Pamięć jest Prawem Narodów Historycznych.

Pisane z pamięci


W rocznicę Powstania udostępniam Państwu fragment rozmowy dziennika.pl z dyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego. Dziś, kiedy z jednej strony mamy wojnę z Rosją, dążącą do odbudowy swego imperium, a z drugiej kulturowi renegaci chcą pozbawić nas tożsamości narodowej, jest oczywiste, że pamięć historyczna to pole walki.
Taką walką było zachowanie Pamięci Powstania Warszawskiego. Obroną przed wbudowywanym nam od pokoleń poczuciem cywilizacyjnej niższości. Walką z wrogami, którzy od trzech stuleci chcą naród historyczny zamienić w etniczny żywioł, dla którego domowa kiełbasa i przyśpiewka będą jedynymi znakami odrębności. Mieszkańcy takiego bantustanu, docelowo rozczłonkowanego na ‚euroregiony”, w relacjach z innymi narodami mają przyjmować pozycję pokornego zawstydzenia, akceptować pouczenia obcych i cudze interpretacje własnych dziejów.
Jakże ironicznie brzmi, w kontekście zwalczania naszej pamięci historycznej, termin „po odzyskaniu suwerenności” dla lat 90. W obrazie tamtych czasów uderza nowa dynamika marginalizowania polskiej tradycji i kultury, tym razem metodami ‚ekonomicznymi’.
Komuna zakłamywała i zamilczała. A co robiono po 1989? Jaki ogromny wysiłek włożono (i nadal się wkłada), w promowanie ‚dla tubylców’ pedagogiki wstydu. Nawet teraz, w obliczu wojny za wschodnią granicą - nadal podważa się samo prawo do ochrony polskich granic.
Lata 90. to cały przemysł wmawiania Polkom i Polakom, że kultura i historia to po pierwsze, przeżytek, a po drugie towar taki sam jak salceson i kalesony. W umysły młodych, zszokowanych przejściem do tzw. gospodarki wolnorynkowej, sączono na wiele sposobów niby „praktyczne’' pytania: - po co nowoczesnemu społeczeństwu zjednoczonej Europy ta martyrologia, te muzea, tablice, obchody, lekcje. W nowych czasach „końca historii” (a zatem i państw narodowych) dla państwowego mecenatu dla promowania własnej, tradycyjnej tożsamość miejsca nie ma! Biało-czerwone flagi nad głowami tłumów? „To jawny faszyzm!” Ma być błękitnie-europejsko, ewentualnie ‚czekoladowo’, z palemkami.
Nie udało się! Zawiodła pedagogika wstydu. Wstydu z bycia narodem dumnym, gotowym do poświęceń, do bycia narodem historycznym domagającym się państwa poważnego, nie zaś atrapy na peryferiach owego ‚wielkiego świata’ korporacyjnego neokolonializmu. Właśnie młodzi, Polki i Polacy, odrzucili pedagogikę wstydu. Ci z corocznych Marszów Niepodległości, ci z wczorajszych trybun stadionu we Wrocławiu, i ci z warszawskich ulic 1 Sierpnia!
Pamiętamy, Polska pamięta! O Katyniu, o Wołyniu, o Powstaniu w Getcie’43 i o najtragiczniejszym w naszych długich, dumnych i chmurnych dziejach, Powstaniu Warszawskim 1944.
Dajemy świadectwo pamięci z roku na rok bardziej dojrzale, bardziej powszechnie, naturalnie. Odchodzących, sędziwych Powstańców zastępują w łańcuchu Pamięci młodzi. 1 Sierpnia - „Gloria victis!”
WW-W
***
"Powstanie Warszawskie było walką o niepodległość. Wydarzenia w Ukrainie pokazały, że ona jest fundamentem wszystkich innych wartości. Jeżeli jest, wtedy są: wolność, tolerancja, praworządność, solidarność".
DGP: Pamięć Powstania Warszawskiego, a co za tym idzie - rola Muzeum Powstania Warszawskiego (MPW), ma swoją dynamikę: jak zmieniała się ona na przestrzeni lat?
Dariusz Gawin: - "Istotny jest kontekst, w którym zaistniało muzeum, a był on zarówno wewnętrzny, jak i zewnętrzny. Kilka lat przed jego otwarciem wzrastało poczucie, że w latach 90. pozostawało zaniedbanych wiele spraw historycznych. Rządziła wówczas formacja postkomunistyczna, a z dużych instytucji, które powstały w wolnej Polsce, można było wymienić jedynie Instytut Pamięci Narodowej. Główny spór historyczny toczył się zaś wokół dekomunizacji i lustracji. Istniała więc potrzeba przezwyciężenia pewnego stosunku do przeszłości, który określam jako leseferyzm kulturowy."
DGP: Co to znaczy?
„W latach 90. państwo wycofało się z roli aktywnego mecenatu w obszarze kultury i pamięci. Nie inwestowano publicznych pieniędzy - nie powstawały nowe instytucje ani nie realizowano dużych projektów, w tym architektonicznych. U podstaw leseferyzmu kulturowego legło przekonanie, że prawda sama się broni, więc nie trzeba jej pomagać, a ponadto nie jest to zadaniem władz publicznych - nie tylko państwowych, lecz także samorządowych. Jednak wzbierała fala poszukiwań sposobów na przezwyciężenie takiego nastawienia. O tym, jak szeroko odczuwana była taka potrzeba, wiele mówi poświęcona polityce historycznej konferencja, którą zorganizowało pod koniec 2004 r. świeżo otwarte Muzeum Powstania Warszawskiego. Obecni byli na niej Jan Maria Rokita i Jarosław Kaczyński, którzy zapowiadali, że jeżeli powstanie rząd Platformy Obywatelskiej i PiS, będzie to jednym z głównych elementów polityki nowej władzy.”
„Pojęcie polityki historycznej stało się konsensualne w szeroko rozumianym konserwatywno-liberalnym zwrocie, który miał się zmaterializować w postaci koalicji Platformy i PiS. Później historia potoczyła się innymi torami, ale warto tę konferencję przypomnieć, bo widać w niej ducha ówczesnej epoki. Nowe znaczenie polityce historycznej nadał Lech Kaczyński, warszawiak, lokalny patriota, mający silne rodzinne związki z historią Powstania Warszawskiego. W warunkach bezwładu, kiedy instytucje publiczne po latach 90. funkcjonowały dużo gorzej niż dziś, zaryzykował, składając publiczne zobowiązanie do budowy muzeum w tak szybkim czasie. (…)”


Dariusz Gawin, historyk idei, publicysta,
wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, dgp/dziennik.pl, 1.08.2023

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: