•   Saturday, 27 Apr, 2024
  • Contact

Do Kanady – 58

Z daleka od szosy (210)


Moja długa w czasie i przestrzeni podróż do Kanady dobiegła końca. Zaczęła się w roku, 1980 gdy pierwszy raz odwiedziłem siostrę w Kanadzie na całe trzy miesiące. Te trzy miesiące zmieniły mój świat. Przez kawałek wolnej Polski w roku 1981, pierwszy wyjazd do RFN w tym samym roku, stan wojenny, Czechosłowację, Szwajcarię, Włochy i obóz dla uchodźców w RFN, moja ośmioletnia podróż dobiegła końca. Jest teraz rok 1989.
Nasz syn Marcin ma ciągle piętnaście lat, chociaż w listopadzie skończy szesnaście. Powinien być już w szkole średniej, ale nie możemy mu tego zrobić. Po roku nauki w szkole niemieckiej i nauce niemieckiego, teraz czas na naukę angielskiego. Ponieważ w szkolnictwie niemiec- kim był siedmioklasowy system nauczania podstawowego, posłaliśmy go do ósmej klasy szkoły podstawowej w Kanadzie. Dzięki temu będzie mógł się uczyć języka bez stresu poznawania wiadomości, które już posiadał. Co prawda cofało go to dwa lata w normalnym ciągu nauki, ale myślę że było warto. W końcu to nie jego wina, że rodzicom zachciało się emigrować. Nasza polska duma daje znowu tu znać o sobie. W większości uważamy, że polska szkoła podstawowa dawała znacznie lepszą edukację dzieciom, niż szkoła kanadyjska. Być może, ale… Do podstawowej szkoły kanadyjskiej, inaczej niż do polskiej dzieci chodzą z prawdziwą przyjemnością. Jest to dla nich nie tylko nauka, ale i zabawa i doświadczenie i poznanie, które lubią, a nie, które muszą. Szkoła, do której poszedł Marcin nie była daleko. Może piętnaście minut marszu. Za blisko by jechać autobusem szkolnym. Dla Marcina nie był to problem. Bywało przecież, że chodził do szkoły 12 kilometrów. Dzisiejsi rodzice są bardzo miękcy. Może to ma coś wspólnego z tym, że są dużo starsi, gdy mają pierwsze dziecko niż my byliśmy i stają się dziadkami dla własnych dzieci. Dzisiaj podwożą dzieciaki do szkoły nawet, gdy jest to tylko 5 minut spaceru. Wariacja. Pierwsza szkoła Marcina w Kanadzie to była katolicka szkoła St. Jerome. Niewielka szkoła w pobliżu Highschool St. Martin.
Życie nasze unormowało się w jakiś sposób. Jeszcze w roku 1988, zaraz po przyjeździe odwiedzili nas znajomi z Polski. Była to Magda i Maciek Petras. Magda chodziła ze mną do Liceum w Otwocku, nazywała się wtedy Węglińska. Przyjechali po nas, gdy mieszkaliśmy jeszcze u mojej siostry i pojechaliśmy do nich z wizytą.
Ich samochód to był Ford Bronco. Terenowe auto, które dla mnie, widzącego do tej pory tylko terenową Ładę i Gazika, było po prostu wspaniale.
Dostaliśmy wtedy pierwszą naukę odległości w Kanadzie. Magda i Maciek mieszkali wówczas w Scarborough na ulicy Tuxedo Court.  Pojechaliśmy w czwórkę do autostrady, 401 z której zjechaliśmy na Markham Rd. Ponad 50 km w obrębie praktycznie jednego miasta. Gosia była zszokowana. U Magdy i Maćka zostaliśmy ugoszczeni jedzeniem, piciem i opowieściami ich drogi emigracyjnej przez Austrię. Zostaliśmy też poczęstowani ryżowym winem. I tu wielkie zaskoczenie, bo to wino miało dobrze ponad 50% alkoholu. Po początkowym szoku, szybko odkryłem zagadkę tego „wina”. Otóż w Kanadzie, tak jak i w Polsce zabronione jest produkowanie bimbru, ale za to można produkować wino. Nawet na sprzedaż. Tak, więc Maciek produkował „wino” z ryżu i tyko je potem destylował, ale kto tam by się przejmował takim drobiazgiem.
Cdn. Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: