My, emigranci

Po głębszym... namyśle


Koniec roku to tradycyjnie czas podsumowań. Można opisywać miniony rok, miesiąc po miesiącu albo przedstawiać tylko najważniejsze wydarzenia. Ich dobór zawsze jest subiektywny. Gdybym sam miał dokonać takiej selekcji za rok 2021 pewnie wspomniałbym o mojej przeprowadzce do Polski oraz o tym, że w wyniku tej przeprowadzki przytyłem jakieś 10 kilogramów (kwarantanna, rodzinne obiady… wymówek jest wiele). To znów byłby wybór subiektywny, a na wymuszony obiektywizm nie będę się silił. Wiem z doświadczenia, że to nigdy się dobrze nie kończy. W związku z tym, miałem zamiar, zamiast podsumowania, napisać o moich planach na przyszłość. Spróbujemy, ale za wynik nie ręczę. W ten świąteczno-noworoczny tydzień trudno przecież zachowywać się całkiem bezrefleksyjnie.
To były pierwsze święta od kilkunastu lat, które spędziłem z rodzicami. Smak potraw, które pamiętam z dzieciństwa, życzenia, kolędy, wizyta w kościele, do którego chodziłem jako dziecko. No i zapach rodzinnego domu. Mam jakiś szczególny sentyment do zapachów i węch jest dla mnie najważniejszym ze zmysłów. Ten zapach bezbłędnie rozpoznaję po latach. Zamykam oczy, wciągam powietrze i obrazy z dzieciństwa wracają natychmiast. Dla emigranta ważne jest, aby nauczyć się takie zapachy zapamiętywać. Wtedy łatwiej jest radzić sobie z samotnością i ze spędzaniem świąt na odległość.
Tegoroczne święta spędzone w moim rodzinnym mieście przeniosły mnie w krainę dzieciństwa. Jak wiadomo, po dzieciństwie przychodzi szalony okres młodzieńczy i wszystkie związane z tym atrakcje. Spaceruję więc po Kielcach z żoną i córką, zachodzimy razem do kawiarni i siadam przy stoliku, przy którym przeszło dwie dekady temu siadałem z moją pierwszą prawdziwą miłością. Jak sobie to wszystko poukładać? Jak żyć? Do tego dowiedziałem się właśnie, że moja była dziewczyna niedawno się rozwiodła. Szalałem za nią! Teraz jest wolna, a ja wróciłem do Polski. Przypadek? Mam nadzieję, że tak. A żeby było śmieszniej, o tej całej sytuacji poinformowała mnie moja mama, podczas rodzinnego obiadu świątecznego i w obecności mojej małżonki. Czyżby stara prawda o relacjach między teściową a synową znów miała się potwierdzić?
Ale miało być o planach na przyszłość, więc proszę bardzo. W lipcu przeprowadziłem się do Polski. Na zawsze? Chyba nie. Na jak długo? Kto to wie. Przez pierwsze dwa miesiące byłem zauroczony absolutnie wszystkim. Później, jak na Polaka przystało, zacząłem narzekać. Autostrady wąskie, ludzie jacyś mało życzliwi. Wiadomo: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Staram się jakoś dostosować, ale na wszelki wypadek co jakiś czas upewniam się, że mój kanadyjski paszport jest jeszcze ważny. Ile razy można się przeprowadzać? Polska, Stany, Afryka, Kanada, Polska – zaczyna to wyglądać jak jakaś wieczna niekończąca się ucieczka. Przed czym? Jeszcze bardziej istotne pytanie: dokąd? A może zamiast uciekać do krainy idealnej (o ile taka istnieje) lepiej zmieniać świat na lepszy? Tu możliwości jest kilka. Ja myślałem, że angażując się w politykę zdołam coś wskórać. Dość szybko się jednak rozczarowałem. Potem przyszła refleksja, że najlepiej pomagać ludziom wokół nas. Po powrocie do Polski zamieszkałem w małej wiosce. Czas zatrzymał się tu, jakoś na przełomie wieków. Może w tym miejscu coś zdziałam? Może zamiast posłem lub ministrem lepiej będzie, jeśli spróbuję zostać sołtysem? Wszystko przede mną…
W kuchni u rodziców gra radio. Takie stare, proste radio, jak w dzieciństwie. Jemy pierogi i popijamy to, czego mój tato pić już nie powinien. Wracają wspomnienia. Domyślam się, że i nasi szanowni czytelnicy mają podobne refleksje w ten świąteczny czas, dlatego też pozwoliłem sobie podzielić się z Państwem tymi moimi osobistymi wynurzeniami. W Kanadzie, czy w Polsce, na co dzień może dzielić nas wiele, ale w grudniu chyba wszystkich więcej jednak łączy. Na ten nadchodzący rok życzę nam żebyśmy w pierwszy dzień stycznia obudzili się w dobrym humorze. No i żebyśmy nie mieli kaca, ani tego fizjologicznego, ani tego moralnego.

Paweł Gębski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: