Warszawa 1920 - Najważniejsza bitwa w dziejach Europy?

Pisane z pamięci


Cóż oznacza stwierdzenie, decydująca bitwa? Czy historyczne, epokowe procesy zależeć mogą od kilkudniowych zaledwie starć, od siły fizycznej lub kondycji psychicznej największych nawet armii, które choć nie wiadomo jak liczne by nie były, stanowią jedynie ułamki procentów narodów czy cywilizacji?
Nie będziemy sięgać zbyt daleko, do Termopil czy Wiednia, Borodino lub Waterloo. Wcześniejsza zaledwie o sześć lat od warszawskiej Bitwa nad Marną, we wrześniu 1914 roku także uznawana była - przez Francuzów - za “cud”. Zatrzymanie armii niemieckich obracało w niwecz plany niemieckich sztabowców, zamiast błyskawicznego zwycięstwa na Zachodzie, na którym zasadzał się plan wojenny von Moltke, Niemcy zagrzebywały się w okopy wojny pozycyjnej. A klęska Francji nad Marną, co oznaczałaby i dla niej i dla Europy?
Możemy sobie spekulować, ale nie oznaczałoby to kresu cywilizacji francuskiej ani…. europejskiej. Może wręcz przeciwnie. Paryż podpisałby kolejną kapitulację, jak czterdzieści cztery lata wcześniej, i relatywnie szybko powrócił do swej historycznej pozycji europejskiego mocarstwa, choć wolnego od iluzji przywództwa. Miliony żołnierzy wróciłyby do domów, miliony nigdy nie ujrzałyby frontu. Anglia nie miałaby powodu do wysyłania jakichkolwiek sił na kontynent, Berlin natomiast byłby hegemonem, po szybkim i polubownym ukończeniu niechcianej z obu stron wojny z Rosją. Kto zapłaciłby rachunek owej krótkiej kampanii? Narody Europy Środkowej weszłyby w krąg nowych zależności wobec Niemiec, nie byłoby żadnego odrodzenia Czechów, żadnych niepodległości dla południowych Słowian. Żadnej Polski, poza autonomią Galicji. Ale nie byłoby też straszliwego nacjonalizmu w wydaniu hitlerowskim, nie byłoby triumfu bolszewizmu, który zostałby zduszony w zarodku. Marna zmieniła zatem bieg europejskiej historii nie tym, iż unicestwiła głównych bohaterów frontowych zmagań, ale tym, iż otworzyła w perspektywie wrota tragedii Wielkiej Wojny i śmierci starożytnych zasad organizacji Europy.
Dla Polaków wojenne starcia oznaczają nie tyle kapitulację czy dalszą ekspansję. W naszych dziejach wynik głównej bitwy oznacza dosłownie nie tylko polityczne, ale wręcz biologiczne przetrwanie. Klęska pod Grunwaldem oznaczałaby nie tylko rozpad świeżej Unii Polsko-Litewskiej, ale kres projektu politycznego pod tytułem Korona Królestwa Polskiego. Weszlibyśmy w skład kilku Marchii i komturstw, z masą spadkową oddaną zapewne Czechom; ewentualnie nazwa Małopolska świadczyłaby o naszym państwowym bytowaniu. A to był tylko piętnasty wiek.
Klęska w roku 1920. oznaczałaby nieuchronną fizyczną likwidację polskości w takim wymiarze, w jakim fizycznie likwidowano Polaków na terenie ZSSR do roku 1945-go. Nie byłoby jednego Katynia - byłyby ich setki. Wszystko, co świadomie polskie skazane było na śmierć, od religii po język; eksterminacja klas posiadających oraz elit intelektualnych byłaby głębsza niż ta, która zniszczyła to co najlepsze w samej Rosji. Wrogość do pańskiej Polski oznaczałaby także eksterminację chłopstwa jako najgorszego element skażonego posiadaniem własności. Jakaś forma Polskiej Republiki Rad zasiedlona byłaby elementem etnicznym z którego wyrugowano jakąkolwiek świadomość narodową.
Czy zatrzymanie bolszewików pod Warszawą w sierpniu 1920-go roku uratowało Europę? O to warto zapytać może, tak przy okazji dzisiejszych Europejczyków, zaszokowanych polityką Putina. Połączenie rewolucji bolszewickiej z Niemcami było podstawą myśli teoretycznej komunistów. Tylko niemiecka klasa robotnicza była do rewolucji proletariackiej w pełni gotowa i w to wierzyli zarówno Trocki jak i Lenin. A rzesze niemieckich rewolucjonistów zasililiby ci sami ludzie, którzy potem szli w brunatne szeregi. Osłabiona wojną a już oddolnie zrewolucjonizowana Francja oraz Italia padłyby natychmiast ofiarą swoich lokalnych rewolucyjnych zrywów. Wszak to nie jakimś przypadkiem francuscy czy niemieccy robotnicy odmawiali ładowania na statki pomocy wojskowej dla Polski.
Po klęsce Wojska Polskiego pod Warszawą Tuchaczewski kontynuowałby swój marsz z “pochodnią rewolucji”.  Czerwona dzicz zalałaby  cały kontynent, sięgając wybrzeży Atlantyku. Być może na tym by się zatrzymała, tocząc po tym  zimną wojnę z blokiem Anglosaskim. Czy ta bolszewicka Europa przetrwałaby ekonomicznie, czy dałaby radę choć się wyżywić, czy doszłoby do ideologicznych sporów między “towarzyszami”, jest zbyt problematyczne dla dalszego roztrząsania. Los poddanej bolszewickiej sprawiedliwości ludności byłby niewątpliwie, sądząc po krótkich okresach, w których komuniści mieli okazję sięgać po władzę (Hiszpania’36) straszliwy. Pamiętajmy, iż ideałem bolszewików i ich europejskich pobratymców był i do dziś pozostaje terror Rewolucji Francuskiej.
Czy to wszystko dotarło lub dotrze kiedykolwiek do umysłów zachodnich?! Do szerszej opinii publicznej? Wolne żarty. Rok 1920 nigdy nie doczekał się ani opracowań ani nawet uznania ze strony tych, którzy wysiłkowi Polaków naprawdę najwięcej zawdzięczają. Użyteczni idioci w kawiarniach Berlina i Paryża nadal mogą bełkotać o swoich lewackich koncepcjach, planować biznes z Rosją oraz podziwiać Putina.
WW-W
Powyższy tekst został napisany dla „Życia” 14 sierpniu 2014 roku. Los Buczy w roku 2022 potwierdza przypuszczenia co do tragicznego losu cywilnej ludności Polski po ewentualnym podboju kraju przez bolszewików. W ocenach recepcji Bitwy Warszawskiej na Zachodzie, nawet po agresji rosyjskiej z 2014 i pełnoskalowej inwazji z 2022 roku, nie zdezaktualizował się, niestety.

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: