•   Saturday, 18 May, 2024
  • Contact

Do Kanady - 9

Z daleka od szosy (161)


W grudniu 1982 roku Czarny wpadł na pomysł by wydrukować duże kalendarze ścienne na następny rok. Znajomy plastyk zaprojektował je z rozmachem. Chcieliśmy je wydrukować na ceratowym tworzywie, którego mieliśmy kilka belek, nawet nie pamiętam już skąd. Pozostała tylko sprawa uzyskania zgody urzędu cenzury, która była wtedy potrzebna na każdy drukowany materiał. Ponieważ Maciek mieszkał w Warszawie, więc podjął się to załatwić. I tu wyszedł jeden z paradoksów systemu. Okazało się, że zgody nie potrzebujemy, bo kalendarz nie będzie drukowany na papierze, a tylko to, co jest drukowane na papierze podlega ocenzurowaniu. Kalendarze poszły jak ciepłe bułeczki. Czarny po raz kolejny miał dobry pomysł. Miał coś takiego, że pieniądze same wchodziły mu w ręce.
Przed Sylwestrem 1982/1983 pojechaliśmy z Markiem (Czarnym) do Warszawy by kupić alkohol w PEWEX-ie. Tam nie obowiązywały kartki. Było to na ulicy Świętokrzyskiej niedaleko od Alei Jerozolimskich. Kolejka była długa, aż na ulicę. Rodacy chcieli się bawić na Sylwestra i jakieś tam kartki nie mogły temu przeszkodzić. Dostaliśmy się już do środka, gdy Czarny stwierdził, że mu brakuje dwóch dolarów i że za chwilę wróci. Minęło z dziesięć minut. Kupiłem alkohol i wyszedłem na zewnątrz zły na Czarnego, że stracił kolejkę. Rozglądam się. Nigdzie go nie ma. Pytam ludzi z kolejki czy go nie widzieli. Jego czarna czupryna była dość charakterystyczna. Jeden z kolejkowiczów wziął mnie na stronę i szeptem powiedział, że Czarnego zabrało dwóch facetów po cywilnemu. Wsadzili go do Nyski i odjechali. Ciepło mi się zrobiło. W domu miałem „bibułę”. U Czarnego w Józefowie nie tylko masa drukowanej bibuły, ale także matryce. Jechałem ile pozwolił Fiat 126p, co jak na miejskie warunki było sporo. Już po dwudziestu minutach byłem u Czarnego. Zgarnąłem od jego żony wszystkie materiały. Podjechałem do Pawła by też wyczyścił mieszkanie, zabrałem wszystko od siebie z domu, zadzwoniłem do Maćka i wcześniej dawno ustalonym kodem przekazałem mu by pozbył się bibuły. Ukryłem wszystko w specjalnej kryjówce na Stadionie. Nastąpiło nerwowe oczekiwanie…
Na drugi dzień podjechałem do Czarnego. Nie każdy miał wtedy telefon. Okres oczekiwania wynosił ok. 20 lat. Ciągle jednak krócej niż na mieszkanie. I tu niespodzianka. Czarny był w domu. Okazało się, że człowiek, od którego Czarny chciał kupić brakujące dwa dolary w kolejce pod PEWEX-em, był pod obserwacją. Na komendzie żywiołowy humor i wrodzona beztroska Czarnego spowodowała, że rozbawił cały komisariat. Do tego stopnia, że aresztowany razem z Czarnym cinkciarz zaczął uważać, że Czarny był celowo podstawiony. Marka (Czarnego) wypuszczono rano bez żadnego oskarżenia.
Czas upływał na ciągłych wyjazdach. W domu byłem tylko w soboty, niedziele i poniedziałki. Poza tym w drodze. Pomoce szkolne dla młodszych klas, które produkowaliśmy szły jak woda. Przejeżdżanie co tydzień ok. 4 tysięcy kilometrów Fiatem 126p to nie była łatwa praca. Ze sobą woziłem dużo części i narzędzia. Najczęściej wymieniane były przednie łożyska. Co roku wymieniałem silnik. Fiat 126p nie był przewidziany na przejechanie ok 100 tysięcy km w roku. Na szczęście Polmozbyt sprzedawał tzw. silniki bez osprzętu, których cena była niższa niż zrobienie kapitalnego remontu. Silnik taki miał rok gwarancji, bez limitu kilometrów. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pomyślał, że ktoś może tyle w rok przejechać. Tym bardziej, że benzyna była na kartki. Roczny przydział kartek na benzynę starczał mi na ok. trzy tygodnie. Co potem? Otóż na prawie każdej stacji benzynowej można było kupić benzynę na lewo. Płaciło się oczywiście dużo więcej, ale zarobki na pomocach szkolnych były kolosalne. Raz tylko zdarzyło się Pawłowi, gdy wracał z trasy z Tarnowa wypożyczonym z warszawskiej wypożyczalni (tak, była w tedy taka) Fiatem 126p (jego własny 125P był w naprawie), że nie był w stanie kupić benzyny by dojechać do Warszawy. Co zrobił? Nie gasząc silnika zatankował diesel. Na miejsce dojechał, ciągnąc za sobą chmurę białego dymu, ale gdy wyłączył silnik, nie dało się go już nigdy uruchomić.
Milicja nie interesowała się nami, chociaż tylko za kupioną przez te lata „na lewo” benzynę mogliby nas wsadzić na 10 lat. Nie myśleliśmy jednak o tym. Byliśmy młodzi i pełni zapału. Nocowaliśmy w całej Polsce w najlepszych orbisowskich hotelach. Wbrew pozorom nie była to ekstrawagancja. Przejechanie takiej ilości kilometrów i praca przez 12 - 14 godzin dziennie wymagała regeneracji i dobrego snu w przyzwoitych warunkach. Inaczej zdarlibyśmy się bardzo szybko. Wszystko to było dla nas przygodą.
Cdn. Marek Mańkowski

 

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: