Porozumienia Sierpniowe 1980

WW Historia

Tak 10 lat temu tak pisałem dla Naszych Czytelników i Czytelniczek o 33. wówczas rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych z roku 1980. Dziesięć lat później, patrząc na stan bieżącej wojny polsko-polskiej, na poziom wzajemnej, otwartej pogardy i nienawiści, można zadać gorzkie pytanie: - Co się z nami stało?! Co sprawiło, iż z taką łątwością dało się ludzi jeszcze niedawno złączonych wyższymi wartościami, zamienić w zapiekłych wrogów? Nie mam na te pytania jasnej odpowiedzi, nie chcę  zniżać się na poziom obecnej "debaty", w której nie ma już nic świętego, żadnego politycznego czy kulturowego taboo. Chcę pamiętać, iż byliśmy kiedyś godni podziwu świata. Tylko i aż tyle.

33 lata temu w sali BHP Stoczni Gdańskiej podpisano słynne Porozumienia Sierpniowe. Po raz pierwszy w dziejach komunizmu rządząca partia dogadywała się z robotnikami, zamiast do nich strzelać. Na bloku realnego socjalizmu pojawiła się rysa, która miała doprowadzić ostatecznie do upadku system.

W rzeczy samej proces łagodzenia robotniczego gniewu rozłożony był na raty. Już 30 sierpnia swoje porozumienie z władzą osiągnął szczeciński MKS Jurczyka. Dopiero zaś 3 września podpisano porozumienia w Jastrzębiu. Niewątpliwie jednak to Gdańsk ściągnął na siebie w owe dni uwagę świata. Widok stoczniowej bramy oraz wąsaty mężczyzna z obrazkiem Matki Bożej w klapie stały się symbolem oporu wolnych ludzi wobec zakłamanej władzy.

33 lata temu niemożliwe stało się możliwe. Czy rzeczywiście?

 Po upływie trzech dekad można uważać, iż upadek ekonomiczny, a następnie polityczny sowieckiego modelu realnego socjalizmu był przesądzony. Niewydolność i ko- rupcja podkopywały ten system od dekad, a rozpoczęta na Zachodzie rewolucja technologiczna niwelowała masową przewagę sowieckiego kompleksu militarno-przemysło- wego. Ronald Reagan "zazbroił" Sowiety na amen. Pierestrojka, ironią losu, demontaż jedynie przyspieszyła. Czy zatem fakt, iż pierwszy wyłom w murze pojawił się w Gdańsku, na dziewięć lat przed jego upadkiem, ma aż tak wielkie znaczenie? Czy nie był to epizod, głośny, spektakularny, ale jedynie lokalny epizod na wielkiej mapie świata?

Malkontenci mogą wskazywać czarno na białym, (o ile dotrą do archiwów), iż władza nie miała najmniejszych zamiarów dotrzymać żadnego z podpisanych zobowiązań. Znakomicie puentuje to końcowa sena z filmu Wajdy. Centrum aparatu władzy nie mieściło się jedynie w Biurze Politycznym. Istniały niewidoczne dla oka przeciętnego zjadacza chleba struktury, na których od samego początku opierała się “władza ludowa”. To te struktury decydowały o losach państwa, a nie jacyś Jagielski, czy Barcikowscy z Kaniami. Dlatego też odejście jednego garnituru władzy i zastąpienie jej innym, jako reakcja partii na kryzys, przychodziło w Polsce sto- sunkowo łatwo. Komuniści PRL-u nie ucinali sobie wzajemnie głów, wymiana kadr nie oznaczała fizycznej likwidacji przegranych. Ani Gomółka, ani Gierek ze swoimi ekipami nie ryzykowali życiem. Władza była stabilna, mając silne oparcie w służbach specjalnych, wojsku i milicji.
Porozumienia Sierpniowe stały się celem ataku nieomal w chwili ich podpisania. Musiały. Zawierały bowiem w sobie klauzulę gwarantującą permanentny konflikt między władzą totalitarnego państwa oraz ciałem obcym, jakim stały się Niezależne Związki Zawodowe.   
Niezależność w systemie komunistycznym to herezja. Sprzeciw wobec nieubłaganych "praw historii". Powie ktoś, iż w doświadczeniu polskim komunistów radzenie sobie z niezależnymi organizacjami było wyzwaniem obecnym w ich praktyce politycznej od samego początku. Istniał wszak Kościół Katolicki, oraz nadal funkcjonowała prywatna własność ziemi. Były to jednak inne skale oporu. Kościół uważano za pozostałość ideologiczną przeszłości, w zasadzie spacyfikowaną i poddaną (zdaje się dziś) głębokiej infiltracji. Nie znaczyło to, iż Kościół uznano, ale tolerowano go jako wygodne narzędzie utrzymywania ładu społecznego. I hierarchia kościelna raczej ludu przeciw władzy PZPR nie buntowała, prowadząc własną grę “infiltracji” systemu. W iluż to bowiem przypadkach partyjny bonzowie i wyżsi oficerowie w tajemnicy, w sąsiedniej parafii chrzcili dzieci? Po stalinowskim okresie prześladowań mieliśmy, trudną, ale koegzystencję. Marksistowskich uniwersyteckich hunwejbinów nawet w KC nie brano na poważnie. A na chłopach położono krzyżyk, licząc na szybkie zmiany demograficzne. Urbanizacja i uprzemysłowienie miały sprawę rozwiązać w naturalny sposób. I może by rozwiązały, gdyby nie chichot historii.

Najpoważniejsze wyzwanie dla partii komunistycznej nadeszło nie ze strony Kościoła, upartych chłopów czy zgniłych inteligentów, zaczytanych w jakichś patriotycznych tekstach. Opór władzy Partii Robotniczej postawili… robotnicy. Paradoksalnie, to partia nauczyła robotników myślenia kategoriami hegemona społecznego! To PZPR wbiła w głowy robotnicze przekonanie, iż to jest ich państwo i coś się im należy. Zwłaszcza szacunek do ich pracy! Chłop z natury swej powolny, oddalony od sąsiada, pana może oszuka, ale się nie zbuntuje. Natomiast duma PRL, te wielkie zakłady produkcyjne, nauczyły tam pracujących ludzi zasad współpracy, które szybko stworzyły w nich nowy model postrzegania swej siły. I choć doświadczenia lat 1956 i 1970, co do skuteczności ulicznych demonstracji i zaufania do obietnic władzy były negatywne, to samo doświadczenie siły robotniczego oporu procentowało. Po prostu stwierdzono, iż zamiast wychodzić na ulicę, zamkną się w zakładach i zmuszą władzę do przyjścia do nich. Jeszcze w 1976 roku można było opór pojedynczych strajkujących ośrodków spacyfikować. Wszystkich strajkujących solidarnie w całym kraju, w sierpniu 1980-ego - już nie.

Pojęcie “Solidarności” było pojęciem obronnym, strategią przetrwania. Niby rzecz oczywista, ale w społeczeństwie planowo atomizowanym, poddanym inwigilacji, w systemie rozbijania oddolnych inicjatyw, braku doświadczeń czy to samorządowych, czy w ogóle społecznych, było to novum. Do tej pory organizatorem życia była partia. Teraz ludzie zaczęli organizować się sami, w skali zakładu, miasta, a po Sierpniu – kraju. Ten pierwotny chaos wielogodzinnych spotkań, narad, debatowania każdego pytania to był najpiękniejszy przejaw ludzkiej zdolności do samoorganizacji. “Solidarność” była dowodem, iż ludzie wolni dadzą sobie radę, lepiej gorzej, ale będą w stanie się samorządzić!

To było realne zagrożenie socjalizmu. Systemowe wyzwanie. Spontaniczna samoorganizacja i dyscyplina, okazane tak znakomicie na milionową skalę w czasie pierwszej wizyty w Polsce Jana Pawła II, teraz miało się przełożyć na działania stałe. Dostęp niezależnych związków do mediów wymuszał otwarcie kanałów komunikacji zbiorowej. Cenzura w zasadzie traciła sens. Powstawać musiały nowe kadry na każdym odcinku. O utrzymaniu na poważnie koegzystencji wolnych enklaw społeczeństwa w ramach skostniałego aparatu zarządzania, zwłaszcza gospodarczego było niemożliwe i musiało prowadzić do konfliktów. Z dnia na dzień nomenklatura traciła rację bytu! Tak naprawdę nie było miejsca na kompromis. Oczywiście, wtedy, w roku 1980-tym, kiedy ZSSR zagrażał światu, podbijał Afganistan, straszył Europę rozmaitymi "SSami", nikt jeszcze nie był w stanie przewidzieć, iż ludzie "służb" systemu potrafią tak skutecznie wbudować się w system wolnorynkowy, odpowiednio go przykrawając do swych potrzeb. To lekcja następnej dekady.

Porozumienia Sierpniowe sprzed 33 lat są natomiast tym szczególnym epizodem, który rozpoczyna nowy bieg wydarzeń, historyczną cezurą dziejów komunizmu w Europie Środkowej i Wschodniej. W całym bloku nic już po Sierpniu nie mogło być takie samo, bez względu na oficjalne deklaracje i stopień represji. Kamyczki wielkiej lawiny zostały puszczone w ruch, szczelina w tamie zaczęła pracować. Stan wojenny dwa lata później był klęską ideologiczną PZPR, zaś tępa, naga siła "Ludowego" WP z SB zgrała się szybko.   
***  
33 lata temu, w owe sierpniowe dni roku 1980-go Polacy okazali się znowu narodem historycznym, gdyż zdolnym do samodzielnego tworzenia historii. I po raz pierwszy nie dali się sprowokować do ulicznych ruchawek, dramatycznych ofiar. Nowe doświadczenie obywatelskie rodem z dalekiego Gdańska zaskoczyło świat. To właśnie Polska, Polacy swoją upartą miłością wolności, swoją solidarnością, przez wielkie i małe “S” wytyczyli nowy bieg dziejów kontynentu. I bez względu na historyczne detale, ile było w tym prowokacji, kolaboracji czy ubeckich konfidentów, masowy ruch ludzi pracy zgniótł wówczas wszelkie komunistyczne kalkulacje. Mówiąc górnolotnie: zwykli, normalni, utrudzeni pracą i kolejkami Polacy powstali z kolan.

W. Werner-Wojnarowicz

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: