Koniec cukrzycy typu 1?
Dla chorego i jego najbliższych każde doniesienie naukowe o odkryciu skutecznej terapii na nieuleczalną do tej pory chorobę to ogromna nadzieja. Jednak od tego momentu do skutecznego leczenia długa droga. Najnowsze odkrycie dotyczące możliwości przywrócenia naturalnego procesu produkcji insuliny u osób z cukrzycą typu 1, a tym samym zakończenia uciążliwej terapii wstrzyknięć podskórnych, skomentowali eksperci.
W tej konkretnej chorobie chodzi o to, że z przyczyn do tej pory niewyjaśnionych, dochodzi do wyniszczenia komórek beta wysp trzustkowych, które odpowiadają za produkcję insuliny. Jest ona niezbędna do życia, dlatego osoby z cukrzycą typu 1 są zależne od dostarczania jej z zewnątrz (egzogenna insulina) za pomocą penów lub pomp insulinowych. Muszą robić to przynajmniej kilka razy dziennie w zależności od poziomu glikemii (potocznie cukru). Na razie skuteczniejszej terapii nie odkryto. Jednym słowem nie udało się jeszcze odwrócić czy zatrzymać procesu wyniszczania komórek beta w trzustce.
- Od wielu lat trwają prace nad wyizolowaniem nowych komórek beta wysp trzustkowych, które produkują insulinę. Dotychczas nie zakończyły się one sukcesem. Wprawdzie udało się wytworzyć komórki, które produkują insulinę, ale nie produkowały one insuliny w układzie sprzężenia zwrotnego. To znaczy pobudzone glukozą wyrzucały insulinę, natomiast gdy spadało stężenie glukozy, nie zatrzymywały wydzielania insuliny. Dlatego na razie doszliśmy w badaniach do badań na zwierzętach – wyjaśnił prof. dr hab. n. med. Krzysztof Strojek, konsultant krajowy ds. diabetologii.
Tymczasem naukowcy z australijskiego Baker Heart i Diabetes Institute przekazali niedawno na łamach „Nature” wyniki swojego badania. Pobudzili oni co prawda nie komórki beta, lecz komórki progenitorowe (wyściełają one kanaliki, którymi dostarczane są enzymy trzustkowe niezbędne do trawienia np. węglowodanów, białek czy tłuszczów) do tego, by reagowały na glukozę i wytwarzały insulinę. I to w ciągu 48 godzin! Udało się to osiągnąć dzięki pobudzeniu owych komórek dwoma dostępnymi lekami (inhibitorami EZH2). Są one dopuszczone przez amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków (FDA) do leczenia rzadkich nowotworów.
Pobrane komórki trzustki, które przekształ- cono do komórek beta - podobnych pochodziły od dzieci i dorosłych dawców - trzech dawców chorych na cukrzycę typu 1 w wieku 7, 56 oraz 61 lat oraz od osoby bez cukrzycy.
„Uznajemy podejście regeneracyjne za ważny postęp w rozwoju klinicznym. Do tej pory proces regeneracji był przypadkowy i brakowało mu potwierdzenia, a co ważniejsze, mechanizmy epigenetyczne (zmiany funkcji genów niezależne od zmian w sekwencji DNA - przyp. red.) regulujące taką regenerację u ludzi pozostają słabo poznane” – zaznaczył profesor El-Osta, który kierował badaniem.
Dla jasności – pobrane komórki pobudzo-no w warunkach laboratoryjnych inhibitorami do tego, by zaczęły wytwarzać insulinę, a następnie wszczepiono je chorym z powrotem. Jeśli ta metoda okazałaby się skuteczną, to najprawdopodobniej oznaczałoby, że leczenie przebiegałoby w ten sposób u każdego chorego.
- Pobranie komórek od konkretnego pacjenta zabezpiecza go przed reakcjami odrzucenia własnych ciał, bo to są komórki, które mają taki sam układ antygenowy. Pytanie tylko, czy to będzie działać? To wykażą kolejne badania – wyjaśnił prof. Strojek.
Czy to oznacza koniec zastrzyków z insuliny?
Przed nami jeszcze długa droga. I choć badacze sugerują, że to nowatorskie podejście - stymulacja komórek progenitorowych do produkcji insuliny - może zmienić przebieg choroby, ułatwić wytwarzanie insuliny oraz uwolnić chorych od konieczności podskórnych wstrzyknięć, to trzeba sobie zdawać sprawę, że następnym krokiem, by taka terapia była dostępna dla pacjentów, są badania przedkliniczne, czyli badania na komórkach. Ich celem ma być opracowanie wskazanych inhibitorów jako leków przywracających produkcję insuliny.
- Trzeba podkreślić to, że są to badania rzeczywiście na wczesnym etapie doświadczalnym. To są badania nawet nie na zwierzętach jeszcze, ale na komórkach – podkreślił prof. Strojek. Dodał, że opracowanie takiej terapii może zająć lata.
Jak zauważył dr n. farm. Leszek Borkowski, farmakolog kliniczny z Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego w Warszawie, były prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych nie można na podstawie wyników badań przedklinicznych przesądzić o tym, jak będzie wyglądała ostateczna formuła leku.
- Jeżeli mamy np. 10 tys. badań przedklinicznych, to mamy szczęście, jeśli jedno z nich będzie miało kontynuację w badaniach klinicznych – podsumował.
Patrząc na samą procedurę rejestracji le-ków to zmiana wskazania zastosowania leku onkologicznego do leczenia cukrzycy może zająć dodatkowo czas. Ponadto te konkretne inhibitory nie zostały jeszcze dopuszczone na rynku europejskim do leczenia onkologicznego. Potrzebna jest tutaj zgoda Europejskiej Agencji Leków (EMA).
- Rejestracja FDA nie wpływa na rejestrację w EMA. Każda z tych instytucji jest niezależna. Sama ocenia według swoich procedur – przypomniał dr n. farm. Leszek Borkowski. Jednocześnie podkreślił, że „rozszerzanie wskazań leków onkologicznych wymaga szcze- gólnej rozwagi i kontrolowania działań niepożądanych”.
- Leki onkologiczne są lekami z tzw. ciężkiej farmacji. To są leki, które zabijają nowotwór, ale wywołują również spustoszenie w organizmie pacjenta. Wszystko po to, by uratować mu życie – dodał.
Ponadto ekspert zaznaczył, że jeśli dla zwalczenia danej choroby są dostępne mniej agresywne terapie, to jest zwolennikiem ich stosowania, by w miarę możliwości nie osłabiać układu odpornościowego. W tej chwili trwają poszukiwania nowych leków w grupie inhibitorów.
- Jednak w tym wszystkim trzeba pamiętać, że każda choroba ma kilkadziesiąt szlaków metabolicznych. Wyjaśniając, można sobie wyobrazić, że z Warszawy do Krakowa można jechać przez Katowice, Wrocław i Lublin. Ważne jest to, by wybrać jak najlepszą drogę. Nie jest to jedynie droga, która szybko rozwiąże problem medyczny, ale również droga, która pozwoli przeżyć leczenie pacjentowi – wyjaśnił ekspert.
- Nie ma nic gorszego niż powiedzieć choremu, że przyniesie mu się lekarstwo, które postawi go na nogi i nie przyjść następnego dnia do pracy – podsumował farmakolog.
Klaudia Torchała/PAP
Comment (0)