•   Thursday, 02 May, 2024
  • Contact

Do Kanady (54)

Z daleka od szosy (206)


Był 7 września 1988 rok. Znowu jechaliśmy piękną doliną Renu, tym razem szosą, która prawie cały czas wiodła wzdłuż torów kolejowych, wiec nie było dużej różnicy z widokami z naszej wyprawy pociągiem. Pomimo kilkuset kilometrów, podróż minęła zaskakująco szybko. Terminal lotniczy we Frankfurcie wyglądał imponująco. Zwłaszcza w porównaniu z ówczesnym warszawskim Okęciem. Teraz Warszawa nie ma się, czego wstydzić i Terminal Szopena nie różni się od innych światowych terminali, ale wtedy różnica była kolosalna. Nasze bagaże oznaczone były znakami United Way. Mieliśmy też torby podręczne z tym napisem. Cały czas był z nami przewodnik z tej instytucji, tak, że nie musieliśmy niczego szukać ani zastanawiać się, w którą stronę pójść. Co prawda mój niemiecki poprawił się bardzo, zwłaszcza po pracy u farmera, ale w tym wielkim międzynarodowym „kotle”, jakim jest dworzec lotniczy we Frankfurcie, pomoc przewodnika była wręcz nieoceniona. Widać było też, że nie robi tego pierwszy raz, bo nasza droga poprzez odprawę, do „boarding gate” przeszła niezauważenie, chociaż była niezwykle długa. Na szczęście były tam długie ruchome chodniki, które widziałem po raz pierwszy w życiu. Kiedy później, już w Kanadzie słuchałem niejednokrotnie opowieści niektórych rodaków, jakie to straszne mieli przejścia przez obozy uchodźców w Europie i jaką im to dało traumę, tylko się pobłażliwie uśmiecham do tych bzdur wyssanych z palca, tak samo jak do tych „mrożących w żyłach” opowieści wielu polskich emigrantów o stanie wojennym w Polsce. W większości to totalne bzdury, wymyślane by pokazać siebie, jako walczących bohaterów. A tak naprawdę to wszyscy byliśmy szczęśliwi, że udało nam się wyjechać i zostawić komunę poza sobą. Nawet ci, co byli internowani i dostali „propozycję „ wyjazdu z kraju byli w większości szczęśliwi, że mieli taką alternatywę. Oczywiście nie wszyscy, ale ci, którzy naprawdę zostali zmuszeni do emigracji wbrew ich woli, już dawno tam wrócili i pracują dla Polski, a nie dla obcego kraju, na który i tak narzekają na każdym kroku, nazywając rodowitych tu mieszkańców pogardliwym określeniem „Kanadole”.
Wstyd mi za tych rodaków, którzy dostali tutaj wszystkie możliwości rozwoju, założenia rodziny, pracy, a którzy nie potrafią tego docenić i tylko narzekają jak im tutaj źle, jednocześnie pozując na wielkich polskich patriotów, próbując pouczać rodaków w Polsce jak powinni żyć. To ci, którzy chodzą do konsulatów na polskie wybory mieszkając od lat na obczyźnie i do głowy im nie przyjdzie, jakie to niemoralne wybierać innym nie ponosząc konsekwencji tego wyboru. Parę lat temu zadałem sobie trud i policzyłem procent polonii głosującej w polskich wyborach w Ameryce Północnej. W żadnym większym ośrodku polonijnym, czy to w Nowym Jorku, Chicago, Toronto, Vancouver czy Calgary frekwencja tych, co głosowali nie przekroczyła 1.5% Polonii w danym ośrodku miejskim. Półtora procenta. Nie ma, więc tych ludzi tak wielu, ale są głośni i dlatego wydaje się, że nas wszystkich reprezentują. Nic bardziej błędnego. Jednak nawet im w głowie nie postanie by wrócić do Polski, gdy jeszcze mogą pracować i dać coś krajowi, którego patriotami tak się okrzykują. Owszem, czasem wracają, ale gdy już są na emeryturze i mogą tylko brać, a nie dawać, jednocześnie biorąc też emeryturę z kraju, na który cały czas narzekali i którego mieszkańcami pogardzali. Wstyd.
Wracając jednak do moich początków emigracji, w tamtych czasach nie było tak dokładnych kontroli jak teraz. Nie sprawdzano walizek ani podręcznego bagażu, nie było prześwietlania, nie było laptopów, które teraz trzeba wyciągać z torby, nie było czujników do wykrywania materiałów wybuchowych. Gdy po kilkudziesięciu latach leciałem z Calgary do Polski, przez Frankfurt, wszystko już nie wydawało mi się aż tak bardzo imponujące jak wtedy w 1988 roku, ale wtedy poznałem już inne terminale lotnicze na świecie. Frankfurt zawsze jednak zachowam w swojej pamięci, jako największy i najbardziej imponujący.

Cdn.
Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: