Jeszcze dalej od szosy

Z daleka od szosy (118)

Wszyscy pamiętamy wielki protest kierowców, który odbił się szerokim echem na całym świecie. „Nasz” premier Wonder Boy Trudeau mógł zakończyć ten protest zanim się naprawdę zaczął. Mógł się po prostu zgodzić na zniesienie wymogu testów na granicy przy wjeździe ze Stanów do Kanady dla tych którzy mieli szczepienia. Taki był oryginalny, logiczny postulat kierowców ciężarówek, bez których mogłaby stanąć cała gospodarka. Żałosny upór, żądza władzy i chęć pokazania kto tu rządzi spowodowała wielkie straty w i tak nadwyrężonej COVIDOWĄ zarazą gospodarce Kanady. Ten wymóg testów i tak zniósł parę tygodni po spacyfikowaniu protestów i oskarżeniu i postawieniu przed sądem organizatorów. Zupełnie jak za komuny w Polsce. Ci co nie musieli przejeżdżać przez granicę nawet nie zdają sobie sprawy o co w tym teście chodzi. Otóż wkładają ci do nosa wacik na długim patyku i mieszają głęboko w dziurce od nosa. Sądząc po długości tego patyka to już chyba nawet w mózgu. Potem robią tzw. „rapid test”. Dokładne to nie jest i mój kolega, który taki test przechodził na lotnisku, najpierw miał wynik pozytywny. Ponieważ miał dwa paszporty, więc poszedł do innego punktu testowego na tym samym lotnisku. Tam wynik testu okazał się negatywny i mógł wrócić do Kanady bez przeszkód. No i jak tu teraz pojechać sobie do Stanów np. na weekend, jeśli przy powrocie trzeba sobie zrobić kosztowny test. Co prawda w Kanadzie dla Kanadyjczyków ten test jest bezpłatny, ale wracając ze Stanów ten test trzeba zrobić sobie w Stanach i zapłacić ponad sto dwadzieścia dolarów. Jak jedziemy z żoną i dziećmi to ten koszt wzrasta dramatycznie i taki wyjazd na weekend czy nawet na dzień traci sens. Mam w Pittsburghu znajomą, przyjaciółkę od wielu, wielu lat. Jeździliśmy tam z żoną w odwiedziny kilka razy w roku. Ponieważ mieszka sama, więc zawsze jej pomagałem przy cięższych pracach w ogrodzie czy w domu. Zawsze fajnie spędzaliśmy czas. Nasze psy też. Ona też przyjeżdżała w odwiedziny do nas do Kanady. To wszystko skończyło się dwa i pół roku temu, gdy zaczęła się zaraza. Brakowało mi tych wyjazdów, ale nie było wyjścia. Nie tylko nie stać mnie było na te kosztowne testy, ale także nie stać mnie było na ryzyko, że przy pozytywnym rezultacie testu musiał bym iść na kwarantannę, czyli stracić dwa tygodnie pracy. Koszt takiej wycieczki stawał się wtedy nie do uniesienia, przynajmniej dla mnie. Nie mówię tu o tych którzy z jakiś powodów odmawiają, czy nie chcą się szczepić, chociaż ich powody są dla mnie niezrozumiałe i graniczące z absurdem, poza tymi oczywiście którzy nie mogą się szczepić z powodów medycznych. Głupota nie boli i ci wszyscy, którzy nie szczepią się według jakiejś wyimaginowanej teorii spiskowej niech sobie siedzą w domu i się boją. Ja się szczepiłem i to trzema dawkami. Nie umarłem po kilku miesiącach ani po roku jak mi to niektórzy przepowiadali, nie wyrosły mi żadne mutacyjne części ciała, nie uzyskałem połączenia do darmowego serwisu Internetowego Billa Gatesa. Ot po prostu nie chorowałem przez cały ten czas. W ostatni piątek, pierwszego kwietnia, w sam Prima-Aprilis nasz Wonder Boy zniósł wreszcie wymóg testów przy powrocie do Kanady dla tych którzy się szczepili. Gdyby to zrobił miesiąc czy dwa wcześniej nie było by protestów kierowców. No ale czego tu żądać od nauczyciela dramatu w Liceum? W każdym razie, trochę z duszą na ramieniu czy to zniesienie wymogu kosztownego testowania nie okaże się Prima-Aprilisowym żartem Wonder Boy, w ostatnią sobotę, wcześnie rano, by jak dawniej uniknąć czekania w kolejce na granicy, wyjechaliśmy z żoną do Pittsburgha. Do granicy mam teraz tylko trzydzieści kilometrów, a nie jak kiedyś sto trzydzieści jak kiedyś, więc już po dwudziestu minutach byliśmy na granicznym moście. Po amerykańskiej stronie przy odprawie były przed nami cztery samochody. Zdziwiło mnie to, bo myślałem, że teraz po skasowaniu idiotycznych testów dużo Kanadyjczyków skorzysta z możliwości wyjazdu, chociażby na zakupy. Już po paru minutach byliśmy przy budce celnika amerykańskiego. Podałem paszporty, przy- gotowany na rutynowe pytania, gdzie jadę, kiedy wracam, po co jadę. Nic takiego nie nastąpiło. Celnik wziął paszporty, zapytał, ile nas jest w samochodzie (ciemne szyby w samochodzie nie pozwalały mu zobaczyć). Powiedziałem, że nas dwoje i pies. Celnik po chwili oddał mi paszporty i życzył przyjemnego pobytu. Pierwszy raz od dwóch i pół roku byliśmy w Stanach. Weekend minął bajkowo, chociaż pogoda nie najlepsza, ale spotkanie przyjaciół spowodowało, że pogoda stała się zupełnie nie istotna. Dzisiaj, czyli w poniedziałek ok. 14:30 wjechaliśmy na granicę z Kanadą, tym razem po stronie kanadyjskiej i do kanadyjskiej odprawy celnej. Celnik wziął nasze paszporty. O psa nie pytał, może dlatego że spał i nie było go widać. Zapytał co kupiliśmy? Trzy paczki papierosów. Nie wykazał zainteresowania tym, za to poprosił o zaświadczenia o szczepionkach. Podałem mu je. Zapytał, czy wypełniałem na Internecie coś tam przed wyjazdem. Nie wypełniałem. Pouczył mnie żebym następnym razem to zrobił i oddał paszporty życząc miłego dnia. Do domu już tylko dwadzieścia minut. Nareszcie zaczyna być normalnie. Mam nadzieję, że żadnemu głupkowi z władzą nie odbije i zacznie znowu wymyślać jak tu nam utrudnić życie i okazać się ważnym.
Cdn Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: