Rewolucja na talerzu

Zmiana świadomości konsumenta jest tutaj czynnikiem kluczowym.

Instytut Żywności i Żywienia opublikował najnowszą wersję piramidy żywienia. Stało się to podczas mającego miejsce w Warszawie I Narodowego Kongresu Żywieniowego pod hasłem „Żywność i żywienie w prewencji i leczeniu chorób″.
Najnowsza piramida zawiera spore, można nawet powiedzieć rewolucyjne zmiany: odzwierciedlają one najnowsze ustalenia nauki w zakresie żywienia człowieka. Jakie zmiany zatem konkretnie nastąpiły w porównaniu z poprzednią piramidą?
Przede wszystkim zacznijmy od nazwy: od teraz nosi ona nazwę Piramida Zdrowego Żywienia i Aktywności Fizycznej. Co prawda w poprzedniej piramidzie ruch fizyczny był również widoczny u podstawy, ale nie było go w nazwie. Powiedzmy  zatem, że jest to zmiana dość kosmetyczna. Zaleca się minimum pół godziny dziennie ruchu w dowolnej formie. Od siebie dopowiem, że najnowsze ustalenia nauki mówią wprost: żadna ilość ruchu nie będzie w stanie zneutralizować szkodliwego wpływu złego odżywiania. Nie wiem więc dlaczego aktywność fizyczna jest pokazana jako najważniejsza. Ona jest owszem, ważna niezmiernie, bez ruchu nie ma życia i nie ma zdrowia, jednak pokazanie aktywności fizycznej u samej podstawy piramidy zdrowego żywienia może co poniektórym namącić w głowie i zasugerować, że nawet gdy codziennie będą robić „malutkie” odstępstwa od diety, to i tak będą zdrowi, ponieważ się ruszają więcej niż inni (to zresztą właśnie starają nam się wmówić wielkie koncerny, fundując badania z których na przykład wynika, że „spożywanie coca-coli może być składnikiem zbilansowanej diety” i tworząc reklamy ze szczęśliwymi i uśmiechniętymi od ucha do ucha ludźmi aktywnymi fizycznie, pijącymi w czasie wolnym coca-colę, co ma oznaczać niby: możesz pić colę pod warunkiem, że będziesz aktywny fizycznie, to wtedy ona ci nie zaszkodzi). Tak niestety nie jest. Warto to wiedzieć. Powtórzę jeszcze raz: nie istnieje taka ilość ruchu, która będzie w stanie zneutralizować szkodliwy wpływ złego odżywiania na nasze zdrowie. A przynajmniej jak do tej pory nauka nie odkryła tej ilości. Więc z mojego punktu widzenia nie stawiałabym aktywności fizycznej na piedestale (jak to jest pokazane w najnowszej piramidzie), choć nie odmawiam rzecz jasna jej niezmiernie istotnej roli w tworzeniu warunków na zdrowe i długie życie.
Prawdziwe niespodzianki (pozytywne) czekają na nas dalej, na następnym pięterku. Zmianę tę można nazwać: „Śmierć kanapkom!”, bowiem zamiast królujących w tym miejscu wyrobów mącznych i zbożowych nareszcie znalazły się warzywa i owoce! To one powinny przeważać w diecie, a nie drożdżówki, chleby, bułki, płatki czy kasze i makarony. Wyroby mączne zostały zdetronizowane po bardzo wielu latach ( w sumie dekadach) przebywania w podstawie piramidy i to jest z pewnością rewolucja. Zaleca się nadal tak jak to było przedtem spożywanie produktów z pełnego ziarna i unikanie produktów przetworzonych i oczyszczonych jak np. biały chleb czy biały makaron.
Zaleca się by na talerzu pojawiło się proporcjonalnie 3/4 warzyw oraz 1/4 owoców, przy czym warzywa mają być w różnych kolorach (z przewagą zielonego) i jadane również w postaci surowej. Oprócz tego z boku piramidy widzimy dzbanek z wodą: to powinno być dla nas podstawowym piciem. Kawki i herbatki znajdują się dużo wyżej i to w dodatku z przekreśloną kostką cukru.
Na kolejnym pięterku jednak czeka nas małe rozczarowanie, bo piramida robi się mniej naukowa, a bardziej ideologiczna i poprawna politycznie: tutaj króluje nabiał – zaleca się picie dwóch szklanek mleka dziennie  lub zjadanie go w postaci innego rodzaju nabiału. Po tym wszystkim co nauka ustaliła na temat kontrowersyjnego pokarmu jakim jest mleko – dziwnie to nieco wygląda. Czyżby wpływy lobbystów? Tak tylko pytam.
Wpływy nauki chyba jednak nie do końca. Trudno w sumie pojąć z jakiego powodu wydzielina poporodowa gruczołu sutkowego samicy innego gatunku mogłaby być tak uporczywie i każdego dnia konieczna oraz niezbędna dla zachowania zdrowia (dorosłego) człowieka. Nie znam też ustaleń naukowych, które by takową konieczność i niezbędność kiedykolwiek ustaliły. A jeśli tak, to po co te produkty wsadzać tak wysoko w piramidzie żywieniowej? Skoro sugeruje się jadać głównie warzywa i głównie zielone (bogate jak wiadomo w wapń, np. jarmuż 150 mg podczas gdy mleko krowy 125 mg na 100 g produktu, nie mówiąc już o nasionach sezamu czy maku, 1000-1200 mg/100g) to moim zdaniem dokładanie sobie aż pół litra krowiego mleka dziennie (wątpliwej nota bene jakości) nie jest koniecznością.
Następne pięterko to rośliny strączkowe wypchnięte niemal na sam szczyt piramidy i włożone razem do jednego wora z mięsem (drób i ryby – mięso czerwone bowiem zniknęło z piramidy, nie jest obecnie zalecane do spożywania dla zdrowotności) oraz jajami. Czyli powiedzmy sobie w żargonie dietetycznym mamy na tym pięterku tak zwane „źródła białka”. Tyle tylko, że białko białku nie jest równe pod kątem wpływu na zdrowie i to też już wiemy. To, że mięso powinno stanowić dodatek do diety uważa się za słuszne i sprzyjające zdrowiu i długowieczności, natomiast nie mogę pojąć z jakiego powodu rośliny strączkowe mają być równie skromnym dodatkiem jak mięso i ryby albo też jedzone w mniejszej ilości niż produkty mleczne? Mamy przecież moim zdaniem wystarczającą ilość badań odnośnie dobroczynnego wpływu roślin strączkowych na zdrowie. Zepchnięcie ich więc niemal na sam szczyt piramidy jest chyba jakimś nieporozumieniem (jak widać wygrało „zdrowe mleczko”, które zajęło lepszą pozycję). Warto przy okazji wspomnieć, że FAO ogłosiła rok 2016 Międzynarodowym Rokiem Roślin Strączkowych http://www.fao.org/pulses-2016/en/ zwracając uwagę na ich wartości odżywcze i pozytywny wpływ na zdrowie jaki do tej pory nauce udało się ustalić. Po prawej stronie piramidy na tym poziomie widzimy też inną nowość, której w poprzedniej piramidzie nie było: zioła. Zaleca się zastąpić nimi spożywaną w nadmiarze sól kuchenną. Uważam to za bardzo pozytywną zmianę. Zioła pod względem walorów odżywczych (witaminy, minerały, antyutleniacze itd.) mimo wszystko przewyższają sól – nawet jeśli to jest dobrego gatunku sól. Można śmiało dać podczas gotowania połowę soli i resztę smaku uzyskać ziołami, potrawa będzie nie tylko smaczniejsza ale i zdrowsza.
Na samym szczycie piramidy mamy oleje i orzechy. Oleje już były, orzechy stanowią nowinkę. Niestety znowu wsadzone zostały do jednego wora na jedno pięterko, choć jak wiadomo wartość odżywcza orzechów (i pestek z których izoluje się oleje w procesie tłoczenia) jest nieporównywalnie większa w stosunku do oleju w przeliczeniu na każdą kalorię produktu.
Bardzo jestem ciekawa na ile zmieni się teraz nasza rzeczywistość w praktyce? Czy zamiast góry białego chleba pacjenci w szpitalach będą dostawać górę warzyw i zdrowych sałatek, a zamiast cukrowanej herbaty i „owocowego” kompotu świeżo wyciskany sok z marchwi? Czy gdy pójdziemy do sklepu to główne miejsce będzie tam zajmował dział z warzywami i owocami, a nie długie rzędy półek z przetworzoną karmą? Czy przy kasie będzie można sobie dodać do koszyka w ostatniej chwili jabłuszko na sztuki albo paczkę borówek zamiast batonika, gumy, coli, loda i wafelka? Czy gdy pójdziemy w sklepie do działu z  pieczywem, ryżem lub makaronami to razowe chleby, makarony i brązowy (czarny, czerwony, dziki) ryż będą stanowiły większość, podczas gdy białe rafinowane odpowiedniki będą reprezentowane przez nieliczne produkty, wstydliwie przycupnięte na osobnej półeczce gdzieś z boku? Czy gdy pójdziemy do restauracji to głównymi propozycjami w menu będzie przede wszystkim niezmierzone bogactwo przeróżnych smakowitych sałatek zamiast dań mięsnych i z białej mąki? Czy mamusie zaczną dzieciom do szkoły dawać na drugie śniadanie sałatkę w pudełku z małą kromeczką razowca na zagryzkę zamiast nieśmiertelnej białej kajzerki z nutellą tudzież wędliną lub serem, dla ozdoby jedynie przełożonej okazjonalnie listeczkiem sałaty? Czy zamiast pizzerii, kebabów i budek z zapiekankami wyrosną nam jak grzyby po deszczu bary sałatkowe i pijalnie świeżo wy- ciskanych warzywnych soków? Zamiast napakowanych cukrem i tłuszczem lodów Algida, Carte D’Or, Koral, Grycan czy innych wyrosną lodziarnie oferujące lody mające w składzie jedynie sto procent owoców? Co z drożdżówkami w szkole teraz, o które toczyła się taka zażarta narodowa batalia, ochoczo rozdmuchiwana przez mass media?
Nie ma co ukrywać, że wszystko zależy od nas. Codziennie dokonujemy wyborów. Głosujemy portfelem na to co chcemy widzieć w naszych sklepach, jakiej jakości, w jakich proporcjach i w jakiej ilości. A przemysł produkuje i sprzedawcy zamawiają dokładnie to, co ludzie kupują – na tym polega biznes przecież, na tym polega handel. Póki co to nawet za panowania poprzedniej piramidy większość ludzi miała niestety wszelkie zalecenia głęboko w nosie lub je interpretowała po swojemu: teoria i praktyka żywienia to jak widać dwie różne rzeczy.
Życzmy sobie dokonywania codziennie dobrych wyborów, bo to one kształtują naszą rzeczywistość. Możemy mieć ogłoszoną nie wiem jak zdrową piramidę, ale w końcowym efekcie i tak wszystko zależy od nas. To zmiana świadomości konsumenta jest tutaj czynnikiem kluczowym. Producenci, handlowcy czy też mniejsza i większa gastronomia – zawsze się do nas, konsumentów, dostosują. Nikt nie może nas zmusić abyśmy wsadzali do gęby to, czego nie chcemy.  
Póki co w piramidzie żywieniowej, którą ja stosuję królują warzywa (głównie zielone, pół gotowanych i pół surowych, w miarę możności organiczne), następnie owoce (te jadam zazwyczaj na początku dnia, na śniadanie) i rośliny strączkowe (dodaję rozmaite ich rodzaje do zup i sałatek, latem zaś groszek czy bób jadam namiętnie na surowo), potem nasiona i orzechy oraz ziemniaki i pełne ziarno (lecz raczej nie chleby i makarony, a mniej przetworzone jak ryż w różnych kolorach, proso, quinoa, owies) i na sam koniec produkty ze szczytu piramidy czyli odzwierzęce jak ryby (mięsa ani białego ani czerwonego nie jadam), jajka (ze wsi, nie z fermy) oraz nabiał (zawsze najwyższej jakości i w miarę możności kozi lub owczy z uwagi na unikanie kontrowersyjnego białka A1, występującego w mleku europejskich krów) – nie więcej jak 10% spożywanych kalorii, czy nawet tak zwane „coś słodkiego” (zazwyczaj domowej roboty, na bazie pełnych produktów, bez cukru, mąki, margaryny), te ostatnie pokarmy stanowią niewielki dodatek i są spożywane od święta.
Oficjalna piramida 2016 krajowego Instytutu Żywności i Żywienia nie jest więc zła, bardzo mnie cieszy przede wszystkim uznanie warzyw i owoców jako głównego źródła zdrowego życia w miejsce bułek i makaronów (nawet tych razowych). To duży krok do przodu! Bardzo pozytywne zmiany (przemieszczenie warzyw do podstawy piramidy) mieszają się jednak wciąż z dalszym mydleniem oczu, nie popartym ani ustaleniami nauki ani obserwacją długowiecznych społeczności – widoczne są wciąż np. wpływy przemysłu mleczarskiego, który tak łatwo nie odpuści i wciąż przez jakiś jeszcze czas będzie wmawiał nam jakie to mleczko i serki są dla nas zdrowe i dobre (chociaż dostępne w sklepie w obecnej formie produkty pochodzą od krów A1 lub w najlepszym razie A1/A2, są pasteryzowane, przetworzone termicznie, w przeważającej mierze są też dosładzane i dosmaczane).
Reasumując: jak tak dalej pójdzie to bardzo prawdopodobne, iż za kilkadziesiąt lat piramida żywienia będzie pokazywać prawdę na temat tego co i ile powinniśmy dla zachowania zdrowia i przedłużenia żywota spożywać.
akademiawitalnosci.pl

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: