Mieszkam sobie w Welland i dobrze mi tak

Z daleka od szosy (142)


Minęło trzy lata, odkąd zamieszkałem w Welland. Coraz bardziej oddala się w pamięci wielkomiejski ruch Toronto i Mississauga.

Coraz rzadziej tam jeżdżę, a jak już muszę to wracam z kolejnym potwierdzeniem, że te dwa miasta to już nie taka Kanada jaka poznałem po raz pierwszy w roku 1980. No cóż, czasy się zmieniają. Kiedy w latach siedemdziesiątych, zaczytany w literaturze SF myślałem o roku 2000, to czasem zastanawiałem się czy dożyję tego czasu i jak to wtedy będzie. Nigdy wtedy nie myślałem, że dotrwam do roku 2020. Rozwój poszedł trochę w inną stronę niż przewidywali futuryści i to we wszystkich dziedzinach, ale tu nie miejsce na te rozważania. Mimo, że urodziłem się w mieście to zawsze ciągnęło mnie do wiosek, bezludzia i małych miasteczek. Mississauga, w której mieszkałem najdłużej w mojej podróży przez świat, dłużej nawet niż w jakimkolwiek miejscu w Polsce, Mississauga, do której tęskniłem mieszkając przez pięć lat w Calgary, stała się w pewnym momencie nie do wytrzymania. Tłumy o każdej porze dnia i nocy, przez siedem dni w tygodniu, ciągłe korki na ulicach, masa świateł na skrzyżowaniach, gdzie na zmianę czeka się czasem nawet trzy minuty, cała mozaika świata, języków i kultur. Istna wieża Babel. Wiem, że jest wielu którzy to lubią. Ja nie. Stąd decyzja wyprowadzki. Szkoda mi trochę było znanych od lat zacisznych miejsc, jak porośnięty wiekowymi drzewami cypel na skarpie nad Credit River, Erindale Park nad tą samą rzeką, w której płynęły łososie na tarło i gdzie wcześnie rano mogłem spokojnie spuścić psa ze smyczy, bo nikogo nie było w pobliżu. Wszystkie parki nad jeziorem, prawie puste rano, piękne i spokojne. To wszystko skończyło się. Dzisiaj w miejscach moich spacerów z psem i pięknych wspomnień z Erindale Park, codziennie tłumy obcych ludzi z masą dzieciaków, hałaśliwi, z obcą muzyką z obcego świata, faceci w sukienkach, kobiety w czerni zasłonięte po oczy. To już nie mój świat. Przestałem odwiedzać te miejsca. Mississauga się dla mnie skurczyła bardzo drastycznie. Przyszedł czas by wyjechać. O Welland nawet nie słyszałem. Wiedziałem tylko że jest Welland Canal, dzięki któremu statki mogą omijać wielki wodospad w drodze na inne wielkie jeziora. 27 września 2019 roku przeprowadziłem się do Welland. Dom tylko trochę młodszy ode mnie, a ja nie jestem już dwudziestolatkiem. Nie jest też duży jak na dzisiejsze standardy. Trzy sypialnie, ale za to wykończony basement i dwie łazienki. Jest nas tylko troje, więc nic większego nie jest nam potrzebne, a do tego jest to bungalow, czyli że nie trzeba chodzić po schodach, co akurat dla mnie jest ważne. Dzień zamknięcia, czyli odebranie kluczy do już naszego domu wypadał w piątek. Przezornie wziąłem w pracy wolne na ten dzień, jak również na poniedziałek. Okazało się, że potrzebna mi była każda minuta z tego czasu. Pogoda była jeszcze prawdziwie letnia, w ogrodzie kwitły kwiaty a na winoroślach rozciągniętych pomiędzy dachem a płotem rosły prawdziwe słodkie kiście winogron. Cała masa słodkich winogron, białych i granatowych. Tyle, że trzeba było wejść po nie po drabinie, a drabiny jeszcze nie miałem. No cóż, w bloku nie była mi potrzebna. Wiele rzeczy nie było mi potrzebne w bloku, a teraz będą mi niezbędne. Np. kosiarka, grabie, łopata, nożyce do żywopłotu itp. Nie wiem jak inne rodziny, ale my robiliśmy nasze zakupy domowe, co dwa tygodnie. Kupujemy wtedy jedzenie, proszki do prania, i inne takie drobiazgi, o których wie każda kobieta a każdy mężczyzna niekoniecznie. Ja nie wiem. Wiem tylko, że jadę regularnie do tych samych sklepów, jak Costco, Walmart, Starski, Edi, Chińska Plaza, Plaza Wisła itp. Z różnymi odchyleniami i dodatkami. Żadna z moich dziewczyn nie prowadzi samochodu, więc siłą rzeczy muszę w tych zakupach brać udział, ale mam ze sobą zawsze dobrą książkę, więc nie jest tak źle. Teraz muszę o odnaleźć podobne sklepy w bliskiej okolicy. Czy one w ogóle tu będą? Okazało się, że przerosło to moje oczekiwania. Nie tylko wszystkie te sklepy są w okolicy, ale do tego bliżej od domu niż było to w Mississauga. No, może nie wszystkie. Nie było tu Ediego ani Plazy Wisły, ani Starskiego, ale Costco jest, Walmart, Canadian Tire i Rona są na miejscu, jak również kilka innych technicznych sklepów, których nawet przedtem nie znałem, jak np. TSC Hardware Store. No i jedna wspaniała rzecz: nie ma tej wszechobecnej kawalkady masy samochodów, zatorów, korków, trąbienia i tłumów. Bywa, że w sobotę czy w niedzielę rano jestem jedynym użytkownikiem drogi. Piękne. Uroki małego miasteczka. W domu brakowało kilka podstawowych rzeczy. Co prawda ogrzewanie było gazowe, ale kuchenka już elektryczna i to równie stara jak sam dom. Ledwo podgrzewała wodę, zamiast ją gotować. Nasz pierwszy posiłek to była więc pizza. Znaleźliśmy taką przypadkiem, pięć minut od domu na szumnie nazwanej Main Street East. Nazywało się to miejsce Volcano Pizza, było stare, jak chyba samo miasto i czekało się na tę pizzę 20 minut, ale moje dziewczyny stwierdziły że była to najlepsza pizza jaką kiedykolwiek jadły.
To było trzy lata temu. Dzisiaj zasiedliliśmy się tutaj jakby od zawsze. Dom ma już wszystkie wygody, w ogrodzie rosną kwiaty i pomidory, winogrona obrodziły jak co roku i nawt raz zrobiliśmy z nich wino. To była dobra przeprowadzka i życie toczy się teraz prawie bez stresów. Nawet pandemię udało się przetrwać bez specjalnych ograniczeń. No i moja Kanada jest taka jak kiedyś.
Cdn. Marek Mańkowski

 

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: