•   Thursday, 25 Apr, 2024
  • Contact

“Moja” Copa do Mundo #4

WW Historia

Już za kilka dni zaczną się wielkie emocje piłkarskie. Przyprawione gorz- ką świadomością, jakie “wartości” reprezentuje lokalizacja mundialu w Katarze.  
Gwoli zabawy, w naszych historycznych gawędach przypominamy Naszym Czytelnikom niektóre mistrzowskie perypetie i statystyki.

Generalna zasada football'u, iż na mistrzowskich turniejach grać mogą wszyscy, ale 'wygrywać tylko Niemcy', została brutalnie zrewidowana na boiskach FIFA Rosja 2018. Potwierdzona została natomiast inna prawidłowość, iż mistrz nie broni korony. I nawet - od 2002 - nie wychodzi z grupy :).  
Jakim cudem 27 czerwca 2018 niemieccy piłkarze nie byli w stanie skierować choć raz do koreańskiej siatki odbijajacej się im od nóg, głów i słupków piłki, nie wyjaśni nikt, może poza specjalistami od magii z Akademii Hogwarth. Porażka 0:1 na otwarcie z ambitnie i zaciekle grającym Meksykiem, może się zdarzyć każdemu. Zwycięstwo w ostatnich chwilach nad twardymi Szwedami dawało jednak podstawy do kalkulowania, jak będzie się Niemcom układać obrona tytułu. Brazylia lub Szwajcaria i dopiero po niej, Anglia. Ach, już ostrzyliśmy sobie zęby na takie spektakle. Przyszedł jednak feralny dla zespołu Thomasa Mullera mecz z Koreą, która jedynie na własnych stadionach potrafiła wyczarować “cuda”, z Hiszpanią i Włochami! W 92 i 98 minucie wyczarowała z Niemcami.
W podobny sposób przeszedł do historii hiszpańskiego football’u 13 czerwca roku 2014. Tego dnia na stadionie “Fonta Nova” w Salvadorze urzędujący mistrzowie świata, dwukrotni z rzędu triumfatorzy Euro, w pierwszym meczu grupowym ponieśli ciężką porażkę, 1:5 z Holandią. Pokonani w południowo-afrykańskim finale “Oranje” wzięli na mistrzach srogi odwet. Kibice na całym świecie przecierali oczy ze zdumienia, 5:1!!! Z tej klęski faworyzowani Hiszpanie już się nie podnieśli. Na sławnej Maracanie w meczu z Chile obrońcy tytułu zostali znokautowani jeszcze w końcówce pierwszej połowy. Porażka 0:2 z latynoską wersją “Furia roja” eliminowała ich z turnieju. Przedziwne fatum nadal wisiało nad mistrzowską koroną Europejczyków. Po Francuzach’02 i Włochach’10, kolejny mistrz wywodzący się ze Starego Kontynentu nie wychodził nawet z grupy!  
“Grali jak nigdy, przegrali jak zawsze!” - to powiedzenie towarzyszyło reprezentacji Hiszpanii przez długie dekady. Kraj najsilniejszej ligi świata, legitymujący się legendarnymi klubami: Barcelony i madryckiego Realu, mistrz Europy w drugiej edycji turnieju z roku 1964, na arenach mundiali nie mógł pochwalić się żadnym sukcesem, poza czwartym miejscem w brazylijskim turnieju 1950. Sukces Hiszpanów na EURO’08 zapowiadać miał odmanę losów. I do Afryki Południowej na turniej 2010 roku Hiszpanie jechali w roli faworytów.  
Najgroźniejszym rywalem mieli być dla nich mistrzowscy Włosi. Ale mistrzowie świata z Berlina w Afryce kompletnie rozczarowali. “Campioni” nie odnieśli nawet jednego zwycięstwa, choćby na otarcie łez swoich tifosi. Po słabiutkich remisach 1:1 z Paragwajem i Nową Zelandią, przyszedł mecz “o wszystko” ze Słowakami. 24 czerwca 2010 w Johannesburgu, w 81 minucie, przy stanie 0:2, DiNatale wlał nadzieję w serca Italii. Nie pomogło. Italia adio!  
Co ciekawe, oprócz mistrzów roku 2006, z turniejem już w pierwszej rundzie pożegnali się także finaliści niemieckiego turnieju - Francuzi. Takiej wpadki “koronowanych głów” piłkarskiego Olimpu do tej pory nie zanotowano.  
“Trójkolorowi” z regularnością zaczęli awansować do finałów (1998 - 2006 - 2018) i odpadać w przedbiegach. W Afryce Francuzi zdołali jedynie zremisować 0:0 z późniejszymi półfinalistami, Urugwajem Diego Forlana. Potem przyszły bolesne porażki: 0:2 z Meksykiem i w rozgrzanym do czerwoności Bloemfontein: 1:2 z gospdarzami z RPA. Świetny Malouda ratował twarz byłych mistrzów, zmniejszając w 70 minucie rozmiary kompromitującej mimo wszystko porażki.
Rok 2006 miał być okazją powrotu na piłkarski tron utytułowanych gospodarzy - Niemców. Finaliści sprzed czterech lat byli głodni sukcesu - od roku 1990 bowiem niczego na kolejnych mundialach nie wygrali! Najważniejszym ich rywalem mieli być bez wątpienia ozłoceni w Tokio Brazylijczycy. Drużyna Ronaldo była gotowa do obrony tytułu. Po 4:1 z Japonią czy 3:0 z Ghaną, wydawało się, że Brazylijczycy są znowu w swej fenomenalnej formie, kiedy nie jest ważne jak grają rywale, gdyż w odpowiednim momencie wystarczy aby ‘canarinhos” wrzucili ten wyższy bieg.  
Grający jak z nut “tetra-campeoes” trafili jednakże w ćwiećfinałach na jedyną chyba drużynę świata, która (jak mawia angielskie porzekadło), “has their number”. We Frankfurcie, w godnym finału meczu wystarczył moment nieuwagi Roberto Carlosa, aby Thierry Henry wpakował piłkę do bramki. Mistrzowie, trzykrotni z rzędu finaliści, nie byli w stanie powetować sobie finałowej porażki sprzed 8 lat. Na ‘pocieszenie’ niepocieszonych Brazylijczyków można jedynie powiedzieć, iż nigdy przedtem w turniejowej historii urzędujący mistrz nie walczył tak dzielnie i nie pokazał takiej klasy. A kibice i statystycy, od Rio po Kraków, będą się spierać do końca świata, która z przegranych brazylijskich drużyn była bardziej godna mistrzowskiej korony. Czy ekipa z Maracany w feralnym 1950, fenomenalni chłopcy Socratesa z 1982, czarodzieje Zico z 1986, czy jednak “jeszcze złota” ekipa Ronaldo z 2006!
Dwie dekady temu, w 2002, na egzotycznych arenach Japonii i Korei, jakże dalekich od piłkarskich świątyń Paryża, Marsylii, Monaco czy Lyonu, tytułu bronić mieli po raz pierwszy Francuzi. Pogromcy Brazylii z St. Dennis jechali na ten turniej dodatkowo opromienieni sukcesem w holendersko-belgijskim EURO’00. Byli pierwszą drużyną w historii, która dodała tytuł mistrzów Starego Kontynentu do złota mundialu.  
Im wyżej wznoszą cię skrzydła sławy, tym boleśniejszy staje się upadek. Afrykańska lekcja powinna służyć dzisiejszym gwiazdom Francji Benzemy jako przestroga. Żadna inna ekipa przed nimi i żadna inna od tej pory nie zakończyła swojej obrony tytułu nie tylko piłkarską porażką, ale także skandaliczną, wizerunkową klęską. Francuzi w Azji nie byli drużyną, lecz grupą rozkapryszonych panienek, traktujacych swego trenera jak powietrze. Boiskowy sprawdzian “gwiazdorów” okazał się brutalny.  
W Seulu, w meczu otwierającym “World Cup FIFA KoreaJapan 2002” mistrzowie z najlepszych lig świata zostali ograni 1:0 przez Senegal, którego wszyscy piłkarze grali we… Francji. Potem jeszcze słabiutkie 0:0 z Urugwajem oraz bezapelacyjna porażka 0:2 z Duńczykami. Gra i zachowanie tej żałosnej “drużyny mistrzów” zapisały chyba najciemniejszą kartę w annałach “obrońców” Pucharu Świata FIFA. “Bad form, indeed!”   
***
Czy dumna Francja, zwycięzca Ligi Narodow UEFA 2021, pojawi się w finale FIFA Katar 2022?
Bookmacherzy dają jej wielkie szanse. Historia jednak nakazuje sceptycyzm. Do tej pory obrońcy tytułu jedynie trzykrotnie pojawiali się znowu, po czterech latach, w finałowych szrankach. Włochom w Paryżu, w roku 1938, oraz Brazylii w roku 1962 na boiskach Chile, udało się powtórzyć swój sukces. Argentynie w 1990 to się już nie udało. Był to zresztą pierwszy i jedyny przypadek, kiedy obaj rywale po czterech latach dotarli ponownie do finału!
Finałowe konfrontacje członków elitarnego “Klubu Mistrzów” to niezbyt częsta sytuacja. Trudno w to uwierzyć, ale po raz pierwszy drużyny szczycące się “gwiazdką” mistrza świata FIFA nad narodowym herbem na koszulce, zmierzyły się w finale dopiero w roku 1970, w Meksyku!  
Brazylijczycy i Włosi walczyli o swój trzeci triumf i prawo zatrzymania “Złotej Nike” na własność. Ikoną footballu stało się zdjęcie Pele niesionego na ramionach zwycięskich kolegów.
Ta sama para powtórzyła swoją finałową konfrontację w roku 1994, w Ameryce. Italia, “bogatsza” o złoto zdobyte w roku 1982, dopiero w karnych uległa Brazyli, a zdjęcie nieszczęsnego Roberto Baggio ze zwieszoną głową, z klęczącym w tle szczęśliwym Taffarelem, stało się symbolem tamtego finału. Po raz pierwszy bowiem zwycięzcę wyłoniły przeklęte rzuty karne!
Drugi finał z udziałem mistrzów miał miejsce w roku 1982. “Nasza” Italia, z Gentile, Scireą, Tardellim i Antognonim, pokonała Niemcy Zachodnie. Madryt stał się tamtego wieczora stolicą Włochów z całego świata.  
W trzecim takim finale, w 1986 na Azteca, Niemcy nie sprostali innemu championowi. Pokonali ich Argentyńczycy “boskiego” Diego Maradony!
Italia’90 była czwartym finałem mistrzów, w którym mieliśmy teutoński rewanż nad “albi-celestes”, obrońcą złotego trofeum FIFA.
***
Jeszcze rzadsze są finały w których mistrzów  zwyciężali nieutytułowani dotychczas pretendenci. Tak stało się w roku 1966 na Wembey, kiedy Anglia pokonała Niemcy Zachodnie oraz w roku 1998 na St. Dennis, kiedy grający jak z nut “Trójkolorowi”, z całą plejadą gwiazd, jak Barthez, Zidane czy Dechamps, pokonali faworyzowanych Brazylijczyków, osłabionych tajemniczo  niedyspono- wanym tego dnia “El Fenomeno” - Ronaldo.
Finał  roku 2002, w dalekiej Azji, przyniósł pierwsze w dziejach starcie na szczycie Niemców z Brazylijczykami. Tym razem Ronaldo był nie do zatrzymania. W finale debiutował też Miroslav Klose, który wielkiego Ronaldo zdetronizuje w jego ojczyźnie.
Szukającą dopiero sławy Brazylię, w konfrontacji pretendenta z dawnym mistrzem spotkało niepowodzenie u siebie, w jakże odległym roku 1950. Na specjalnie zbudowanej na tę okazję 200-tysięcznej Maracanie, mistrzowscy ‘celestes’ z Urugwaju odzyskali po dwóch dekadach tytuł, łamiąc przy tym  serca stumilionowej rzeszy kibiców!
Finał 2010 był drugim od roku 1958, kiedy w finale zmierzyły się dwie drużyny, które nigdy jeszcze nie odniosły mundialowego sukcesu. Zarówno jedenastka Hiszpanii jak Holandii wychodziły na afrykańską murawę, ruszając w nieznane. Zwycięska po jedynym golu Iniesty “Furia Roja” dołączyła jako ósmy członek do elitarnego klubu. Holandii pozostały po raz trzeci srebrne łzy.
Na koniec dwa ostatnie turnieje. Finał rozegrany na Maracanie w 2014 był także znaczący. Po raz trzeci starli się wielokrotni triumfatorzy Pucharu Świata FIFA – Niemcy i Argentyna. Ten na Łużnikach 2018 nie zapisał się specjalnie. Outsider, Chorwacja uległa po twardej ale jednostronnej konfrontacji już raz koronowanej Francji.  
Cdn.  
W.Werner-Wojnarowicz 
 

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: