Doceńcie Trumpa – im szybciej tym lepiej

Czyli o zapomnianej sztuce kamuflażu
Po trwającej pewien czas przerwie, spowodowanej różnymi przyczynami, czas wrócić do tego, co dzieje się na globalnej szachownicy. A wydaje się, że weszliśmy w niezwykle ciekawą i dynamiczną fazę rozwoju wydarzeń.
Najpierw przypomnieć trzeba kilka fundamentalnych faktów, które w ciągu ostatniego półrocza radykalnie zmieniły układ sił i całkowicie przesunęły inicjatywę strategiczną w ręce Stanów Zjednoczonych i jej lidera.
1. D. Trump dzięki zdecydowanym działaniom zażegnał dwa, potencjalnie tragiczne dla eskalacji trwającej III wojny nowe konflikty. I w obu przypadkach możemy mówić o skutkach tych działań w kategoriach cudu. Zapobieżenie wojnie (o włos nuklearnej) pomiędzy Indiami i Pakistanem było zdumiewającym wyczynem. Nie mniej nieoczekiwanym, skutecznym ruchem, było doprowadzenie do wygaszenia eskalującej wojny azersko – ormiańskiej.
2. Zdecydowane działania Trumpa i Izraela, doprowadziły do spacyfikowania największego nieobliczalnego czynnika na Bliskim Wschodzie, a przez to na świecie – czyli Iranu. Połączone to zostało ze spektakularnym pokazem możliwości militarnych USA, których siły wykonały – wydawało się niemożliwe do wykonania – zadania.
3. W ślad za tym, po wcześniejszym wyeliminowaniu Rosji z Syrii, doszło do fundamentalnej zmiany układu sił na Bliskim Wschodzie. To USA i ich alianci w tym regionie, trzymają dzisiaj wszystkie karty w rękach.
4. Pivot Algierii już uruchomił procesy zmiany w Afryce północno – zachodniej. Obserwujemy pierwsze efekty w postaci erozji wpływów Rosji i Chin.
5. Po kilku miesiącach batalii, wojna handlowa wytoczona przez USA została zakończona druzgocącym zwycięstwem Trumpa. Nieliczni, stawiający się jeszcze partnerzy, wkrótce także złożą broń. Jeszcze w tym roku, gospodarka USA uzyska pierwsze, widoczne efekty tej walki.
6. Zgodnie z sugestią amerykańską kraje OPEC zadeklarowały konsekwentne, znaczące zwiększanie wydobycia ropy i gazu. Oczywiście zajmie to trochę czasu, bo po zielonych idiotyzmach odbudowanie możliwości produkcyjnych wymaga wielu miesięcy, ale kierunek został wyznaczony.
7. Zielone szaleństwo dzięki działaniom USA zostało wysadzone w powietrze. Ostatnie decyzje największych banków na świecie, w praktyce zamykają finansowanie różnych zielonych idiotyzmów. Ideologia głosząca, że prąd z wiatraków i słońca jest tańszy niż prąd z węgla, ropy i gazu, właśnie spektakularnie spoczywa na śmietniku historii.
8. Podskakujące do czasu europejskie ratlerki, ustawiają się teraz w kolejce do admirowania Trumpa, z rzadka postękując, że coś „mogłoby być inaczej”.
Tę wyliczankę mógłbym jeszcze przynajmniej potroić (choćby o zmiany wewnątrz USA), ale wydaje się to niepotrzebne. Już tylko ta lista dla każdego, kto ma odrobinę rozumu w głowie powinna skłaniać przynajmniej do nielekceważenia Donalda Trumpa. Przynajniej.
Ale ostatnie dni pokazały, że oślepieni jakąś niewyobrażalną głupotą spece i „komentatorzy”, poddając się kompletnie oderwanym od rzeczywistości emocjom, na wyścigi bredzą o niekompetencji Trumpa, a już zwłaszcza o „okiwaniu” go przez Putina. Ta choroba rozumu występuje nie tylko w Polsce, ale nasi „specjaliści” brną w bezmyślne tezy w sposób, przy którym Forrest Gump jawi się jako tytan intelektualny.
Z tego co napisałem wyżej wynika wprost, że dwaj główni przeciwnicy USA, czyli Chiny i Rosja są realnymi ofiarami sukcesów Trumpa. Pozbawieni nie tylko inicjatywy strategicznej, zostali też zepchnięci do defensywy na wszystkich innych odcinkach. USA wygrywają druzgocąco tę fazę wojny, ale to nie oznacza, że są bliskie pokonania wrogów. Co istotne, wróg główny z uwagi na narastające lawinowo problemy wewnętrzne – społeczne i ekonomiczne – traci cechy obliczalności. Wyraz tego znajdujemy w coraz bardziej otwartych zapowiedziach podjęcie działań militarnych Pekinu wobec Tajwanu, a także niekończące się prowokacje wobec Wietnamu czy Filipin.
Do tematu tego wrócę, ale tu spuentuję to przypomnieniem niedawnej wypowiedzi gen. A. Grynkiewicza, który objął dowództwo sił USA w Europie, a także dowództwo połączonych sił europejskich NATO. Gen. Grynkiewicz wskazał, że siły USA i NATO muszą być przygotowane do konfrontacji militarnej w 2027 roku. To po pierwsze nie są słowa rzucane na wiatr, po drugie zakreślona perspektywa jest przeraźliwie krótka.
W tym samym czasie pojawiła się zdecydowana inicjatywa amerykańska dotycząca spotkania z Putinem. I co ciekawe, została ona niezwykle szybko jak na istniejące warunki zmaterializowana. Już tylko to powinno „specom” dawać do myślenia, o co w tym chodzi. No bo tylko ludzie naiwni mogą wierzyć w to, że istotą tej inicjatywy jest rozwiązanie „kotła ukraińskiego”.
Rosja znajduje się już obecnie na krawędzi wytrzymałości. Jak jest słaba świadczy wypychanie jej już nie tylko z Bliskiego Wschodu i Afryki, ale zwłaszcza w jej bezpośrednim sąsiedztwie. Uspokojenie podsycanego przez Rosjan konfliktu azersko – ormiańskiego przez Amerykanów, było spektakularnym pokazem siły. Było komunikatem, że to Ameryka rozdaje karty na obszarze „bliskiej zagranicy”. Decyzja OPEC wyznaczyła Rosji perspektywę najwyżej pół roku od katastrofy ekonomicznej. Co więcej, wymuszona przez USA decyzja Indii o zaniechaniu zakupów ropy i gazu z Rosji, stawia Rosję na krawędzi prawdziwej przepaści.
Cel Ameryki był jasny – jeśli Rosja ma być aliantem Chin w nadchodzącej konfrontacji, to musi zostać skrajnie osłabiona. Tak bardzo, że jej wartość w spodziewanym starciu będzie znikoma. Ale był też drugi scenariusz. Wepchnąć Rosję do rogu, ale zostawić jej miejsce na manewr. Rosja ma świadomość, iż albo – wskutek opisanych ruchów – stanie się już faktycznie chińską kolonią, zależną ekonomicznie od Chin prawie w 100 procentach (a w końcu częścią Chin), albo poszuka wyjścia z narożnika. Amerykanie postanowili podać rękę Rosji bowiem nawet choćby jej realna neutralizacja w spodziewanym konflikcie z Chinami, jest dla nich radykalnym obniżeniem kosztów tej konfrontacji.
Spotkanie na Alasce było zatem znakomitym kamuflażem tej operacji. Jeśli ktoś wierzy, że niemal trzygodzinna rozmowa Trumpa z Putinem poświęcona była losom kilku wiosek w Donbasie, to naprawdę jest człowiekiem skrajnie naiwnym. Ten teatr, w którym czwartorzędny problem ukraiński odgrywa się na naszych oczach, jest przykrywką prawdziwej „wielkiej gry”. Wedle moich informacji, Amerykanie są bliscy osiągnięcia swoich celów. Nie nastąpi to z dnia na dzień, ale w perspektywie wiosny 2027 roku, uczynili oni wielki krok do radykalnego przegrupowania sił. Ukraina – czy nam się to podoba czy nie – jest tylko jakąś niewielką ceną tego przegrupowania sił. My cieszmy się, że tym razem nie wypadło na nas.
A co najważniejsze, nauczmy się patrzeć na istotę problemów, a nie na odgrywane na pokaz scenki. Nauczmy się patrzeć na nasze sprawy jako na element globalnych rozgrywek. Bo jeśli tego nie pojmiemy, to skończymy jak Ukraina. Prędzej czy później.
Grzegorz Gorski
Comment (0)