To nie był atak na Polskę
Premier zwołuje pilną naradę bezpieczeństwa
Premier Mateusz Morawiecki zwołał w trybie pilnym Komitet Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych — poinformował rzecznik rządu Piotr Müller.
- Zdecydowano o podniesieniu gotowości bojowej jednostek wojskowych - przekazał rzecznik rządu Piotr Müller po zakończeniu pilnej narady w siedzibie Biura Bezpieczeństwa Narodowego (BBN). Została ona zwołana w związku z eksplozją w miejscowości Przewodów, w której zginęły dwie osoby.
- W związku z zaistniałą sytuacją wdrożono przewidziane procedury, w tym m.in. podwyższenie niektórych jednostek wojskowych na terenie Polski i zwiększyć gotowość bojową innych służb mundurowych - dodał.
Rzecznik rządu stwierdził, że podjęto się weryfikacji, "czy zachodzą przesłanki, aby uruchomić procedury wynikające z art. 4 Paktu Północnoatlantyckiego". Zapowiedział także zorganizowane w trybie pilnym posiedzenie rządu.
- W związku z poważną sytuacją, z jaką mamy do czynienia, pan prezydent przed chwilą zakończył rozmowę z sekretarzem generalnym NATO. Weryfikujemy przesłanki do wykorzystania artykułu 4 Paktu Północnoatlantyckiego, czyli konsultacji wszystkich członków NATO dotyczących właściwej odpowiedzi - powiedział szef BBN Jacek Siewiera.
- Jesteśmy w kontakcie z kluczowymi sojusznikami, spodziewamy się rozmów ze stroną amerykańską. Ja jestem w kontakcie z doradcą ds. bezpieczeństwa USA, mieliśmy kilka rozmów. Każdy komunikat wymaga dużej ostrożności, stąd też ograniczamy się do tej infor- macji, którą państwu przekazuję - dodał.
W spotkaniu w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, które rozpoczęło się ok. godz. 19, wzięli udział m.in. prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki, szef MSWiA Mariusz Kamiński, szef MSZ Zbigniew Rau, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, a także Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych oraz Komendant Główny Policji.
Przed godz. 16 doszło do eksplozji we wsi Przewodów, pięć kilometrów od granicy z Ukrainą. Leży ona nieopodal miasta Hrubieszów. Otrzymaliśmy zgłoszenie o wybuchu na placu suszarni. Zginęły tam dwie osoby. Wysoki rangą funkcjonariusz amerykańskiego wywiadu poinformował w rozmowie z agencją Associated Press, że na terytorium Polski spadły dwie rosyjskie rakiety.
Do sprawy odnieśli się przedstawiciele Pentagonu oraz Departamentu Stanu USA.
- Nie mamy w tej chwili informacji, by potwierdzić te doniesienia, ale pracujemy z polskim rządem, by zebrać więcej informacji na temat tego, co dokładnie się stało, jakie podjąć odpowiednie następne kroki - stwierdził rzecznik Departamentu Stanu Vedant Patel.
- Nie mamy w tej chwili informacji, by potwierdzić te doniesienia - powiedział rzecznik Pentagonu generał Patrick Ryder podczas konferencji prasowej, komentując informację agencji AP o tym, że dwie rosyjskie rakiety spadły na terytorium Polski.
- Pracujemy z polskim rządem, by zebrać więcej informacji na temat tego, co dokładnie się stało, jakie podjąć odpowiednie następne kroki - stwierdził rzecznik Departamentu Stanu Vedant Patel.
Reporter Radia Zet podał nieoficjalnie, że w miejscowości Przewodów przy granicy z Ukrainą spadły dwie zabłąkane rakiety. Inną wersję przekazało Radio Lublin.
"Nieoficjalnie: w miejscowości Przewodów w województwie lubelskim przy granicy z Ukrainą spadły dwie zabłąkane rakiety. Uderzyły w suszarnie zboża. Zginęły dwie osoby. Na miejscu jest policja, prokuratura i wojsko" – napisał na Twitterze Mariusz Gierszewski. W kolejnym tweecie wskazał: "Nieoficjalnie: z lotniska pod Tomaszowem Lubelskim poderwano wojskowe samoloty".
Dziennikarz pyta, czy to w związku z tą sytuacją, premier Mateusz Morawiecki w trybie pilnym zwołał posiedzenie komitetu ds. bezpieczeństwa.
Tymczasem jak podało Radio Lublin, do zdarzenia w Przewodowie doszło około godziny 15.40 na wadze najazdowej, gdzie ciągniki wjeżdżają z towarami. Informację tę potwierdziła rozgłośni lokalna policja. Ok. godz. 16 stacja opisywała, że na miejscu pracują policjanci. Według wstępnych ustaleń ciągnik, który wjechał na wagę, nagle eksplodował.
Na miejsce pojechał wojewoda lubelski Lech Sprawka.
Po kilku godzinach i czterostronnych naradach między departamentem obrony USA, polskim rządem, przedstawicielami NATO i prezydentem Żeleńskim ustalono oficjalną wersję wydarzenia.
W nocy z wtorku na środę prezydent USA Joe Biden zwołał pilne spotkanie przywódców G7 w związku z doniesieniami z Lubelszczyzny. Po naradzie amerykański przywódca udzielił krótkiego komentarza dla mediów.
Pytany przez dziennikarzy o to, czy rakieta, która spadła na miejscowość Przewodów została wystrzelona z terytorium Rosji, Biden odparł: - Istnieją wstępne informacje, które temu przeczą - nie chcę przesądzać przed tym, jak całkowicie to ustalimy, ale to mało prawdopodobne, z punktu widzenia trajektorii, że została wystrzelona z Rosji - przekazał polityk.
Wcześniej w podobnym tonie wypowiadał się prezydent Andrzej Duda. - Nie mamy w tej chwili żadnych jednoznacznych dowodów na to, kto wystrzelił tę rakietę - powiedział polski przywódca w nocnym oświadczeniu. Jak dodał, na miejscu cały czas intensywnie pracują służby, których zadaniem jest dokładne wyjaśnienie tej sytuacji.
"Nie mamy żadnej wskazówki czy poszlaki, która by nam pozwalała twierdzić, że to był atak na Polskę. Że ta rakieta została intencjonalnie skierowana po to, by uderzyła w terytorium Polski. Najprawdopodobniej był to niestety nieszczęśliwy wypadek", powiedział prezydent RP Andrzej Duda w oświadczeniu po naradzie Prezydenta RP z Premierem, ministrami i dowódcami wojskowymi.
https://www.youtube.com/watch?v=O2sSZ_scUhs
"Wczoraj obserwowaliśmy zmasowany w niespotykanej skali atak rosyjski na Ukrainę. Wystrzelono przynajmniej 100 rakiet. Bombardowane było praktycznie całe terytorium Ukrainy, także obszary przygraniczne, czyli obwód lwowski i wołyński. Na miasta w tej części Ukrainy spadły rosyjskie rakiety. Ukraina broniła się także wystrzeliwując rakiety, których zadaniem było strącenie rakiet rosyjskich. Mieliśmy do czynienia z bardzo poważnym starciem wywołanym przez stronę rosyjską", zaczął prezydent Duda.
Jak zaznaczył - "winę za całe wczorajsze starcie ponosi strona rosyjska".
"Wiemy, że 6 km od granicy z Ukrainą doszło do eksplozji, w której zginęło dwóch polskich obywateli. Prowadzone są tam czynności śledcze. Podjęliśmy konkretne działania w celu wzmocnienia bezpieczeństwa. Nic nie wskazuje na to, że był to intencjonalny atak na Polskę. Nie była to rakieta, która była wycelowana w Polskę. Nie był to atak na Polskę", uspokajał Andrzej Duda.
Odnosząc się do wystrzelonej rakiety, głowa państwa powiedziała: "najprawdopodobniej była to rakieta produkcji rosyjskiej, prawdopodobnie wyprodukowana w latach 70, rakieta typu S-300. W związku z czym kolejne pytanie, kto wystrzelił tą rakietę. Nie mamy teraz żadnych dowodów, że rakieta została wystrzelona przez stronę rosyjską. Jest wysokie prawdopodobieństwo, że była to rakieta, która służyła obronie przeciwrakietowej, czyli użyły jej siły obronne ukraińskie".
"Rosyjskie rakiety to były rakiety manewrujące. Część z nich leciała w okolice polskiego terytorium i zawracała na wschód, więc ukraińska obrona przeciwlotnicza wystrzeliwała rakiety w różnych kierunkach. Jest wysoce prawdopodobne, że jedna z tych rakiet spadła na terytorium Polski. Oględziny na miejscu wskazują, że nie doszło tam do klasycznej eksplozji ładunku wybuchowego rakiety, tylko prawdopodobnie był to efekt po prostu upadku rakiety w tym miejscu połączony być może z eksplozją paliwa, które pozostawało w tej rakiecie", kontynuował.Prezydent podkreślił, że Warszawa jest w stałym kontakcie z sojusznikami NATO.
W jaki sposób rakieta spadła na teren Polski? Eksperci wskazują wprost
- Incydent w Przewodowie nie świadczy o tym, że system obrony przeciwrakietowej NATO w Polsce zawiódł - przekonują w rozmowie z Wirtualną Polską eksperci od bezpieczeństwa.
Po eksplozji w Przewodowie wielu zadawało i zadaje sobie pytanie: czy system obrony przeciwrakietowej NATO, jak twierdzą niektórzy, zawiódł? Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, odpowiadając na te wątpliwości, poinformowało: "Żadna armia nie dysponuje systemem obrony powietrznej, który chroni terytorium całego kraju. Atak rakietowy charakteryzuje się punktowym uderzeniem w wybrany cel, a nie niszczeniem wielu celów na dużych obszarach".
Z tym stwierdzeniem zgadzają się eksperci od bezpieczeństwa. Dr Michał Piekarski z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego wskazuje, że cele balistyczne, czyli typowe pociski rakietowe, poruszają się z prędkością ponaddźwiękową. - Ich zwalczenie, ze względu na ich trajektorię lotu i prędkość, jest znacznie trudniejsze niż zwalczenie celów aerodynamicznych, jak choćby helikoptery. W tej chwili Polska nie posiada własnych, narodowych zdolności do zwalczania celów balistycznych. Jest to zdolność, którą mogą zagwarantować takie państwa jak USA. Dziś możemy zwalczać cele aerodynamiczne - mówi ekspert.
Jak wyjaśnia, obecnie "mamy w Polsce rozmieszczone baterie systemu Patriot (dookoła Rzeszowa) oraz systemy przeciwlotnicze". - One teoretycznie mogą zestrzelić pocisk manewrujący, ale muszą być one odpowiednio rozmieszczone. Obecnie nasze systemy mają zasięg około 25 km. Systemy Patriot mają zasięg nieco większy. Wszystko zależy od tego, jakie cele chcemy zwalczać, w jakim miejscu położona jest wyrzutnia, w jakim miejscu są przeszkody terenowe i jaki jest prawdopodobny kierunek, z którego lecą pociski - wylicza dr Michał Piekarski.
Jak dodaje: - Bardzo rzadką sytuacją jest, że bronimy całego terytorium. Broni się przede wszystkim te cele, które są najbardziej krytyczne i narażone na atak przeciwnika. Ponieważ ich utrata mogłaby przynieść największe straty i najgorsze skutki. W związku z tym nie bronimy samej tylko granicy, bo tam nie ma obiektów infrastruktury krytycznej.
Dr Piekarski zapewnia, że "wobec tego fakt, iż jakiś pocisk ze wschodu wleciał w naszą przestrzeń powietrzną i uderzył kilka kilometrów od granicy, nie jest żadnym dowodem na nieskuteczność systemu, który posiadamy".
System nie zawiódł
Nasz rozmówca podkreśla, że sytuacja wyglądałaby inaczej, gdybyśmy byli w stanie wojny lub mielibyśmy podstawy, by sądzić, iż jesteśmy atakowani. - Wtedy systemy obrony Patriot mogłyby zostać przestawione na inny tryb działania. Mielibyśmy taką sytuację, że widzielibyśmy coś, co nadlatuje z kierunku naszego potencjalnego przeciwnika, wtedy można byłoby użyć wobec niego uzbrojenia. Ale to także nie wyklucza ryzyka pomyłki. Amerykanie w 2003 roku w ten sposób się pomylili i zestrzelili własny samolot, omyłkowo wzięty za pociski irackie - przypomina dr Michał Piekarski.
- Nie mając stuprocentowej pewności, co wleciało w naszą przestrzeń powietrzną, nikt z osób decyzyjnych i łańcucha dowodzenia nie podejmie się zestrzelenia czegoś, co jest po prostu symbolem na ekranie radaru - zwraca uwagę rozmówca Wirtualnej Polski.
Jak zaznacza, "naruszyciela trzeba dokładnie zidentyfikować - przechwytując go przy pomocy samolotów myśliwskich - bo nawet coś, co wleciało w naszą przestrzeń powietrzną i nie odpowiada na wezwania, może być np. samolotem cywilnym".
- Gdy strzelamy do wszystkiego, co uznamy za wrogie - i wówczas decyzje zapadać mogą bardzo szybko - pozostają ograniczenia przestrzeni i czasu. Dlatego tak ważne jest odpowiednie rozmieszczenie wyrzutni rakiet - tam gdzie najefektywniej bronią ważnych obiektów. Bo to właśnie ich bronimy, a nie całego terytorium - inaczej się nie da - wyjaśnia dr Piekarski.
Ekspert zakładu Studiów nad Bezpieczeństwem Uniwersytetu Wrocławskiego przekonuje zatem, że nie można mówić dziś o tym, iż system obrony przeciwrakietowej NATO w Polsce zawiódł. - Takie twierdzenia mogłyby się pojawić, gdybyśmy byli w stanie wojny. A nie jesteśmy - podkreśla dr Piekarski.
Jednostki przeciwlotnicze Sił Zbrojnych RPŹródło: WP, fot: WP
Czy zdaniem naszego rozmówcy incydent z Przewodowa może powtórzyć się w innym miejscu przy granicy? Ekspert przyznaje, że niestety tak. - Nie możemy stwierdzić, że jakaś rakieta nie ulegnie awarii i nie poleci w naszą stronę. W Przewodowie mieliśmy do czynienia z tragicznym wypadkiem. Ale nie powinniśmy ulegać prowokacjom i zachować spokój - mówi dr Piekarski.
Niemniej - jak uważają wojskowi - Polska powinna domagać się od swoich sojuszników wzmocnienia obrony przeciwlotniczej. - Powinny zostać rozmieszczone dodatkowe baterie Patriot. Tak było w Turcji, gdy przestrzeń powietrzna tego kraju była naruszana przez samoloty rosyjskie w czasie wojny w Syrii. Najważniejsze jednak jest to, że mamy dziś solidarność sojuszniczą w ramach NATO. Dlatego nasze społeczeństwo powinno być uspokojone, zwłaszcza jeśli nie był to intencjonalny atak Rosji - mówi gen. Mieczysław Bieniek, były szef Pionu Szkolenia i Ćwiczeń Kwatery Głównej Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie.
Gen. Bieniek podziela opinie dr. Michała Piekarskiego i podkreśla, że "nie ma nawet najbardziej wiarygodnego systemu przeciwlotniczego, który w ciągu kilku sekund mógłby zwalczyć nadlatujący pocisk". – Nawet słynny izraelski Iron Dome nie zwalcza wszystkich rakiet nadlatujących z zachodniego brzegu Jordanu czy z terytorium Libanu. Musimy mieć to na względzie - podkreśla wojskowy.
Gen. Bieniek twierdzi też, że Polska ma efektywnie obsługiwane systemy Patriot, a oprócz tego do obrony przeciwlotniczej wchodzą samoloty bojowe, "których mamy dosyć sporo i których zdolność bojowa została podniesiona". - To skuteczny sposób obrony, co niejednokrotnie udowodniliśmy w czasie patrolowania państw bałtyckich. Dlatego chciałbym uspokoić mieszkańców miejscowości przygranicznych - to nie był intencjonalny atak i, mam nadzieję, nie będzie kolejnych. A działania Polski i naszego Sojuszu zmierzają w tym kierunku, by wzmocnić jeszcze bardziej naszą obronę i zapobiegać tego rodzaju incydentom - mówi były szef Pionu Szkolenia i Ćwiczeń Kwatery Głównej Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie.
Podobną opinię przedstawił na Twitterze ekspert od wojskowości Jarosław Wolski. "Nie istnieje obrona przeciwlotnicza, która pokrywa cały kraj. Zawsze będą obszary które nie będą osłaniane. Tylko krytycznie ważne cele mogą być ‘przykryte’ ‘parasolem’ obrony. Nawet maleńki Izrael nie ma takich możliwości. Zawsze jest za mało radarów i rakiet żeby osłonić cały kraj średniej wielkości" - napisał autor książki "Spokojnie o wojnie".
Gen. Roman Polko w Radiu Zet stwierdził, że "ma nadzieję, że po tym zdarzeniu zostaną przyspieszone dostawy systemów obrony powietrznej, bo musi być ona wzmocniona". Przyznał też, że Polska obrona przeciwlotnicza powinna chronić też część terytorium Ukrainy. - Zamknięcie jakiegoś pasa przestrzeni powietrznej, wychodzącego w terytorium Ukrainy i zbudowanie systemów obrony powietrznej. Nie możemy dopuścić do sytuacji, że będą ginąć polscy obywatele - powiedział były dowódca GROM.
Comment (0)