1000 dni

ww Historia

Mija 1000. dzień wojny  na Ukrainie. „Specjalna Operacja Wojskowa” Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, mająca szybko zlikwidować groźną wizję integracji Ukrainy z NATO i doprowadzić do  specyficznej formy „neutralizacji” Kijowa poprzez poddanie go wpływom Kremla, na razie nie odniosła sukcesu. Piszę - na razie - bo od prawie trzech lat trwa ciężka wojna na wyniszczenie i jeszcze nie wiadomo, czym się ona zakończy. Zełeński co prawda nadal lansuje swój „Plan Zwycięstwa” i łudzi swoich rodaków mirażem odzyskania utraconych terytoriów w granicach 1991 roku, ale i nad Potomakiem i w Europie nastroje są odmienne od tych grudnia 2022. Jed- nakże warto sobie przypomnieć przy tej smutnej okazji 1000 dnia krwawej wojny, jakie one jeszcze tak niedawno w istocie były. Dlatego wracam do teksu, jaki dla Państwa opracowałem w grudniu 2022 roku.  
***

(…) Zełeński zdaje sobie sprawę, iż (...) wszystko zależy od determinacji USA. Obecny, konfrontacyjny wobec celów rosyjskich wobec Ukrainy kierunek amerykańskiej polityki nie jest jednakże bezwarunkowy, a na jej kształt wpływ mają rozmaite koncepcje strategiczne, oraz wyraźny podział opinii w Departamencie Stanu. (…)

Pytanie ważniejsze z naszej perspektywy jest następujące: czy Polska – najbliższy sojusznik USA   w obecnej wojnie na „wschodniej flance NATO“ oraz najważniejszy partner obronny Ukrainy, prowadzi własne rozeznanie, co w trawie (nad Potomakiem) piszczy i jakie opcje zakończenia wojny są rozpatrywane. (...) nowy, powojenny układ w tym regionie będzie decydował o bezpieczeństwie i warunkach rozwoju państwa polskiego na dekady.

Marek Budzisz, [to] popularny w mediach prawicowych „konsultant geopolityczny“, (...) Warto zatem poznać jego ‚odczyt‘ kluczowych poglądów czy koncepcji, mogących kształtować amerykańską politykę wobec Ukrainy i Rosji. A do takich zawsze należy głos Henry Kissingera.  Przy okazji, Budzisz zdaje się zauważać (umykające często uwadze polskich komentatorów), głębokie różnice w polskich i amerykańskich ocenach wydarzeń historycznych, jak np. losów Pierwszej Wojny Światowej. Przybliżam zatem Państwu tekst Budzisza (lekko skrócony), analizujący ostatnią wypowiedź Kissingera. (...)
***
Niedawny artykuł Henry Kissingera w konserwatywnym „The Spectator“ został w Polsce dostrzeżony, ale potraktowany, niesłusznie zresztą, jako kolejne wystąpienie sędziwego eksperta i polityka opowiadającego się za zakończeniem wojny na Ukrainie nawet za cenę ustępstw na rzecz Rosji. Takie odczytanie tego co napisał były amerykański sekretarz stanu jest co najmniej powierzchowne, a samo wystąpienie warte jest uwagi, bo w tym przypadku mamy do czynienia z poruszeniem znacznie ważniejszych niźli zakończenie wojny kwestii. Paradoks?

W istocie, ale Kissinger próbuje zwrócić naszą uwagę na to, że wojna na Ukrainie nie jest „końcem historii”, po jej zakończeniu będziemy mieć nadal do czynienia z istotnymi dla bezpieczeństwa europejskiego problemami i w związku z tym roztropnie byłoby już obecnie zacząć myśleć o tym w jaki sposób wojnę zakończyć. Odwołuje się przy tym do europejskich doświadczeń z czasów I wojny światowej, kiedy jego zdaniem, już w 1916 roku można było, z grubsza, określić polityczne skutki tego starcia. Gdyby wówczas prezydent Wilson wkroczył, jak planował, do działania, to zapewne wyniszczający wszystkich konflikt udałoby się znacznie wcześniej zakończyć. Jednak wyborcze, wewnętrzne rachuby odwiodły wówczas amerykańskiego prezydenta od pomysłu energicznego działania na rzecz zakończenia wojny, co w efekcie spowodowało, że trwała ona 2 lata dłużej, pochłonęła o 2 mln ofiar więcej i w drastyczny sposób wpłynęła na osłabienie Europy, wszystkich państw, również ostatecznie zwycięskich, uczestniczących w konflikcie. Nasze postrzeganie I wojny światowej jest inne, bo na ziemiach polskich aktywna jej faza skończyła się już w 1915 roku, po tym jak Niemcy i Austro-Węgry wypchnęły wojska rosyjskie daleko na wschód, jednak w świadomości Zachodu dominuje, i na to zwraca uwagę Kissinger, zupełnie inna optyka. Jak argumentuje, to właśnie w wyniku bezsensownego przeciągania konfliktu wszystkie w nim uczestniczące państwa znacząco osłabły, co w efekcie przyczyniło się do niezdolności zbudowania trwałego porządku powojennego, a to z kolei było jednym ze źródeł kolejnej, jeszcze znacznie bardziej niszczącej wojny, która ostatecznie doprowadziła do podporządkowania sobie Europy przez mocarstwa leżące poza naszym kontynentem. Kissinger jest zdania, że w związku z konfliktem na Ukrainie Europa, świat Zachodu, znajduje się w umownym „punkcie roku 1916”. Może zakończyć wojnę i zbudować trwały system bezpieczeństwa albo ją kontynuować jeszcze rok czy dwa, tylko, że tego rodzaju determinacja nie doprowadzi do niczego dobrego. Straty będą o niebo większe, wszystkie zaangażowane w konflikt państwa, w tym wspierające Ukrainę, osłabną, co w efekcie spowoduje, iż powojenny ład będzie kruchy, a na dodatek zmiany technologiczne będą jeszcze dodatkowo osłabiały nadzieje na stabilizację. W jego opinii właśnie dlatego należy zacząć myśleć o pokojowym zakończeniu konfliktu. Nie po to aby „uspokoić Putina” za cenę ustępstw, ale aby zbudować trwały, stabilny i zdolny do przetrwania przez dziesięciolecia ład w naszej części Europy. W tym sensie Kissinger nie jest zwolennikiem polityki appeasementu, ustępstw wobec roszczeń Moskwy, ale skoncentrowania wysiłków Zachodu na tym co jest możliwe i w związku z tym proponuje rozumną analizę opcji jakie stoją przed Ukrainą i jej sojusznikami. Po pierwsze jak dowodzi „Ukraina po raz pierwszy we współczesnej historii stała się głównym państwem w Europie Środkowej”, co oznacza, że kwestia ukraińska nie może pozostać nierozwiązaną. Opcja, jaką widzi Kissinger jest w gruncie rzeczy jedna:

„Ukraina pozyskała jedną z największych i najskuteczniejszych armii lądowych w Europie – argumentuje - wyposażoną przez Amerykę i jej sojuszników. Proces pokojowy powinien łączyć Ukrainę z NATO, niezależnie od formy. Alternatywa w postaci neutralności nie ma już sensu, zwłaszcza po przy- stąpieniu Finlandii i Szwecji do NATO”.
A zatem realia geostrategiczne po 10 miesiącach wojny są następujące – Ukraina musi zostać włączona w system bezpieczeństwa, którego elementem jest już NATO, stawienie postulatu neutralności Kijowa, co było jednym z celów politycznych Moskwy, jest już poza dyskusją a o pozycji międzynarodowej naszego wschodniego sąsiada decyduje jego armia i znaczenie w polityce światowej. Ewentualny proces pokojowy nie będzie, przekonuje Kissinger, dotyczył tych kwestii, które dziś są już poza dyskusją. A zatem Ukraina będzie elementem systemu bezpieczeństwa środkowoeuropejskiego, a o jej znaczeniu decydować będzie posiadany przez Kijów potencjał wojskowy, którego rozbudowa leży w interesie Zachodu. Kissinger idzie dalej, proponując, aby punktem wyjścia dla ewentualnego pokoju na Ukrainie było wycofanie się Moskali na linię 24 lutego. Warto dobrze zrozumieć tę propozycję, bo my odruchowo wszystkie tego rodzaju koncepcje traktujemy w kontekście nieuzasadnionej ustępliwości na rzecz Moskwy. W tym wypadku tak jednak nie jest i amerykański ekspert proponuje, aby pozostałe, kontrolowane przez Rosję obszary, czyli Donbas i Krym stały się przedmiotem negocjacji już po zawarciu zawieszeniu broni. Jednak warunkiem ich rozpoczęcia jest wycofanie się wojsk rosyjskich. Oznacza to, że Kissinger nie namawia do ustępstw, choćby z tego względu, że to Rosjanie mieliby się dziś wycofać. Co dalej? W tym wypadku o przyszłości obydwu tych obszarów mogłyby zdecydować referenda, których zorganizowanie były amerykański sekretarz stanu określa mianem „odwołania się do zasady samostanowienia” Pisze:

„Referenda nadzorowane przez społeczność międzynarodową dotyczące samostanowienia mogłyby być zorganizowane na szczególnie podzielonych terytoriach, które na przestrzeni wieków wielokrotnie przechodziły z rąk do rąk”.
„Test woli”
(…) Kissinger jest zdania, że tego rodzaju rewolucja geostrategiczna jest warta nawet ustępstw terytorialnych, zwłaszcza jeśli w referendach mieszkańcy tych terenów mieliby opowiedzieć się na rzecz Rosji. Dlaczego ten „test woli” miałby być istotnym? Również i z tego względu, że odzyskanie obszarów zamieszkałych przez ludność o jednoznacznie (ale tego przed głosowaniem nie wiemy) prorosyjskim nastawieniu osłabiałoby Ukrainę i utrudniało jej związki z Zachodem.
Osłabiona Rosja?
Amerykański ekspert porusza w swym wystąpieniu jeszcze jedną istotną kwestię. Otóż pisze, że w opinii wielu analityków celem wojny z Rosją winno być maksymalne osłabienie Federacji Rosyjskiej, do takiego stopnia aby nie stanowiła ona, w dającej się przewidzieć perspektywie, zagrożenia dla swoich sąsiadów. Zdaniem Kissingera byłby to groźny, z punktu widzenia globalnej równowagi, kierunek ewolucji światowego systemu. Osłabiona Rosja nie tylko nie byłaby czynnikiem stabilizującym, ale wręcz istnieje perspektywa, iż przekształci się w eksportera destabilizacji. Rosja osłabiona nie przestanie być państwem o znaczącym potencjale nuklearnym, o czym zawsze należy pamiętać, a dodatkowo może przekształcić się w „próżnię strategiczną”, obszar rywalizacji o wpływy zarówno wpływowych wewnętrznych grup interesów jak i zewnętrznych graczy. (…)
Racjonalna koncepcja.
Z pewnością Henry Kissinger nie proponuje polityki appeasementu, obłaskawienia Moskwy za cenę ustępstw terytorialnych. Chce raczej możliwie szybko doprowadzić do stabilizacji sytuacji Ukrainy i włączenia jej w system bezpieczeństwa Zachodu. W takim ujęciu jego koncepcja jest racjonalna i winna zostać potraktowana poważnie, tym bardziej, że trudno wyobrazić sobie aby w wolnym i nieskrępowanym głosowaniu mieszkańcy Donbasu i Krymu mieliby wybrać moskiewską barbarię. Jeśli jednak nie chcą demokracji i szansy na dobrobyt, to w imię czego kontynuować wojnę i wyzwalać kolejne obszary? Oczywistą słabością tej koncepcji jest to, że Moskwa może nie chcieć zgodzić się na proponowane przez Kissingera rozwiązanie, co będzie powodować przedłużenie wojny. Ale w takim wypadku należałoby poważnie potraktować słowa amerykańskiego eksperta o „procesie pokojowym łączącym Ukrainę i NATO”, co oznacza, że wobec braku zgody Moskwy na proponowane rozwiązania gwarantem zaprowadzenia pokoju stałby się Pakt Północnoatlantycki.
Marek Budzsz
Za: wPolityce.pl, 24.12.2022

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: