Zakazana historia świata

Pokłosie zakazanej archeologii

Ślady ludzi sprzed milionów lat, zakazane odkrycia, dowody na zaawansowaną technikę w starożytności i iluzja darwinizmu - o tym mówi Michael A. Cremo - amerykański pisarz, najlepiej znany z bestsellera "Zakazana archeologia", w którym zaprezentował dowody na to, że historia człowieka i cywilizacji to nie to samo, czego uczy się w szkołach.  Czy może pan zdefiniować termin "zakazana archeologia" i podać przykłady odkryć, które zostały "usunięte" z historii nauki przez środowisko akademickie? Co dzieje się ze znaleziskami lub teoriami, które uznane zostały za niewygodne?
Za "zakazaną archeologię" uznaję te odkrycia, które przeczą standardowym koncepcjom pochodzenia człowieka oraz wizji starożytności. Większość dzisiejszych uczonych wierzy, że człowiek współczesny pojawił się na świecie mniej niż 200 tys. lat temu, ewoluując z prymitywnych małpich przodków. Twierdzą oni, że koncepcja ta opiera się na dostępnych dowodach archeologicznych. Jeśli zajrzymy do podręczników możemy dojść do wniosku, że to prawda, jednak ja zdecydowałem się poszukać nieco głębiej. Poświęciłem osiem lat na badanie historii archeologii, przeglądając oryginalne raporty specjalistów (z tej, jak i innych dziedzin), które powstały od czasów Darwina. Trafiłem na liczne opinie stwierdzające, że niektóre ludzkie szczątki, artefakty czy ślady były starsze niż rzeczone 200 tys. lat. Wiek części z nich sięgał milionów lat.
Przykładowo, w 1880 r. dr Josiah D. Whitney - naczelny archeolog stanu Kalifornia - donosił o ludzkich kościach i przedmiotach wykonanych przez człowieka, które znaleziono w pokładach skalnych liczących sobie, według szacunków współczesnej geologii, ok. 50 mln lat. W dzisiejszych podręcznikach nie natrafimy jednak na wzmianki o tych odkryciach, gdyż objął je proces, który nazywam "filtracją wiedzy". Dla uczonych filtrem jest zwykle powszechnie akceptowana w środowisku teoria. Mechanizm ten, zastosowany raz czy dwa, nie stwarza problemu, jednak moje badania wykazały, że wyeliminowano w ten sposób setki przypadków, co sprawia, że nie dysponujemy kompletem faktów na temat pochodzenia człowieka i źródeł cywilizacji. Dowody na naukową cenzurę są zwykle igno- rowane, pomijane albo stanowią przedmiot żartów.
Odkrycie prehistorycznego kompleksu w Göbekli Tepe pokazało jednak, że korzenie cywilizacji sięgają głębiej, a jej początki to sprawa bardziej tajemnicza niż się dotąd wydawało…
Sprawa Göbekli Tepe nie stoi w wielkiej sprzeczności z panującymi teoriami o pochodzeniu człowieka. Tureccy archeolodzy odkryli tam megalityczne struktury z wize- runkami zwierząt, które liczą sobie jakieś 11-12 tys. lat. Mieści się to w akceptowanych przez naukę ramach. Jak wspomniałem, większość naukowców uznaje, że człowiek pojawił się na Ziemi jakieś 150-200 tys. lat temu. Oczywiście Göbekli Tepe cofnęło wiek cywilizacji budowniczych megalitów o kilka tysięcy lat, ale uważam, że to tylko maleńki kroczek w pożądanym kierunku.
Co zatem świadczy o tym, że ludzie pojawili się na Ziemi miliony lat temu? Które dowody uznaje pan za sztandarowe - mogące przekonać ludzi kompletnie nieobeznanych z "zakazaną archeologią"?
Ludzie zostawiali w ziemi kości i wykonane przez siebie przedmioty, które (w wyniku wielu procesów) stopniowo niszczały. Obecnie panujący pogląd mówi, że najstarsze ślady człowieka współczesnego liczą sobie mniej niż 200 tys. lat. W "Zakazanej archeologii" wykazałem jednak, że trafiają się znaleziska znacznie starsze. Wspomniałem o bardzo tajemniczym przypadku sprzed ponad miliarda lat. Chodzi tu o rowkowane kule znalezione na terenie RPA
[tzw. kule z Klerksdorp - żelazne bryły otoczone rytymi pierścieniami, które wydobyto z kopalniniedaleko miasteczka Ottosdal - przyp. tłum.].
Udokumentowałem też wiele innych dowodów na to, że nasza obecność na Ziemi trwa od milionów lat. Przykładowo, ślady stóp odkryte przez Mary Leakey na stanowisku Laetoli w Tanzanii odbite są w skale liczącej 3,6 mln lat. Raport z 1979 r. wskazywał na ich duże anatomiczne podobieństwo do odcisków stóp współczesnych ludzi.
Wspomniany już dr Whitney pisał w 1880 r. o ludzkich szczątkach i artefaktach znajdowanych w kalifornijskich kopalniach złota, w pokładach, których wiek szacowano na 50 mln lat. Z kolei na początku XX w. belgijski archeolog Aimé Rutot odkrył w Boncelles przedmioty wykonane ręką człowieka, które pochodziły z warstwy skał sprzed 30 mln lat. W 1862 r. pismo "The Geologist" opublikowało raport o szkielecie człowieka znalezionym w pokładach, których wiek oceniano na 300 mln lat. Takich przykładów jest znacznie więcej…
Odkrycie tzw. mechanizmu z Antykithiry nazywanego "antycznym komputerem" udowodniło, że już w starożytności rozwijała się zaawansowana mechanika. Dlaczego niemal żaden jej wytwór nie zachował się do naszych czasów?
Mechanizm z Antykithiry to metalowe urządzenie do obliczeń astronomicznych znalezione we wraku antycznej łodzi. Według mnie już w odległej przeszłości widniały przejawy tego, co nazywamy zaawansowana techniką. Dostęp do niej mieli jednak tylko wybrani. W dzisiejszej cywilizacji, zdominowanej przez partykularne interesy, producent chce sprzedać dany produkt, aby jak najwięcej na nim zarobić. W zamierzchłej przeszłości z wytworami zaawansowanej techniki kontakt miały tylko niektóre kręgi. Druga sprawa, że nie zawsze są to przedmioty trwałe - metal rdzewieje, a plastik rozpada się. Myślę, że właśnie dlatego większość znalezisk opisanych w "Zakazanej archeologii" to kamienne artefakty.
 

Drzewo ewolucji człowieka zostało odtworzone na podstawie szczątków kopalnych hominidów, jednak co z kośćmi, które odstają od naukowych standardów, takimi jak np. skamieniałości z Castenedolo?
Tak zwane drzewo ewolucji człowieka powstało przy zignorowaniu archeologicznych dowodów na naszą przeszłość, o czym pisałem w "Zakazanej archeologii". Bez nich nie można mówić o żadnym kompletnym schemacie. Realny obraz wskazuje na koegzystencję, nie ewolucję. Innymi słowy, nie zaprzeczam, że w przeszłości istniały różne gatunki hominidów. Owszem, tyle że równocześnie z nimi istnieli także ludzie.
Co z innymi anomalnymi znaleziskami, które zostały "odłowione" przez akademickie sita? Które wydają się najciekawsze? Czy znajdziemy wśród nich jakieś przykłady z Europy Wschodniej?
Najciekawsze wydaje się to, że jest tych znalezisk tak dużo. Do tych, które uważam za szczególnie ważne zalicza się niewielka figurka znaleziona w Nampa w stanie Idaho. W XIX stuleciu, podczas wiercenia studni, z głębokości 100 m. wydobyto gliniany posążek kobiety. Zgodnie ze współczesną geologią, wiek formacji, z której pochodził to ok. dwa miliony lat.
Podczas prac nad "Zakazaną archeologią" nie dysponowałem ciekawymi przypadkami ze Wschodniej czy Środkowej Europy. Pojawiły się one dopiero jakiś czas później. Parę lat temu, podczas wykładu w Petersburgu, były oficer rosyjskiej marynarki pokazał mi bryłkę bursztynu, którą znalazł na łotewskiej plaży. W jej wnętrzu zatopione było coś w rodzaju strzępka dzianiny. Było to bardzo ciekawe, ponieważ bałtycki bursztyn liczy sobie co najmniej 20 mln lat.
Z kolei w 2005 r. byłem w Odessie, gdzie znajduje się muzeum paleontologiczne posiadające w zbiorach kości, które jak się zdaje, zostały poddane obróbce przez człowieka. Liczą one sobie miliony lat. Parę lat temu odwiedziłem także stanowisko Verteszollos na Węgrzech, gdzie widziałem odcisk ludzkiej stopy odbity w skale sprzed 500 tys. lat.
Studiując pana prace można dojść do wniosku, że pradawni ludzie współistnieli z dinozaurami. Jak się pan do tego odnosi?
To uzasadniony wniosek. A czym były dinozaury? To wielkie gady. Nawet dziś koegzystujemy z dużymi i niebezpiecznymi przedsta- wicielami tej gromady - krokodylami, boa czy smokami z Komodo…
Co myśli pan o hipotezie "starożytnych astronautów"?
Zgodnie z nią człowiekopodobne istoty z innych części kosmosu odwiedziły Ziemię w zamierzchłej przeszłości. Akceptuję tę ideę w ogólnych ramach, choć moja interpretacja różni się nieco od tego, jak widzą ją inni. Przykładowo, niektórzy uznają starożytnych astronautów za istoty z krwi i kości. Moje podejście jest odmienne.
Uważam, że ludzie to istoty składające się z czystej świadomości, bytujące na własnym szczeblu kosmosu. Według mnie istnieją też inne poziomy wszechświata zamieszkałe przez świadome byty, których ciała składają się z bardziej subtelnej materii. Podstawę tych poglądów stanowią studia nad starożytnymi pismami sanskryckimi, które mówią, że kosmos zamieszkany jest przez 400 tys. ras istot podobnych do ludzi, z których każda egzystuje na innym stopniu rzeczywistości. Dawne hinduskie teksty mówią też o wimanach - statkach kosmicznych o skomplikowanej budowie.
Dziś w biologii potrzebujemy systemu, który nie będzie ograniczany przez materializm i geocentryzm. Nie jesteśmy sami w kosmosie - stanowimy część wielkiej społeczności inteligentnych istot.
Mówi pan o sobie "wedyjski kreacjonista". Jak stanowisko to przekłada się na myślenie o historii i cywilizacji?
Na moje poglądy wpływ miały studia nad starożytnymi tekstami hinduskimi znanymi jako Wedy. Zacząłem się nimi interesować w latach 70. Istnieje wiele szkół myśli wedyjskiej. Ja utożsamiam się z interpretacją personalistyczną, która zakłada, że istnieje inteligentny i świadomy byt będący źródłem wszystkich innych istot i energii. To on odpowiada za porządek i zróżnicowanie otaczającego nas świata. Oczywiście tworzy rzeczy inaczej niż nasza mechanika.
Akceptuję etykietę "wedyjskiego kreacjonisty", ponieważ uznaję Wedy za realne źródło wiedzy, które mówi, że naszą rzeczywistością zarządza rodzaj wyższej inteligencji. To, co dzieje się wokół niej wynika z praw zachowania materii, ale ma miejsce dzięki pewnemu inteligentnemu "wyższemu" nadzorowi. Celem cywilizacji według zasad wedyjskich jest zaspokajanie potrzeb w jak najprostszy i najbardziej naturalny sposób, a także (co ważniejsze) wyzwolenie się z pętli reinkarnacji.
Cywilizacja wedyjska uczy ludzi technik medytacji i jogi, pozwalając im na powrót na duchową płaszczyznę rzeczywistości. Obecna ludzkość rządzi się prawami, które rodzą liczne, choć niepotrzebne problemy. Zasady, o których mówię nie wypływają wyłącznie z Wed. Można znaleźć je w chrześcijaństwie, islamie oraz innych tradycjach duchowych.
Historia i archeologia prezentują spójną wizję cywilizacji. Kto i dlaczego najbardziej boi się kontrowersyjnych odkryć i idących za nimi zmian?
Znaleziska, o których mówię przeczą obecnym koncepcjom pochodzenia naszego gatunku. Panująca teoria o korzeniach Homo sapiens ma charakter materialistyczny. Naukowcy wmawiają nam, że jesteśmy maszynami zbudowanymi z molekuł, które łącząc się w kompleksowe związki wywołują zjawisko świadomości. W chwili śmierci, kiedy dochodzi do ich dezintegracji, świadomości już nie ma. Gdy ludzie wierzą, że są maszynami z materii, ich cele również stają się bardzo materialistyczne - myślą o tym, jak więcej produkować i spożywać, co staje się celem ich życia. Próba maksymalizacji tych procesów sprzyja naruszaniu zasad moralnych, co prowadzi do ogólnoświatowych kryzysów politycznych i finansowych. Sytuacja ta przekłada się też na niekontrolowane wykorzystywanie surowców naturalnych, co pogłębia problemy środowiskowe.
Mówi się nam, że jesteśmy maszynami, które muszą walczyć z innymi o przeżycie. Generuje to konflikty - wśród ludzi, klas, ras, narodów czy religii. Hiper-rywalizacja i mater- ializm przynoszą wielkie bogactwo i władzę, ale tylko tym, którzy kontrolują system. Decydenci chcą, aby wszystko szło dalej w tym samym kierunku, dlatego wydali monopol na nauczanie teorii Darwina, która zakłada, że jesteśmy konkurującymi ze sobą maszynami. Istnieją też alternatywne wizje człowieka i cywilizacji, opierające się o całkiem inne zasady.
Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej o moich pracach, zapraszam na stronę www.mcremo. com lub na Facebooka (www.facebook.com/MichaelCremoItsReallyMe).  
 

W książce "Dewolucja człowieka" zaprezentowałem odmienną wersję pochodzenia Homo sapiens, opartą o kwestię świadomości. Według mnie, jest ona niezależna od materii i w czystym stanie istnieje w oderwaniu od niej. Początek jej rozwoju u człowieka nie wiąże się z cielesną ewolucją, ale raczej "dewolucją" - przejściem świadomości do relacji z materią.

W prawdziwej cywilizacji stosunki powinny być zorganizowane tak, aby ludzie zaspokajali swe materialne potrzeby w sposób najprostszy, najbardziej naturalny, ale też najefektywniejszy, działając w harmonii z naturą i innymi. We współczesnym społeczeństwie istnieją jednak siły, które nie chcą, aby tak się stało. Ich celem jest utwierdzanie ludzi w przekonaniu, że są potomkami małp - biologicznymi aparatami, których przeznaczeniem jest walka o przeżycie. Stąd opór przeciw koncepcjom przeczącym materialistyczno-ewolucyjnemu podejściu do rzeczywistości. Jeśli chcemy zmieniać cywilizację, najpierw musimy odpowiedzieć sobie na fundamentalne pytanie: "Kim jesteśmy?"

Dziękuję za rozmowę. Ostatnie pytanie dotyczy tego, czy zakazane odkrycia mają w przyszłości szansę na akceptację ze strony nauki? Gdzie ci, których zainteresowała kwestia "filtrowanej historii", mogą dowiedzieć się o niej czegoś więcej?

Nauka przyszłości doceni zakazane odkrycia, ale najpierw, jako krok w tym kierunku, trzeba zakończyć edukacyjny monopol teorii o ewolucyjnym pochodzeniu człowieka. Dziś można nauczać tylko niektórych teorii - wszystkie inne są wykluczone. Doprowadziło to nawet do "zdelegalizowania" alternatywnych światopoglądów. Faktem jest, że większość naukowców przystaje do konserwatywnych opinii, ale tylko dlatego, że mieli z nimi styczność w toku swojej edukacji. Uważam, że na kartach podręczników należy przedstawiać nie tylko obowiązujące teorie. Nieco miejsca powinno się przeznaczyć też na to, co nie jest powszechnie akceptowane. Uczniowie zdecydują sami. Jeśli tak się stanie, będzie można mówić o wielkiej zmianie.

rozmawiał Piotr Cielebiaś

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: