Normalne EURO?

Pisane z pamięci


Niektórzy piszą, iż właśnie rozpoczęte w Niemczech zmagania piłkarskiej Europy dadzą opinii publicznej kontynentu nieco odpoczynku od politycznej histerii. I trochę więcej normalności, niż ostatnim razem, kiedy turniej rozgrywany w nowej formule, zrodzonej w głowach genialnych biurokratów UEFA, na oddalonych o setki kilometrów od siebie stadionach, zdawała się pożerać agresywna politkorekta. W tym roku nikt nie każe nikomu klękać przed meczami ani zakładać tęczowych opasek. Nawet Niemcy!
Nie słychać też lewackiego narzekania, iż formuła rozgrywek ‚narodowych’ promuje: skrajny populizm, faszyzm, szowinizm i inne izmy, więc może lepiej grać bez hymnów i flag?! Tak, tak jeszcze niedawno „oświeceni” chcieli nas tresować także na boiskach. Teraz jednak ‚przekaz dnia’ zdaje się być prosty. Po prostu milionerzy w narodowych trykotach mają grać, a ludziska maja mieć wiele emocji i radości.
Ale nie ma tak dobrze. Od polityki nie ma ucieczki. Zanim jeszcze Francuzi zdążyli piłkę kopnąć, ich gwiazdorzy musieli zabrać głos na tematy polityczne. Niee, proszę się nie denerwować. Żaden z nich nawet się nie zająknął o ludobójstwie w Gazie. Nikt nie wspominał o wojnie na Ukrainie. M’bape i Thuram zdecydowali się włączyć w kampanię zwalczania… francuskiej prawicy pani Le Pen. Dziś największym wyzwaniem stojącym przed całą postępową ludzkością jest oczywiście pani Le Pen. Skoro w demokratycznych wyborach europejskich zdobyła ona ponad dwa razy tyle głosów co rządząca formacja Macrona, to "demokracja w niebezpieczeństwie!" i trzeba nawoływać do mobilizacji.
Przyznam, lubię, kiedy o polityce i moralności pouczają mnie ‚znani’ aktorzy, muzycy i sportowcy. Ci sami, którzy na codzień zblatowani są z rozmaitymi typami opłacającymi ich kariery. Kyllian M’bape nie zająknął się, o ile pamiętam, o potwornym traktowaniu siły roboczej na budowach stadionów Kataru w niedawnym Mundialu. A byłoby o czym opowiadać i przeciw czemu protestować, z pozycji gracza-idola młodego pokolenia, ne c’est pas? Tyle, że potem miliardowa emerytura w klubach szejków mogłaby nie dojść do skutku. Ale potępiać „ekstremistów” na których głosował co trzeci Francuz jest w dobrym tonie. Bo taki jest dziś ton liberalnych mediów - na całym kontynencie także w Polsce - którym Macron nieoczekiwanie zafundował wyborczy horror. A piłka? W grze!
WW-W
***
Z mojego archiwum. Pisałem dla Państwa w tej kolumnie, 18 czerwca 2014. Może dziś, gdy na Zachodzie można mówić o zbrodniach Moskwy, uda się przywrócić pamięć i o tej zbrodni.
„W temacie historii Państwa  Polskiego i warunków jego międzynarodowego uznania/funkcjonowania nie ma lepszej daty niż dzisiejsza. Państwo Polskie to byt naturalny, oraz byt prawny, wynikający z woli ludzi uważających się za Polaków, za obywateli - podmiot państwa. Tyle teoria.”
„18 czerwca 1945 roku, w dalekiej Moskwie rozpoczął się spektakularny proces sądowy, który powinien zgalwanizować nie tyle opinię publiczną Zachodu, ale jego liderów. Dlaczego nie piszemy o opinii publicznej? Nie dlatego, iż w takową piszący nie wierzy, bo to inna para kaloszy. Jednakże w tamtych latach na Zachodzie opinia publiczna nie istniała! Po latach karmienia ludzi propagandową sieczką o dobrym Wujku Stalinie, jakakolwiek krytyka sowietów byłaby nie do przyjęcia. Zauważcie drodzy Czytelnicy, że do dziś ukazywanie normalnym ludziom rozmiarów zbrodni Stalina napotyka opory. No bo walczył z Hitlerem!”
„W roku 1945 w Waszyngtonie lub Londynie nie było zbyt wielu naiwnych! Byli, owszem, agenci wpływu oraz… politycy: zimni, wyrachowani, bezwzględni. Nie było naiwnych. Tak, nasza publicystyka lubuje się w określaniu ówczesnych elit decyzyjnych anglo-amerykańskich mianem naiwniaków. Tymczasem powinniśmy dopuścić fakt, iż na Zachodzie nie było ludzi wrażliwych na fakt, iż dla pokonania jednego totalitaryzmu, weszliśmy w układ z innym. Wypędzania diabła belzebubem! Taka jest cena zwycięstwa.”
***
„18 czerwca 1945-go roku Moskwa otwiera proces ludzi, których nikt o zdrowym zmyśle nie mógłby określić mianem zdrajców wolności lub demokracji! Toż to są dowódcy narodu walczącego z Hitlerem, od pierwszych dni września 1939 roku, w sojuszniczym związku z Anglią i Francją, uznani za kombatantów przez rząd USA. Wojsko polskie podległe dowódcom sądzonych stacjonuje w Italii i Brytanii. Jeszcze nawet nie ma tragicznej daty 5 lipca 1945, kiedy wycofano uznanie dla sojuszniczego! Rządu RP-in-Exile!!!”
„Dla anglo-amerykańskiego konglomeratu planującego powojenny kształt świata, proces 16 przywódców podziemnej armii sojuszniczego kraju powinien zabrzmieć jak dzwonek alarmowy. Nie zabrzmiał. Tak jak nie zabrzmi nigdy żadne ostrzeżenia przed światowymi bandytami, wykorzystującymi wszelkie możliwości, jakie stwarza system wolnościowy. Amerykanie, Brytyjczycy byli i są normalnie obojętni i cyniczni. Jedni i drudzy jednakże nadal uznają pewne brzegowe warunki cywilizacji ludzkiej. Takie polityczne minimum, które gwarantuje ludziom bez- pieczeństwo. Nie zabija się, nie więzi się ludzi dla politycznej wygody rządzących! Można kłamać, można oszukiwać, ale opozycji się nie zabija. Tylko i aż tyle. W roku 1945 takich warunków brzegowych Polacy nie mieli. Mieliśmy za to za “obrońców”: sojuszników… Stalina.”
WMW

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: