•   Saturday, 27 Apr, 2024
  • Contact

Do Kanady – 57

Z daleka od szosy (209)


Warto było czekać, bo mieszkanie było naprawdę ładne i w dobrej okolicy. Po trzech miesiącach pracy, mój angielski poprawił się bardzo, ale moje plany zostania mechanikiem samochodowym trochę przybladły, gdy dowiedziałem się, że trzeba mieć własne narzędzia. Taki prosty zestaw narzędzi kosztował wtedy ok. pięciu tysięcy. Daleko poza moimi możliwościami. Trzy miesiące później mój szwagier Andrzej powiedział pewnego dnia, że otworzył się etat w Princes Margaret Hospital w Toronto i że mogę złożyć tam aplikację o pracę. Był to etat mechanika w obsłudze szpitala. Zrobiłem to. Z pomocą siostry wypełniłem podanie o pracę i czekałem na odpowiedź. Po tygodniu dostałem zaproszenie na interview.  Były dwa. Jedno w kadrach szpitala, a drugie u kierownika działu Building Services. Wchodząc do biura kadr niechcący upuściłem aktówkę i wszystkie moje papiery wysypały się na podłogę. Ale „dobry” początek, pomyślałem. Jednak praca Billa nad moim angielskim przyniosła efekt. Jak również moje przy- rodzone zdolności działania w stresie. Interview przeszedłem pomyślnie, przynajmniej tak myślałem. Tak samo drugie interview z moim ewentualnie przyszłym szefem. Na pewno nie zaszkodziło w tym drugim przypadku, że Andrzej go znał. Pozostało czekanie. Po tygodniu przyszła odpowiedź: dostałem pracę. Teraz miałem dojeżdżać do centrum Toronto, autobusem i metrem. Z piętnastu minut zrobiło się 45 do godziny, ale byłem szczęśliwy. Ciekawa praca przy naprawach różnych urządzeń szpitalnych i najwspanialsza rzecz pod słońcem: cała załoga Building Services uczyła mnie dobrego angielskiego. Był tam Lawrence Nabozniak, stolarz, były żołnierz i Military Police. Lawrence uczył mnie zawzięcie. Poprawiał każdy mój błąd, skonfiskował moją polską książkę i dał angielską. Na przerwach i na lunchu prowadziliśmy długie rozmowy. Lawrence nauczył mnie o polowaniu w Kanadzie, powiedział jak uzyskać pozwolenie na broń, jak zdać egzamin myśliwski. Jego hobby to był m.in. język angielski i różne jego akcenty. Zawsze byliśmy pierwsi w pracy. Lawrence był również wielkim kawalarzem. Zawsze miał jakiś dowcip w zanadrzu. Pamiętam gdy pewnego dnia z samego rana zaczął opowiadać coś śmiesznego, ja dumny już ze swojego angielskiego powiedziałem:” You start your funny talk again…”(„Znowu zaczynasz swoje śmieszne gadanie” ), na co on popatrzył na mnie i powiedział: „who has a funny talk?” ( Kto tu śmiesznie mówi?”). Do dziś to pamiętam i nieraz się z Lawrencem śmiejemy z tego przy wspominaniu starych czasów. Tak, nasza przyjaźń przetrwała do dziś. Już kilka tygodni po rozpoczęciu pracy, idąc ulicą wszedłem do dealera samochodowego, który ogłaszał, że można mieć samochód już za 100 dolarów miesięcznie. Wszedłem tam i wyszedłem z umową i uboższy o sto dolarów. To była zaliczka. Następnego dnia miałem dać 500 dolarów i mieć raty miesięczne w wysokości $100. Gdy już w autobusie otrząsnąłem się z elokwentnej rozmowy sprzedawcy, uświadomiłem sobie, że mnie absolutnie na to nie stać. Następnego dnia odebrałem swoją zaliczkę i skasowałem umowę. Całe szczęście, że dealer się zgodził, bo nie musiał. Nawet nie powiedziałem o tym żonie. Gosia postanowiła szukać pracy na własną rękę i znalazła. W fabryce rowerów w Mississauga. Dojeżdżała dwoma autobusami i pracowała przy pakowaniu tych rowerów. Ciężka praca, dużo dźwigania. Na szczęście koleżanka powiedziała jej, że zwolniło się stanowisko w jakiejś fabryce elektronicznej. Miała pracować przy lutowaniu płytek elektronicznych. Gosia nigdy nie lutowała, nigdy nawet nie trzymała w ręku lutownicy, ale napisałem jej podanie, jakby się urodziła z lutownicą w ręku i referencjami od Simensa w Niemczech, a co. Z pracy przyniosłem lutownicę i kilka starych płytek elektronicznych z jakichś urządzeń. Pokazałem jej jak to się robi. Interview przeszła śpiewająco i po kilku tygodniach była najlepsza w swoim dziale. W tym czasie w szpitalu zwolniło się stanowisko przy przygotowywaniu naczyń laboratoryjnych. Szefową tego działu była Polka. Poszedłem do niej, powiedziałem o Małgorzacie. Po tygodniu już oboje pracowaliśmy w tym samym szpitalu. Przyszedł czas na samochód. Na wiosnę 1989 wyczytałem w ogłoszeniu o polskim sprzedawcy Chryslera na Dundas. Na imię miał Krzysztof. Pojechałem do niego autobusem, a wróciłem swoim pierwszym w Kanadzie aucie, Plymouth Turismo.
Cdn. Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: