Bitwa o York – 1813

WW Historia

Jak szanować historię, jak dbać o ciągłość tradycji państwowej i zachowywać pamięć wysiłku zbrojnego, zwła- szcza w obliczu lewackiej kampanii "zapomnienia" lub "wstydu", możemy u- czyć się od Brytyjczyków. Jedną z funkcji brytyjskiej rodziny królewskiej jest właśnie  dbałość o zachowanie w pamięci Brytyjczyków dumnej przeszłości Albionu, oraz odpowiednie morale wojska, także w "rodzinie" brytyjskich dominiów. W takim to właśnie celu, w kwietniu 2013, odwiedził Toronto nieżyjący już, HRH Książę Filip. Królewski małżonek przybył był nad Ontario w celu wręczenia nowych “kolorów pułkowych” czyli sztandaru, jednemu z królewskich pułków, Royal Canadian Regiment. Okazją dla książęcej fety była okrągła, 200. rocznica jednej z bitw wojny brytyjsko-amerykańskiej, znanej w historii pod nazwą “Wojna 1812-go roku”.

Dla kadry oficerskiej torontońskiego garnizonu książęca obecność stanowiła i stanowi zawsze powód do dumy, stąd ówczesna wizyta w roku 2013 uhonorowana została wielką, niewidzianą od lat w Toronto, paradą oddziałów wojskowych, w całym splendorze okrytych wojenną sławą, bojowych sztandarów pułkowych i galowych, szkarłatnych uniformów.

Co ciekawe, celebrowano bitwę, która nie była ani kluczowa dla toku wojny, ani zwycięska. Ale jej obchody pokazały, jak ważne jest dla kanadyjskich elit zachowanie dumy z przeszłości, w której wykuwała się odrębna tożsamość tego kraju. Może dziś, kiedy rola i pozycja wojska tak znacząco rośnie w Polsce, w obliczu rosyjskiego zagrożenia, warto o takim celebrowaniu wojskowych Warszawie przypominać. Wszak warszawskie „elity” liberalno-lewicowe, oficjalnie z członkostwa w NATO są dumne

***
"O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju!
Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju,
A żołnierz rokiem wojny; dotąd lubią starzy
O tobie bajać, dotąd pieśń o tobie marzy.
Z dawna byłeś niebieskim oznajmiony cudem
I poprzedzony głuchą wieścią między ludem;
Ogarnęło Litwinów serca z wiosny słońcem
Jakieś dziwne przeczucie, jak przed świata
końcem,
Jakieś oczekiwanie tęskne i radośne. "
Adam Mickiewicz
- Pan Tadeusz, Księga jedenasta, Rok 1812

Rok 1812 nam, społeczności polskiej (i polonijnej) kojarzy się w pierwszym rzędzie z napoleońskim “huraganem”, wyprawą Cesarza Francuzów na Moskwę (co ciekawe, nazwaną oficjalnie “drugą wojną polską”). Napoleon ruszył jednakże na Moskwę, aby pokonać… Londyn. Osią bowiem wojen napoleońskich był konflikt monarchii brytyjskiej z rewolucyjną Francją. Republikańska solidarność Stanów Zjednoczonych z Paryżem sprawiła, iż rozlał się on także poza Atlantykiem, prowadząc do wybuchu działań wojennych na pograniczu Brytyjskiej Ameryki Północnej oraz Stanów Zjednoczonych.

W zimie 1812/13 nowy amerykański sekretarz obrony, John Armstrong Junior opracował ambitną koncepcję działań zaczepnych, w których celem amerykańskiego ataku miało być Kingston, centrum zaopatrzenia sił brytyjskich w rejonie Wielkich Jezior. Tu koncentrowały się siły brytyjskie i tu znajdowały się pochylnie i doki, w których remontowano lub budowano jednostki potrzebne do kontroli akwenów Ontario i Erie. Zniszczenie tej bazy zaopatrzeniowej poważnie ograniczyłoby pole manewru Brytyjczyków. Ambitne plany ataku na Kingston zostały jednakże zarzucone w związku z podejrzeniami, iż zimą gubernator brytyjskiej Kanady, George Prevost, wzmocnił załogę miasta do 6000 tysięcy ludzi. W rzeczywistości siły garnizonu były 10-krotnie niższe, ale plotka zrobiła swoje! Zmobilizowanie sił inwazyjnych przewyższających liczebnością angielskie oddziały regularne przekraczało amerykańskie możliwo- ści, dlatego też w Waszyngtonie zdecydowano się na kompletną zmianę planów. Zamiast frontalnego ataku zdecydowano o przeprowadzeniu dywersyjnego ataku na formalną stolicę Upper Canada – miasto York. Strategiczne znaczenie samego Yorku jak i obronnego Fort York było znikome, ale liczono na zniszczenie brytyjskich punktów kontroli w zachodniej części Prowincji, między Ontario i Erie. I dlatego też pod wieczór, 26 kwietnia 1813 roku, amerykańska flotylla złożona z 14 jednostek, w tym fregaty USS “Madison”, z około 1600 żołnierzami na pokładach, zakotwiczyła pod Yorkiem.

Stołeczny York, choć był siedzibą prowincjonalnej Legislatury, nie posiadał poważniejszych umocnień, artylerii ani silnego garnizonu. W tych dniach stacjonowały tam zaledwie cztery kompanie regularnego wojska (300 ludzi), które w obliczu zagrożenia wzmocniono trzema setkami naprędce zwołanej milicji oraz 50-ką miejscowych Indian z plemion Ojibwa i Mississauga. Przebywający akurat na miejscu vice-gubernator, generał major Roger Hale Sheaffe (na zdjęciu obok) nie miał szans na powstrzymanie inwazji.

27 kwietnia o świcie nastąpiło lądowanie Amerykanów, prowadzonych do ataku osobiście przez głównodowodzącego inwazją, gen. Zebulona Pike’a. Odbywało się ono falami, pod osłoną artylerii okrętowej flotylli dowodzonej przez komandora Isaaca Chauncey’a.  Dzielny opór lądującym stawili początkowo jedynie Indianie; jednak zostali zmuszeni oni do odwrotu i szukania ratunku w gęstych zaroślach. Z wielką odwagą próbowali powstrzymać nacierających grenadierzy jednej z kompanii 8. Pułku Pieszego (Króla), lecz ich straceńczy atak na bagnety, okupiony śmiercią 45 żołnierzy wraz z dowódcą kompanii, załamał się. Ochotnicza milicja nie stanowiła żadnej przeciwwagi dla amerykańskich pie- churów, została zresztą błędnie rozmieszczona na północnych rubieżach miasta, podobnie jak regularna kompania Lekkiej Piechoty Glengarry, tak że w praktyce nawet te skromne siły nie wzięły udziału w walkach na wybrzeżu Ontario. Klęska była nieunikniona.

Gen. Sheaffe szybko ogarnął swoje beznadziejne położenie i podjął decyzję o odwrocie w kierunku Kingston, chroniąc przed niechybnym zniszczeniem swych ludzi poza bezpieczną barierą Don River. Przed wycofaniem się poinstruowano milicję, jak ma przeprowadzić negocjacje poddania miasta. Jednocześnie, ale bez poinformowania ochotników, zapalono lonty w magazynach prochu w Fort York oraz podłożono ogień w miejscowych dokach, niszcząc tym samym jedną remontowaną, oraz jedną budowaną jednostkę. Było po bitwie.

O ile spalenie pochylni zminimalizowało zdobycz wojenną wroga, to wybuch prochu w Forcie York miał tragiczne skutki dla zdobywców. Od wybuchu zginęło kilkudziesięciu amerykańskich żołnierzy, wraz z pro- wadzącym swoich żołnierzy gen. Pike’iem. Ta niezamierzona przez obrońców, a ciężka strata rozsierdziła Amerykanów. Przy cichej zgodzie dowódcy miasto splądrowano, spalono też budynek legislatury. Było to zachowanie nietypowe, gdyż w tamtym konflikcie z reguły działania niszczące ograniczały się do bezpośredniej walki, a ludność cywilna i jej majątek (!) traktowana była z poszanowaniem prawa. Dla przykładu, wzięta w Yorku 27 kwietnia do niewoli ochotnicza milicja, po złożeniu solennego przyrzeczenia, iż nie będzie brała udziału w dalszych walkach, została zwolniona do domów!

Łup wojenny zdobyty w Yorku był znaczny – między innymi dwadzieścia armat okrętowych przeznaczonych dla flotylli operującej na jeziorze Erie, a także kilkadziesiąt tysięcy funtów w bonach armijnych; to przejęte lub zniszczone zaopatrzenie w konsekwencji umożliwiło Amerykanom późniejsze tam zwycięstwo (Bitwa na Erie, lipiec 1813) i likwidację brytyjskiej obecności w tamtym rejonie.

Z punktu widzenia strategii wojennej sama bitwa pod Yorkiem była epizodem, bez większej wagi strategicznej. York nie stanowił kluczowej pozycji, zresztą lądowano tam i później, w lipcu tego samego roku, bez napotkania żadnego oporu regularnego wojska, które nie wychodziło poza Kingston (lokalną milicję obowiązywało złożone przyżeczenie neutralności!!!).

Taktyka szybkiego opuszczenia miasta wobec zdecydowanej przewagi nieprzyjaciela, zastosowana przez brytyjskiego dowódcę, choć przez mieszkańców Górnej Kanady oceniona bardzo negatywnie, została jednakże zrozumiana – i należycie doceniona - przez planistów w Waszyngtonie. Jak stwierdził Sekretarz Obrony, Armstrong, Jr., należało odtąd założyć, iż każdorazowy brytyjski dowódca zagrożony klęską, powtórzy manewr generała majora Sheaffe: wyprowadzenia z potrzasku siły żywej za cenę poddania umocnień. Amerykanie zdobywali zatem w tej wojnie “łupiny bez orzecha”.

Straty ludzkie tej małej bitwy były stosunkowo wysokie. Poległo 55 Amerykanów, a 265 odniosło rany. Obrońcy stracili 82 zabitych, 46 rannych oraz 275 wziętych do niewoli, nie licząc Indian i zaginionych, w sumie 475 ludzi. Jak na wyjściową liczebność obrońców Yorku, w sumie ok. 650 ludzi pod bronią, były to straty bolesne. Najważniejsza jednak była reakcja kanadyjskiej ludności. W ocenie historyków, arogancka postawa dowódców  - gen. Dearborn’a czy komandora Chauncey'a wobec kapitulującego miasta, oraz plądrowanie i palenie miasta przez żołnierzy-zdobywców Yorku wzbudziły silną wrogość do Amerykanów. Symbolicznie, uznał to sam rząd USA, kiedy zrabowaną w kwietniu 1813 roku oznakę (mace) urzędu speakera Legislatury zwrócił Kanadzie w roku 1934 (!) prezydent Franklin D. Roosevelt.

W. Werner-Wojnarowicz

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: