•   Saturday, 20 Apr, 2024
  • Contact

Cygaro i rum

Martynika, Dominika

Zwykle podróże na Karaiby kojarzą się z jednym - plażowaniem z drinkiem w dłoni, ewentualnie cygarem w drugiej. Cóż, to też ma swój urok, ale Martynika i Dominika mają do zaoferowania dużo więcej!
Na lotnisku Lamentin niedaleko Fort de France (Martinique) już czuje się atmosferę Karaibów - owszem, jest sporo ludzi, ale wygląda na to, że nikt się nie spieszy. Po załatwieniu wszystkich formalności w wypoży- czalni samochodów Europcar wsiadamy do białego Renault Twingo, którym będziemy przemieszczać się po całej wyspie.  
Dzień pierwszy. Po pierwszej kąpieli w Morzu Karaibskim wyruszamy w stronę Jardin Balata - ten otwarty w 1986 roku ogród botaniczny to więcej niż tylko wystawa roślinności, to miejsce powinno być mekką architektów krajobrazu! Oprócz zapierających dech w piersiach widoków atrakcją są również mosty zawieszone pomiędzy drzewami - przez chwilę można poczuć się jak Tarzan...
Po południu dojeżdżamy do położonej w północnej części wyspy Le Precheur, naszej bazy wypadowej na kolejne dni. Kręta droga pośród lasu tropikalnego sprawia, że po przyjeździe do urokliwej Village Pomme Canelle (gdzie mamy wynajęty domek) wciąż jesteśmy trochę oszołomione...
Dzień drugi. Dziś buggy. Uproszczona wersja samochodu terenowego, której obsługa sprowadza się do naciskania pedałów "stop" i "go" ma wyjątkowo mocny silnik, co niewątpliwie przyda się w przemierzaniu plantacji ananasów i bananów - Martynika jest górzysta wszędzie bez wyjątków. Eric, nasz przewodnik, prowadzi nas oraz czwórkę pozosta- łych turystów przez drogę, która prawie w całości składa się z wniesień i dolin, nie wspominając o wodzie (przejeżdżamy obok wodospadu). Co jakiś czas zatrzymujemy się, a Eric odkrywa przed nami tajniki uprawy egzotycznych owoców. Zwieńczeniem wycieczki jest wizyta w destylarni słynnego martynikańskiego rumu "J. M.", gdzie bez namysłu zaopatrujemy się w szlachetny trunek, nie zważając na czekającą nas wyboistą drogę powrotną.
Dzień trzeci. Zaplanowany na dziś canyoning (zejście w dół rwącej rzeki) niestety nie dochodzi do skutku - nawet w tropikach pogoda bywa kapryśna. Deszcz nie przeszkadza nam jednak w poznawaniu uroków St. Pierre, dawnej stolicy wyspy, z którą wiąże się tragiczna historia: dawniej tętniące życiem miasto zostało doszczętnie zniszczone w wyniku wybuchu pobliskiego wulkanu, Montagne Pelee, w 1902 roku. Pomimo wydanego przez władze miasta ostrzeżenia, tylko 1000 z około 40 tys. mieszkańców uciekło na południe. Zginęli wszyscy pozostali orpócz jednej osoby - więźnia Cyparisa, którego ochroniły grube więzienne mury. Dziś St. Pierre pozostaje w cieniu obecnej stolicy, Fort-de-France, a nad miastem wciąż złowieszczo góruje drzemiący wulkan...
Dzień czwarty. Czas na eksplorację kolejnej wyspy! Zanim powrócimy na Martynikę, poznamy jej północną sąsiadkę, Dominikę, która do 1978 roku pozostawała kolonią brytyjską. Początki niepodległości nie były łatwe - w 1979 roku wyspę zniszczył huragan David, najpotężniejszy, jaki nawiedził Dominikę w XX wieku. Teraz jednak stolica wyspy, Roseau, zupełnie odbudowana, ma czym zaskoczyć - piękny Ogród Botaniczny, urokliwe uliczki czy też nowoczesny stadion do krykieta, narodowego sportu wyspy. Wreszcie, nie bez powodu Dominika określana jest mianem "the nature island" - Park Narodowy Morne Trois został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, tutaj też (m. in. na jeziorze "The Freshwater Lake") kręcono "Piratów z Karaibów"! Cóż, to oznacza tylko jedno - dla tych wszystkich atrakcji trzeba przetrwać podróż promem.
Dzień piąty.  Dzień spędzamy zwiedzając Muzeum Dominiki w Roseau, którego zbiory są niewielkie, ale ciekawie opisują historię wyspy i jej mieszkańców, w tym tych najbardziej znanych - np. pisarki Jean Rhys. Potem spacer wzdłuż portowej cześci miasta, obiad w karaibskim stylu (pyszna Mahi Mahi!) i oczywiście degustacja wszechobecnego punchu z rumem...
Dzień szósty. Wystarczy tego odpoczynku! Kontaktujemy się z przewodnikiem, Sheppee'im (prowadzi on biuro pod nazwą "Sheppee Fun Tours"). Sympatyczny i otwarty, co chwila w trakcie wycieczki po wyspie pokazuje nam endemiczne gatunki roślin i kwiatów (wszystkie są piękne, ale chyba ze względu na nazwę zapamiętujemy głównie Sweet Ginger Lily...). Docieramy do Middleham Falls i tu dopiero rozpoczyna się prawdziwa wyprawa! Jest to jeden z licznych na Dominice wodospadów i wymarzone miejsce na hiking dla średniozaawansowanych. "No, to teraz ja zaczekam w samochodzie, a wy idziecie", mówi nasz przewodnik z rozbrajającym uśmiechem. "Shepee, same?!" - "Pewnie, właśnie o to chodzi". Rzeczywiście, satysfakcję daje przejście trasy samemu, zresztą, wiąże się to tylko z lekką zadyszką. Około godzinna trasa wiedzie pośród malowniczego lasu tropikalnego, ale dopiero nagroda za wytrwałość do końca zapiera dech w piersiach - wodospad prezentuje się wspaniale! Ale to nie koniec wycieczki... Po drodze zatrzymujemy się na lunch w przydrożnej knajpce (nigdy lunchowa kanapka nie smakowała lepiej!). Teraz jedziemy do Screw's Spa - gorących źródeł wulkanicznych, słynących ze swoich niezwykłych właściwości prozdrowotnych. Źródeł jest kilka, w tym jedno, którego temperatura mogłaby konkurować z wrzącą wodą... Pod koniec wizyty każdy otrzymuje talerz owoców - oh, jak błogo... Wycieczkę kończy panorama Roseau - o zachodzie słońca miasto prezentuje się wyjątkowo pięknie.
Dzień siódmy. Rankiem pożegnanie z cudną Dominiką, kupowanie pamiątek (figurki "Sisserou Parrot" - papuga jest symbolem wyspy), a popołudniu powrót na Marty- nikę.
Dzień ósmy. Po nocy spędzonej w Fort-de-France wyruszamy do miejscowości St. Anne, która słynie z pięknych plaż. To tutaj dowiadujemy się, że wbrew naszym wyobrażeniom to nie cykady wydają z siebie nocą charakterystyczne dźwięki, tylko rodzaj małych żabek charakterystycznych dla wyspy. Ich większe krewniaki przebiegają nam wieczorem pod stopami... Największe wrażenie wywołują jednak świetliki, szczególnie, że na Martynice ciemność zapada ok. 18:30 i od tej pory niebo jest zupełnie czarne, tylko gdzieniegdzie prezszywa je mały punkcik świetlny... Zanim jednak nacieszymy się pięknej karaibskiej nocy, wybieramy się na słynną plażę w St Anne - woda jest wspaniała, a co więcej pod nogami żadnych kamieni, tylko piasek!
Dzień dziewiąty. Nadchodzi upragniony przeze mnie moment - będę nurkować, po raz pierwszy w życiu! Centrum nurkowe Planete Bleue w Les Trois-Ilets cieszy się renomą bardzo profesjonalnego - rzeczywiście, sprzęt znajduje się już na jachcie, którym wyruszamy na nurkowanie, a instruktorzy dokładnie wszystko tłumaczą (nawet dobrze znają angielski, co - wybacz Francjo - jest tutaj rzadkością). Chrzest nurkowy odbywa się do głębokości 6-7m, ale już to jest przeżyciem dla debiutanta. Każdy jednak pływa z instruktorem, poza tym atmosfera jest bardzo przyjazna, nie mówiąc o tym, że dodatkowo humor poprawiają mi moje zdjęcia w piance do nurkowania (no tak, mogłam się spodziewać, że to nie wyszczupla...).  
Nadchodzi moja kolej. Guillaume nakłada mi na plecy butlę z powietrzem i powoli zaczynamy czas adaptacji, tj. poruszania się na powierzchni patrząc w dół, aby przyzwyczaić się do oddychania tylko przez usta. Powoli zanurzamy się... ale czad! na głębokości 5m dopiero robi się ciekawie! Dotykam gąbki, potem rośliny, która chowa się, gdy zbliżam rekę... potem widzimy węża... czuję, że to początek przygody, która potrwa jeszcze długie lata - do domu wracam zdeterminowana by zrobić kurs nurkowy!
Dzień dziesiąty. Kierujemy się na pobliskie pole golfowe, gdzie wypożyczamy samochód oraz sprzęt, zakładamy koszulki polo... i gotowe! Następne trzy godziny spędzamy tam właśnie i wcale nam się nie nudzi! Po grze w golfa wybieramy się do Musee de la Pagerie, znajdującego się na terenie dawnej posiadłości bogatej rodziny Pagerie, z której wywodziła się Józefina Bonaparte - mało kto wie, że cesarzowa pochodziła z Martyniki. Zbiory mieszczą się w jednym pomieszczeniu, ale spacerując po dawnej posiadłości można wyobrazić sobie jak wyglądało życie Józefiny przed poznaniem Napoleona.
Dzień jedenasty. Czy to możliwe? Nasza podróż powoli dobiega końca. Ostatni dzień spędzamy w Fort-de-France. Miasto ma chaotyczną zabudowę, ale jest w nim coś intrygującego. Z każdego sklepu dobiega głośna muzyka, wszyscy są kolorowo ubrani... A w centrum stoi pomnik Józefiny Bonaparte bez głowy. Ta postać nie cieszy się szczególnym szacunkiem na wyspie - zarzuca się jej wykorzystywanie niewolników. Stąd brak głowy, dzieło mieszkańców miasta. W wyniku referendum przeprowadzonego po zamachu na pomnik zadecydowano, że pozostanie on niekompletny, tym samym stając się symbolem Fort-de-France.
Dzień dwunasty. Oddajemy samochód do wypożyczalni i... wracamy do domu, trzeba przyznać, z ciężkim sercem.
Do zobaczenia słoneczna Martyniko! Kto wie, może jeszcze wrócimy...
Kora Niekura

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: