•   Wednesday, 24 Apr, 2024
  • Contact

Czas powołać polsko-ukraińską unię na wzór I RP

WW Historia - Świat w którym żyjemy

Polityczne debaty w Polsce nad przyszłym kształtem relacji międzynarodowych po wojnie na Ukrainie są jak najbardziej uzasadnione. Dziś, nie dopiero jutro. W przypadku Polski bowiem mamy już dziś do czynienia np. z poważnymi zmianami demograficznymi. Faktem też, choć dopiero docierającym powoli do świadomości i elit, i społeczeństwa, są: zmiana pozycji samej Polski w ramach NATO oraz nowy wymiar relacji sojuszniczych z USA (państwo frontowe). Trzeba także zauważyć potężną transformację Wojska Polskiego i wszelakie tego konsekwencje, od finansowych po społecz- ne. To trzeba przetrawić i przedyskutować. Potrzebny jest, mimo wojny polsko-polskiej, jakiś konsensus!  
W ramach owej rodzącej się debaty emocje rozgrzewa lansowana w mediach koncepcja (mniej czy bardziej oficjalnego)  eksperta obecnej władzy, Marka Budzisza. Stał się On ostatnio jednym z ‚dyżurnych‘ geopolityków, a jego wizje lub poddawane pod dyskusje tezy budzą wielkie emocje. Budzisz (podobnie jak J.Bartosiak) zdaje się sugerować, iż jedną z konsekwencji obecnej wojny może być – z naciskiem na ‚może‘ - (od)budowa jakiejś formy związków państwowych między Polską a Ukrainą. Sam Budzisz widzi to jako temat warty debaty. Inni jednak uważają samo postawienie tematu jako wręcz niebezpieczną, pseudo-geopolityczną prowokację.  
Patrzenie na historię Rzeczpospolitej Oboj- ga Narodów przez pryzmat wielkiego sporu geopolitycznego z okresu wieków XVI - XVIII, rywalizacji miedzy Moskwą a Rzeczpospolitą o zorganizowanie pod swym sztandarem obszarów „Międzymorza“ nie jest jednak wyłącznie domeną polskiej myśli politycznej czy historycznej. Świadczy o tym tekst Dalibora Rohaca z prestiżowego "Foreign Policy".  
Przedstawiam Państwu szerokie fragmenty jego omówienia, na łamach portalu wPolityce, nie bez powodu. Portal braci Karnowskich uchodzi za główne medialne wsparcie obecnej władzy. Ton ocen politycznych tam formowanych nie jest więc bez znaczenia. A żeby dodać dodatkowego smaku ewentualnej debacie wśród Naszych Czytelników (Czytelników portalu sam tekst mocno podzielił!), warto zauważyć wypowiedzi moskiewskich propagandystów. Dla Siergieja Michiejewa, z radia Wostok FM np., wizja "Polski od morza do morza" - Sic! - jest wizją daleko groźniejszą, niż samo powojenne istnienie (zrujnowanej i okrojonej) Ukrainy. Zapraszam do lektury.
W. Werner-Wojnarowicz  

***

"Foreign Policy": Czas powołać polsko-ukraińską unię na wzór I RP.
“(...) na stronie internetowej renomowanego amerykańskiego magazynu „Foreign Policy" pojawił się ciekawy artykuł dotyczący geopolitycznej przyszłości regionu Europy Środkowo-Wschodniej w kontekście rosyjskiego zagrożenia. Autorem felietonu jest słowacki politolog Dalibor Rohac, ekspert American Enterprise Institute. Artykuł ten ma wiele intelektualnych walorów – na czele z obroną historycznej spuścizny Rzeczpospolitej Obojga Narodów, ale jednocześnie stawiając bardzo odważne tezy do których autor ma prawo, wprowadza ferment, który dla anglojęzycznego czytelnika może być kompletnie niezrozumiały. Tytuł tekstu brzmi: „Czas przywrócić unię polsko-litewską", co już samo w sobie jest mylące, ponieważ Polska i Litwa są państwami-członkami zarówno w Sojuszu Północnoatlantyckim, jak i Unii Europejskiej. Rohac nie pisze więc o unii polsko-litewskiej, ale o ewentualnej unii pol- sko-ukraińskiej. W swoim tekście nie wspomina niestety ani słowem o Unii Hadziackiej oraz niezrealizowanym koncepcie Rzeczpospolitej Trojga Narodów, choć trzeba mu oddać, iż jest jednym z nielicznych publicystów publikujących na Zachodzie, który wcielił się w rolę adwokata historii I Rzeczy- pospolitej.
„Po upadku dynastii Jagiellonów (Rzeczpospolita) przekształciła się w monarchię elekcyjną, podobną do miast-państw Italii, ale działającą na znacznie większą skalę. Ustawodawca Wspólnoty Narodów i lokalne sejmiki kierowały się zasadą jednomyślności — podobnie jak Rada Europejska w wielu sprawach postępuje dzisiaj. Panująca w Rzeczypospolitej atmosfera tolerancji religijnej i wolności, którymi cieszyła się szlachta, stanowiła ostry kontrapunkt dla absolutystycznych monarchii Europy Zachodniej – nie mówiąc już o tragicznej historii, która nastąpiła po upadku Rzeczypospolitej w 1795 roku. Co by było, gdyby dostępne było podobne polityczne rozwiązanie problemów, przed którymi stoi dziś Ukraina i Polska? Argument za jednoznaczną unią polityczną między dwoma krajami nie opiera się na nos- talgii, ale na wspólnych interesach. Z pewnością, ze względu na cztery wieki wspólnej historii w ramach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, znaczna część dzisiejszej Ukrainy (i Białorusi) ma o wiele więcej wspólnego z Polską niż z Rosją" – pisze w swoim felietonie Rohac.
Dla obrony swojej hipotezy o ewentualnym połączeniu Polski i Ukrainy w jeden organizm państwowy, autor powołuje się na federacyjną koncepcję Józefa Piłsudskiego oraz precedens zjednoczenia Niemiec (3 października 1990 roku). „To nie jest rozmowa o fantazji" – pisze autor. Problem w tym, iż właśnie jest to kolejny z artykułów o wizjach rodem z geopolitycznego fantasy. Przyjemnie się go czyta, ale nie opiera się na realistycznych fundamentach. Od wspólnego wroga do wspólnoty państwowej jest daleka droga o czym przekonały się nawet Korona (Polska) jak i Wielkie Księstwo (Litwa). Od zjednoczenia Litwy przez Mendoga (1240) do unii z Polską (1385) minęło prawie 150 lat. I tutaj sam wpadłem w pułapkę historycznego myślenia, ponieważ dzisiejsze polityczne instrumentarium zmieniło się na przestrzeni os- tatnich setek lat, nawet jeżeli generalia pozostały niezmienne.
Zgadzam się z Rohacem, że Polskę oraz Ukrainę łączy wspólnota historii (I RP) i wspólnota zagrożenia (Rosja). Od Rohaca jestem bardziej krytyczny wobec elit Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a zmarnowaną szansę Unii Hadziackiej oraz konceptu Rzeczypospolitej Trojga Narodów (z Księstwem Ruskim – czyli Ukrainą, jako równoprawną częścią składową) uważam za fundament późniejszych kłopotów w starciu z Rosją, wieńczących się protektoratem i rozbiorami. Podobnie krytycznie oceniam ucieczkę Warszawy od federacyjnej koncepcji Piłsudskiego, którą emanację widać był w traktacie ryskim (1921 r.). (...)
Pomijając samą technologię polityczną związaną z łączeniem państw, co byłoby herkulesową pracą – „kamieniem węgielnym" polityki III RP jest wzmacnianie kolektywnego bezpieczeństwa międzynarodowego, czego najlepszym przykładem jest pozytywny stosunek Polaków do NATO. Upadek NATO – czego chciał Putin, oznaczałby rozbicie międzynarodowego ładu na „domeny" i powrót do balu Kongresu Wiedeńskiego, gdzie przy stole głos mieli tylko imperatorzy. Rosyjska propaganda tylko oczekuje tego by przedstawić Polskę jako „rozbijacza" w NATO, który czyha na podbój Lwowa. Koncepcja z lat 90' tzw. NATO-bis postulowana przez Lecha Wałęsę, nie przez przypadek jest uznawana za geopolityczny błąd ówczesnego Prezydenta RP. A tutaj na scenę wkracza projekt o wiele bardziej wykraczający poza wspomniany „wałęsizm" – choć Rohac tego nie dostrzega.  
Strategiczne partnerstwo, budowanie dobrych relacji, popieranie akcesji Kijowa do Unii Europejskiej i NATO – to się obecnie dzieje i Polska popiera włączenie Ukrainy do zachodnich struktur. Wydaje się, że Warszawa będzie pierwszą stolicą, która poprze zachodnie gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. Rozwiązaniem dla geopolitycznego osamotnienia Ukrainy nie jest jednak żonglowanie koncepcjami o nowym państwowym tworze – bez całego sztafażu demokratycznych procedur (sondaże, referendum) i pokonania różnic administracyjno-kulturowych. Zwłaszcza, że to skok o tyczce, gdy nie zrobiono mniejszych kroczków piechotą do przodu, w innych palących sprawach. Dopiero w 2022 roku Ukraina otrzymała status partnera uczestniczącego w amerykańskim Trójmorzu, a Kijów cały czas prosi o dostawy nowoczesnej broni w większej ilości. Przypomnijmy, że Ukraina była poza trumpistowską inicjatywą Trójmorza, a sama koncepcja choć korzystna dla Europy Środkowej, to nie została podparta właściwym wsparciem finansowym. Wszelkie dodatkowe sojusze i blogi geopolityczne jak Trójkąt Lubelski (Polska, Litwa, Ukraina) w Europie Środkowo-Wschodniej są korzystne, ponieważ wzmacniają więzy pomiędzy zagrożonymi przez Rosję krajami.
Problem, w mojej opinii leży także gdzie indziej – a tego Rohac nie pisze, czy Polska nie ma być przypadkiem osamotnionym państwem frontowym, które jako jedyne realnie udzieli gwarancji bezpieczeństwa Ukrainie i tym samym jedynie zaryzykuje formalne włączenie do wojny. Polskie średniowieczne elity wiedziały, że sojusz wiąże się z wojenną pomocą. Nawet jeżeli unia polsko-ukraińska ma być dyskutowana jako rozwiązanie powojenne, to nie zmienia to faktu ryzyka ponownego uderzenia Moskwy. W 2008 roku należało przyjąć Ukrainę i Gruzję do NATO. Weto wówczas postawiły Francja i Niemcy, skończyło się wojnami. Nawet jeżeli wizja Rohaca byłaby łatwa do przeprowadzenia (nie jest) i nie była obarczona ryzykiem (a jest), to i tak naiwnością jest sądzenie, że nie storpedują tego niemieckie lub francuskie elity. Na papierze propozycja wygląda kusząco – dodajmy etat polskiego i ukraińskiego wojska na stopie pokojowej, potencjały ludności i okazuje się, że otrzymujemy europejskie mocarstwo o pół milionowej armii pod bronią oraz 80 mln populacji między dwoma morzami – Bałtyckim oraz Czarnym. Tyle, że geopolityka to nie gra wideo, gdzie wszystko jest tak uproszczone. Unię Hadziacką obroniono w 1659 r. pod Konotopem, gdzie polsko-litewsko-tatarsko-kozackie wojska spektakularnie pobiły Moskali. Cóż jednak z tego, gdy z inspiracji Carstwa Rosyjskiego na Ukrainie wybuchło powstanie czerni, a Wyhowski – orędownik Hadziacza, utracił hetmańską buławę. Kanclerz ruski Jerzy Niemirycz przypłacił to życiem. Projekt nie przetrwał roku. W 1921 roku w Rydze z bolszewikami warunki pokoju negocjowali głównie przeciwnicy Józefa Piłsudskiego, a zatem także sprzeciwiali się jego federacyjnej koncepcji. Leon Wasilewski był w osamotnieniu. Polska zrezygnowała z cesji terytorialnych, które leżały na stole (Mińsk mógł być w granicach Rzeczypospolitej) i wycofał uznanie dla Ukraińskiej Republiki Ludowej (URL), z którą była w sojuszu. Niestety historia to nauczycielka życia, nawet po wygranych bitwach, gdy wspólnie pobiliśmy Rosję, przy sprzyjających warunkach w postaci ówczesnej technologii politycznej (wówczas łączenie państw było łatwiejsze) – nie udało się stworzyć polsko-ukraińskiej państwowej unii.

Michał Bruszewski,
www.wPolityce.pl 27.03.2023
Michał „Mike” Bruszewski - reporter wojenny, dziennikarz i ekspert ds. bezpieczeństwa. Jako reporter był w Iraku w czasie operacji mosulskiej, w 2018 roku w Donbasie po ukraińskiej stronie frontu oraz trzykrotnie na granicy polsko-białoruskiej. Autor reportaży dla Defence24.pl z ukraińskiej wojny obronnej 2022 roku. Odbył kilka podróży reporterskich po ogarniętej wojną Ukrainie – autor tekstów o sytuacji frontowej pod Charkowem, zbrodniach rosyjskich w Buczy oraz Borodiance, bombardowaniach obwodu żytomierskiego. Dziennikarz z wieloletnim doświadczeniem. Trenuje boks.

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: