Do Kanady - 29

Z daleka od szosy (181)

Do Kanady - 29
Opisuję moją drogę przez czas stanu wojennego, co również złożyło się na moją drogę do Kanady, która zaczęła się w sierpniu, gdy pierwszy raz zobaczyłem ten kraj, odwiedzając moją siostrę w Mississauga w 1980 roku. Pisałem o tym w poprzednich odcinkach „Do Kanady”.
Przenieśliśmy się w dwie rodziny na Warmię do gminy Gietrzwałd. Siedlisko nazywało się Łopkajny.  Na Łopkajnach spędziliśmy czas jak na ciągłych wakacjach. Gdzieś tam w miastach trwał stan wojenny, chociaż oficjalnie podobno skończył się w roku 1983. Nas to jakby nie dotyczyło. Pracę zapewnialiśmy sobie sami, produkując i sprzedając w szkołach całej Polski pomoce szkolne dla klas młodszych.
Jak pisałem wcześniej mieliśmy  jedenaście kotów, a kolega Marek trzy. Dla ostatniego kota zabrakło nam już imienia, a ponieważ dziesiąty nazywał się Sznaps, więc tego jedenastego nazwaliśmy Brat Sznapsa. To był jeden z najdziwniejszych kotów. Był duży, bardzo duży i wspaniale łapał myszy, a nie brakowało na polach tych małych gryzoni. Tylko, że te wszystkie upolowane myszy przynosił do domu i oddawał innym kotom. Najpierw próbował oddawać je nam, ale w końcu zrezygnował. Za to on sam nie jadał żadnego mięsa. Żadnej wędliny. Lubił natomiast gotowaną kaszę (nie mogła być na mięsie czy kościach, jak dla psów), ogórki, marchewkę i inne gotowane warzywa. Taki sobie kot jarosz. W późniejszych latach wspominałem go przy okazji rozmów z wegetarianami. Oni zawsze byli tym zachwyceni i szukali w zachowaniu kota swoich racji, a mówiłem im wtedy „no tak, ten kot nie jadł mięsa, ale czy to na pewno było normalne? Czy na pewno było to zgodne z naturą?”. To mi przypomniało jeszcze jedną historię z życia naszych kotów. Było to jeszcze zimą. Kolega Marek (Czarny), kupił okazyjnie u rzeźnika całą młodą jałówkę. Już oskórowaną, wypatroszoną i przeciętą na pół. Złożył te dwie połówki w nieużywanym pokoju z tyłu domu. Pokój był nieogrzewany, ale żeby być pewnym, że mięso się nie zepsuje, Czarny zostawił uchylony lufcik by mroźne powietrze mogło swobodnie wchodzić do pomieszczenia. Nie myślałem o tym wtedy, bo nie miałem powodu. Za to miałem problem z kotami. Otóż przestały nagle jeść. Przestały też łowić myszy. Minęło sporo czasu zanim się zorientowałem, że coś jest nie tak. Koty nie chudły, wręcz przeciwnie. Wyglądały zdrowe i zadowolone. Ale nie jadły. I nie przynosiły myszy do domu. Nawet nie ruszały tych, które przynosił kot Brat Sznapsa, czyli nasz wegetarianin. W kocu zapytałem Czarnego czy jego koty jedzą normalnie. To go zastanowiło. „Chyba nie” – powiedział. Właściwie to wcale nie jedzą. Coś go tknęło. Wiesz co? – powiedział – chodź sprawdzimy ten pokój z tyłu. Weszliśmy tam gdzie były złożone dwie połówki krowy. Nie do uwierzenia ile potrafią zjeść koty. Trochę mięsa zostało, ale przez te cztery tygodnie, koty, które znalazły sobie drogę przez uchylony lufcik i najwyraźniej przekazały sobie tę dobrą wiadomość, zżarły prawie całą krowę. Nie do wiary ile potrafi zjeść taki kot. Takie to przecież kochane miłe kotki. Nawet karać je nie było jak. Przecież Czarny sam zostawił im otwartą drogę. Nie przyszło mu do głowy by zajrzeć do tego pomieszczenia wcześniej, bo ciągle panował spory mróz…  
Pewnego dnia, pod koniec lata 1986 roku. przyszedł list. Nie, nie e-mail. Internetu wtedy jeszcze nie było. Nie dlatego, że nie było zasięgu czy możliwości. Nie dlatego że był za drogi czy za słaby. Nie było Internetu, dlatego, że jeszcze nikt go nie wymyślił. Nie było nawet jeszcze telefonów komórkowych, nie mówiąc o smart phonach, czy jak to się tam po polsku teraz nazywa. Tak, tak Milenias, były takie czasy i ludzie potrafili sobie całkiem dobrze radzić bez Google, bez GPS, bez satelitów. Było nawet ciekawiej. No więc przyszedł list, dowieziony przez listonosza. W liście było zawiadomienie o pierwszym po 14 latach spotkaniu klasy maturalnej Liceum im. K.I. Gałczyńskiego w Otwocku z czasów 1968 / 1972. To była moja szkoła i moja klasa. Nie pamiętam, kto organizował to spotkanie po 14 latach, i czemu czternastu a nie piętnastu. Ta szkoła to była jedyna, którą udało mi się przejść w całości i z której miałem najwięcej wspomnień, była więc dla mnie bardzo specjalna.
Cdn. Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: