W poprzek Kanady - 8

Z daleka od szosy (258)


Wypiliśmy kawę w Tim Horton’s w Perry Sund, dojechaliśmy do  French River, gdzie po lewej stronie znajduje się niewielki parking. Można tam zrobić krótki „hiking”, rozprostować nogi i przy okazji zobaczyć przełom tej rzeki. Potem przejazd przez most i po niecałej godzinie jazdy pokazuje się Sudbury ze swoim księżycowym krajobrazem: czarnymi skałami i największą na świecie monetą pięciocentową z niklu postawioną na cokole i mającą wysokość kilku pięter. Tę monetę trzeba koniecznie zobaczyć, więc zjeżdżam kilka km z trasy. Potem tankowanie benzyny i jeszcze „tylko” 300 km do Sault Ste. Marie. Pamiętałem to miasto przede wszystkim z wycieczki z żoną Małgorzatą wiele lat temu, kiedy jesienią wykupiliśmy wycieczkę na Algoma Train. Ciekawa jazda pociągiem wzdłuż jeziora Superior przez dzikie krajobrazy no i oczywiście kolory jesieni. Słyszałem opinię kogoś, że wycieczka Algoma Train jest przereklamowana, bo nic tam ciekawego nie ma i nic nie widać. Okazało sie, że pojechali tam w sierpniu, podczas gdy trzeba jechać koniecznie w połowie września albo jeszcze później, kiedy zaczyna się jesienne szaleństwo kolorów. Właśnie wtedy jest to niezapomniane wrażenie. Nie wiem jak teraz, ale gdy ja tam byłem kosztowała ta wycieczka ok. 90 dol. Oczywiście do Sault Ste. Marie trzeba dojechać samemu, a 700 km to już spora wyprawa. No, ale to jest właśnie kanadyjska przestrzeń. Niedaleko Sault Ste. Marie, jakieś 50 km na wschód i 20 km na północ od głównej drogi znajdowało sie miejsce, gdzie rosła najwyższa sosna w Ontario. Piszę rosła, bo kilka lat temu przeczytałem w prasie, że zniszczył ją piorun. Szkoda, była bardzo imponująca i by zrobić jej zdjęcie w całości musiałem robić trzy zdjęcia i potem je połączyć w całość. Nie mieściła się w jednym kadrze. Pamiętam też, że w pobliżu znaleźliśmy taką masę zdrowych grzybów koźlaków, że w godzinę zapełniliśmy cały bagażnik Jeepa Cherokee. Często narzekamy, że Kanadyjczycy i Amerykanie nie znają naszej historii, a ilu z nas zna historię Kanady i jej miast. Mówimy, że ta historia ma tylko 150-200 lat i nie ma o czym mówić. Nieprawda. To zarozumiałość Europejczyków, którzy myślą że tylko ich historia się liczy. Miejsce znane dziś, jako Sault Ste. Marie było nazwane Bawating lub Pawating przez indian Ojibways co najmniej 7 tysiecy lat przed Chrystusem. W 1660 roku miala tam miejsce wielka bitwa Indian w której Iroquois zostali zmasakrowani przez Ojibways. W roku 1610 Champlain wysłal młodego człowieka nazwiskiem Brule by poznał „wnętrze” Nowego Świata i jego narody. Brule miał wtedy tylko 17 lat. (Dzisiaj rodzice nie pozwolili by synowi w tym wieku na samotną podróż pociągiem do najbliższego miasta). Jego podróż przywiodła go w miejsce zwane dziś Sault Ste. Marie. W roku 1623 Brule nadał temu miejscu nazwę Sault du Gaston dla uhonorowania brata króla Francji. Chaplain zaznaczył to miejsce na mapach 1632 roku i było to pierwsze nazwane miejsce Nowego Świata. W 1669 roku Jezuici nazywają to miejsce Sault Ste. Marie i tak pozostało do dziś. W tym czasie sosna o której pisałem miała już 27 lat. Sault oznacza porohy, kaskady. W 1671 roku wzniesiony zostaje tam wolnostojący krzyż mający oznaczać zajęcie tej ziemi przez białych w imieniu króla Francji. 300 lat później dla upamiętnienia tego wydarzenia wzniesiono największy wolnostojący podświetlony krzyż. Miasto rozwijało się głównie za sprawą handlu futrami, zanim nowsze wieki nie przyniosły przemysłu stalowego i papierniczego. W 1798 roku zbudowano tu pierwszy kanał i śluzę które działały do 1814 roku, kiedy to zniszczyli je Amerykanie w czasie wojny z Kanadą. W tym to mieście nocujemy przed kolejnym etapem drogi.
Cdn. Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: