•   Saturday, 27 Apr, 2024
  • Contact

Jeszcze dalej od szosy cz. 3

Z daleka od szosy (128)


Wiosenny sezon na niedźwiedzie się skończył. Wróciłem do domu z weekendowej wyprawy w okolice Huntsville bez oddania jednego wystrzału. Niedźwiedź okazał się mądry, może nawet przemądrzały, bo owszem, przyszedł do przynęty umieszczonej w stalowej 200 litrowej beczce, ale wtedy gdy mnie tam nie było.
Ta przynęta to kukurydza, sowicie podlana sosem z Kentucky Fried Chicken. Beczka miała wycięty z boku otwór o średnicy ok 4”. Ot tak żeby weszła mu tam łapa. Późnym popołudniem wybrałem się tam z karabinem. Kolega Andrzej (inny Andrzej, nie ten z ostatniego opowiadania), podjechał tam na ATV z wiadrem świeżej kukurydzy i bańką sosu. Beczka stała sobie tam gdzie była i nic dziwnego, bo była przykuta do potężnego drzewa grubym łańcuchem. Jedyna, za to od razu zauważalna zmiana to, że czterocalowy oryginalny otwór miał teraz przynajmniej trzykrotnie wiekszą średnicę. Stalowa ścianka beczki została rozdarta potężnymi pazurami niedźwiedzia do takiego rozmiaru, że mógł tam wsadzić cały łeb. Beczka była pusta. Andrzej zdjął stalową pokrywę i nasypał świeżej kukurydzy. Podlał ją sosem. Chciał wracać razem na ATV, ja jednak chciałem się przejść. Do kabiny było ok 3 km, pogoda jak wymarzona, nie za gorąco, dookoła wspaniały dziki las. Andrzej pojechał, a ja ruszyłem przez wertepy piechotą. Powoli zaczął zapadać zmrok. Przyszło mi do głowy, że może nie był to najlepszy pomysł wracać samemu przez lekko pomroczny już las, gdy świeże przysmaki czekały na misia, który potrafi wyczuć zapach jedzenia z odległości półtora kilometra.
To że jest w pobliżu wiedzieliśmy po sprawdzeniu kamery umieszczonej w pobliżu beczki. Dzisiejsza technologia pozwala sprawdzić taką kamerę za pomocą telefonu. Do tego to kamera informuje przez telefon, że coś przyszło.
Niedźwiedź na zdjęciu był wielki. Widać to było po jego wzroście w stosunku do beczki. Ciężko było rozpoznać gdzie jego przód a gdzie tył bo cały łeb wsadził do środka. To było dwanaście godzin przed naszym przyjazdem gdy beczka była jeszcze pusta. Teraz był tam gotowy świeży przysmak. No i ja, pałętający się w pobliżu tego przysmaku przy zapadającym zmierzchu, nie mając pojęcia skąd, zza którego wzgórza czy drzewa może się misio pojawić. Jedyna pociecha to, że nie dożyłby tej wielkości gdyby nie był naprawdę mądry i przebiegły i nie pojawi się na drodze faceta z karabinem w ręku. Mimo tego pocieszania się, broń miałem załadowaną, nabój w komorze i odbezpieczoną. Ot tak, na wszelki wypadek. Pamiętałem dokładnie w tym momencie ten atak niedźwiedzia sprzed lat, który opisałem w poprzednim numerze. Wąskie leśne koleiny ciągle były widoczne, chociaż rzadko na nie patrzyłem. Raczej sprawdzałem kątem oka okolicę, czy nie zauważę jakiegoś ruchu. Ruch owszem był. Różne ptaki i nic poza tym. Wreszcie zamajaczyła wśród liści kabina. Andrzej już dawno tam był. Rozpalił ognisko, przyniósł piwo i cygara. Rozładowałem broń z dużą ulgą. Po wcześniejszych upałach nastąpiła duża zmiana. Temperatura spadła gwałtownie. Do tego stopnia, że napaliliśmy w piecu. Na dworze było w nocy tylko cztery stopnie. Następnego dnia była niedziela. Ja wziąłem się za dokończenie boazerii, a Andrzej za różne prace leśne i przy kabinie. Andrzej jest właścicielem tego leśnego domku już od kilku dziesięcioleci i zrobił z niego prawdziwy dom. Jest tam nawet łazienka i prysznic z ciepłą wodą, które sam zbudował, nowe okna, ładne sypialnie na górze i prawdziwa kuchnia, którą zbudowałem ja. Jest też prąd z baterii słonecznych który spokojnie starcza na kilka dni pobytu. Dojechać tam normalnym samochodem to niemożliwe. Droga leśna ciągnąca się ok 4 km, mimo że poprawiana i odwadniana przez Andrzeja za pomocą koparki, ton żwiru i wykopanych z boku drenów ciągle jest przejezdna tylko dla dużego mocnego pick-upa, lub ATV. Co roku pojawiają się nowe głazy wyciągane na powierzchnię przez mrozy. Ma to swoje zalety. Nie dotrze tam żaden przypadkowy człowiek i można się tam czuć naprawdę z daleka nie tylko od szosy, ale i od ludzi, co czasem jest naprawdę potrzebne. Rano sprawdziliśmy kamerę umieszczoną przy przynęcie. Niedźwiedź tam był ok. północy.
Mądrala. Niech sobie łazi.
W następnym numerze powrót do opisów plaż i miasteczek.

Cdn.
Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: