlet devolay, małe, okrągłe , wszyskie jednego rozmiaru ziemniaki, super sałata i surówka z selerów, którą uwielbiam. A do tego chyba najlepsza wołowina jaką kiedykolwiek jadłem. Dwa plastry pieczeni pomiędzy którymi był jakiś wspaniały sos. Nawet nie będę próbował zgadywać jak to się robi. Brawo dla szefa kuchni z Maksymilian Kolbe centrum w Mississauga.

 

Z estrady przygrywał nam zespół jazzowy ze wspaniałą czarną solistką. Widać było że całą duszę wkłada w tę muzykę. Piękne to było. No i wreszcie przyszedł moment, na który wszyscy czekali. Losowanie. Trwało to dość długo bo najpierw wylosowano chyba dziewięć losów do oddzielnego przezroczystego pojemnika, potem losowano najpierw nagrody pocieszenia i wreszcie został ten jeden plastikowy flakonik zamknięty plastikowym wieczkiem, w którym najdował się talon odciety od kuponu tego, który miał zostać właścicielem mercedesa. Zabrzmiały werble wyjęto los, przeczytano nazwisko i imię.
Nie moje.
No cóż. Jeszcze się nie zdarzyło żebym coś wygrał na loterii więc nie byłem zawiedziony. Poza tym jak stwierdziła moja małżonka Beata, myśmy wygrali coś znacznie większego i lepszego: dom w Welland, w którym mieszkamy od trzech lat, a który wynalazł nam Maciek. Gdy prosiliśmy go o pomoc w kupnie domu, informacja o losowaniu mercedesa dla jego klientów wydawała mi się tylko takim chwytem reklamowym i nie przykładałem do tego specjalnej uwagi. Potem pandemia zatrzymała wszystkie imprezy na dwa lata i losowanie mercedesa zupełnie wyleciało mi zgłowy. Dlatego list z zaproszeniem i kuponem na loterię był ogromną niespodzianką. Maciek Czapliński i jego firma nie rzucali słów na wiatr. To nie był tylko chwyt reklamowy dla przyciągnięcia klientów, to było naprawdę i będzie trwało dalej. Para, która wygrała ten samochód wyglądała jak stworzona do niego. Gratulacje.
I dziękujemy Maćku za to co zrobiłeś i co robisz dla nas, dla Polonii. To była bardzo udana impreza. Do domu mieliśmy „tylko” 120 km. Podróż minęła niespodziewanie szybko, tym razem bez trafiku, aż do samego domu. Gdy dojechaliśmy córka była już w pracy, a pies, obrażony, że został sam zrobił nam głośną awanture. Oczywiście już po gorącym przywitaniu i widocznej uldze że już jesteśmy.
 Cdn. Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: