Po szczycie UE ws. Ukrainy jesteśmy na prostej drodze do katastrofy

pisane z pamięci

Kwestie strategiczne twardego bezpieczeństwa jak najszybciej powinny zostać uwolnione od bezwładu splątanych wewnętrznie struktur unijnych instytucji i przejęte przez państwa europejskie w ramach faktycznej unii obronnej. Wiara w to, że Bruksela będzie skutecznie zarządzać geopolityką i strategią w polityce obronnej, jest receptą na katastrofę.
Z informacji na temat ostatniego, nadzwyczajnego szczytu Unii Europejskiej w sprawie wojny w Ukrainie wyłania się przygnębiający obraz, który aż za dobrze znamy. A wydawało się, że polityczna demolka, jaką Donald Trump uskutecznia w polityce bezpieczeństwa i relacjach transatlantyckich od dwóch tygodni, wpędziła państwa europejskie w tak wielkie przerażenie, że z samego tylko strachu zasiądą do stołu i podejmą decyzje, które pozwolą przygotować się na ewentualną przyszłą wojnę. Nic podobnego. Sprawy toczą się starym trybem.
Dlaczego nadzwyczajny szczyt Unii w sprawie wojny w Ukrainie to katastrofa?
Rozmowy na szczycie skoncentrowały się więc na pieniądzach, a nie na przygotowaniu do obrony. Komisja Europejska kwestię pieniędzy na zbrojenia traktuje jako okazję do zwiększenia własnej kontroli nad budżetami państw członkowskich, a Francja i Niemcy jako źródło finansowania własnych przemysłów zbrojeniowych.
Zasadniczy problem, który tłumaczy ten zadziwiający bezwład, leży w samej UE. Fatalnym błędem jest założenie, że Bruksela i unijne instytucje mogą skutecznie działać w domenie, do której nigdy nie były stworzone. Oczekiwanie, że struktura urzędników i ich politycznych zwierzchników otoczonych wianuszkiem ekspertów i lobbystów, zajmująca się dotąd polityką handlową, konkurencją, pomocą publiczną i funkcjonowaniem wspólnego rynku, będzie teraz skutecznie zarządzać geopolityką i strategią w polityce obronnej, jest receptą na katastrofę. Jesteśmy obecnie na prostej drodze do niej.
(…) We współpracy z NATO jej [Europejskiej Unii Obronnej - ww-w] celem musi być budowanie i wzmacnianie realnego potencjału odstraszania w Europie ze szczególnym uwzględnieniem wschodniej flanki oraz rozbudowa systemu przemysłu zbrojeniowego państw europejskich. Tylko w taki sposób można w Europie ożywić strategiczne myślenie o obronie i przygotować się do wspólnego odparcia nadchodzącego militarnego zagrożenia.
Pójście ścieżką obecnej integracji europejskiej z nadmierną władzą Komisji Europejskiej oraz całą złożoną logiką unijnej struktury jest natomiast najlepszym sposobem na zniweczenie wszelkich prób szybkiego zbudowania koniecznej w obecnej sytuacji struktury, pozwalającej zarządzać rozbudową potencjału odstraszania europejskich państw. Te ograniczenia Unii są tak oczywiste, a potrzeba zmiany tak pilna, że państwa, które mają siłę, muszą podjąć działania.
Marek A. Cichocki, www.dziennik.pl, 10.03.2025

Warty uważnej lektury i debaty, krytyczny tekst realistycznie myślącego analityka, polityka znającego realia Brukseli, oceniającego bez znieczulenia katastrofalną sytuację strategiczną Ukrainy wobec rozejścia się interesów Waszyngtonu i Europy. Trump chce pokoju, nawet na warunkach Putina, unieważniając oficjalnie amerykańską politykę ostatnich trzech dekad, unipolarną politykę „neoconów”, od Clintona poprzez Obamę po Bidena. Natomiast EUropa pod batutą Macrona z Berlinem, obiektywnie oceniając, chce w sumie trwania wojny, odrzucając nieuchronne cesje terytorialne, bez względu na straty Ukrainy. Ktoś to musi powiedzieć!
EUropejczyków - czyli Francuzów i Niemców (no i Starmera) - stać jedynie na kolejne konferencje, wzniosłe deklaracje i plany kierowania ogromnych pieniędzy do… własnej, zbrojeniowej kieszeni. Ale kto ma dać ewentualne „Boots on the grounds”? My?
Zauważmy, przez trzy lata trwania wojny nie poczyniono  żadnych inwestycji w przemysł zbrojeniowy, zaorany przez proroków Zielonego Ładu! Teraz zaś zarzuca się Polsce, że nie kupuje europejskiej broni, lecz amerykańską i koreańską.
Gwałtowny zwrot Waszyngtonu, zwrot który może potrwać dłużej niż sama prezydentura Trumpa, to  wyzwanie dla ludzi kształtujących (miejmy nadzieję) - strategię i bieżącą politykę Polski. Bezczynność, oparta o naiwną i niebezpieczną wiarę w sprawczości Unii, stanowi obecnie zaproszenie dla Rosji.
WW-W
„Czy Sudża wpadnie całkowicie w rosyjskie ręce?”
„Sytuacja na froncie rozwija się błyskawicznie. Rosyjskie oddziały kontynuują ofensywę, a ukraińska obrona zdaje się słabnąć z każdą godziną. Pytanie, czy Kijów zdecyduje się na kontratak. Kolejne dni mogą być decydujące – jeśli Rosjanie zdobędą całą Sudżę, może to oznaczać poważne konsekwencje dla dalszego przebiegu wojny na tym odcinku frontu. W szczególności zapewne Rosja wkroczy na plecach wycofujących się żołnierzy do ukraińskiego obwodu sumskiego, a to ostatecznie pokaże że ofensywna strategia obrana przez ukraiński sztab była błędna.”
Sławomir Biliński, www.dziennik.pl, 12.03.2025

Klęska jest sierotą. W ostatnich dniach o Kursku w polskich mediach było cicho, jak na zamówienie. Jeszcze niedawno desygnowani do tematu „dziennikarze” podziwiali strategiczny geniusz ukraińskiego ataku na Kursk. Klęska uwidacznia tragiczny błąd Kijowa. Żadnej mitycznej „wymiany terenów z Rosją” nigdy być nie mogło. Zaatakowana Rosja niczego z innych frontów nie ściągnęła a jedynie utrzymała doborowe jednostki SZU na nic nie znaczącym odcinku. Co zaś zyskała Ukraina, poza dętą propagandą „sukcesu”? Dziś cenę płacą żołnierze pozostawieni w okrążeniu, jak tak w Wuhledarze i na wielu innych straceńczych pozycjach, dla podtrzymywania politycznej propagandy Kijowa. Dziś już wolno w Polsce to mówić?
WW-W

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: