Z daleka od szosy (103)

List

Na adres redakcji przyszedł do mnie list. List anonimowy, bez adresu zwrotnego ani podpisu. Sądząc po charakterze pisma list od kobiety. W kopercie wyrwana kartka z kolorowego magazynu z artykułem o trasie rowerowej. Na tym naklejona jest mała żółta karteczka z notatką – propozycją bym opisał tę trasę. Hmm… Nie jestem rowerzystą, a już na pewno nie na tyle zapalonym by przejechać w ciągu dnia ok. stu kilometrów. Na pewno też nigdy się nie ubiorę w te śmieszne obcisłe majtki, a w zwykłym ubraniu byłoby pewnie jeszcze ciężej. Tak więc całą tę trasę objechałem już kilka, a może nawet kilkanaście razy samochodem. Pani Ellu (wybrałem to imię, bo jakoś muszę się do autora listu zwracać), opisywałem już całą tę trasę w kilku różnych odcinkach, łącznie z historią tych miejsc. Opisywałem Welland, gdzie mieszkam od dwóch lat, Niedaleki Port Colborne, Fort Erie, Niagara Falls, Niagara on the Lake i wiele innych miejsc i tras w Rejonie Niagara. Poniżej specjalnie dla pani powtórka osiemnastego odcinka „Z Daleka od Szosy”.

 

„Cały teren tzw. Niagara Escarpment to niezwykłe tereny jakże mało znane nie tylko naszym rodakom emigrantom, ale również rodowitym Kanadyjczykom. Znałem, co prawda trochę tych terenów. Niagara on the Lake, gdzie w narożnym hotelu mieszkała kiedyś angielska królowa, gdy przyjechała tu z wizytą, Fort George przy ujściu rzeki Niagara do jeziora Ontario, piękną trasę z Niagara on the Lake do Niagara Falls wzdłuż rzeki Niagara i jej skalistych zapierających dech w piersiach wysokich brzegów. Przy drodze znajduje się też piękny ogród botaniczny i Motylarnia, w której widziałem kiedyś największe na świecie motyle wielkości dużego półmiska. Byłem tam też kiedyś na jednej z farm po kambuchę, gdy stała się modna pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Nocowałem nawet w jednej z uroczych willi nad urwiskiem w tzw. bed & breakfast. Przejechałem też całą tę trasę na rowerze w uroczym towarzystwie, zostawiając samochód w Niagara on the Lake, więc musieliśmy tu wrócić. Było to lato, widoki piękne i dziewczyna też, więc i zmęczenia nie czułem. Oczywiście samo miasto Niagara Falls znają chyba wszyscy mieszkańcy GTA, czyli Mississauga, Toronto i reszty satelitarnych miast. To tutaj obowiązkowo przywozimy naszych gości z Polski by mogli zobaczyć jeden z cudów świata. Czasem przejedziemy tylko bulwarem przy wodospadzie by nie wydawać kasy na horrendalnie drogie parkingi, czasem pożałujemy dwudziestu dolarów i oprowadzimy nasze mamy, dziadków siostry braci i kuzynów do samego wodospadu by mogli zobaczyć potęgę wody, a czasem nawet popłyniemy z nimi w rejs statkiem pod sam wodospad, gdzie najbardziej czuć wtedy jego potęgę. O historii tego miejsce i innych będę jeszcze pisał. Dzisiaj o tym jak odkryłem wspaniałą drogę widokową z Niagara Falls do Fort Erie. Nie, nie autostradę QEW którą pędzimy na złamanie karku, gdy jedziemy do Stanów. Pojechałem mianowicie na Niagara Pkwy, zawróciłem przy Ellis St. i ruszyłem wzdłuż rzeki na południe. Szybko dojechałem do wodospadu, ale potem minąłem parkingi po prawej stronie i jechałem dalej, chociaż nawet nie wiedziałem czy coś dalej jest. Była sobota, wcześnie rano, słońce kładło długie cienie i skrzyło się we wzburzonych falach wielkiej tutaj rzeki Niagara. Okazało się, że była to przepiękna trasa, prawie nie uczęszczana. Po lewej stronie rozlana szeroko, już spokojna dalej rzeka, a za nią Stany, po prawej piękne domy, głównie bungalows, ale bardzo rozłożyste i co najbardziej dodawało im uroku to ogromna przestrzeń dookoła każdego domu. Jaka wielka różnica od wielkich mansion w Mississauga czy Toronto, które może nawet większe niż te, ale stojące ciasno ściana w ścianę, tak, że sąsiedzi mogą sobie podać ręce przez okno a w ogródkach ledwo mieści się leżak. Tutaj przestrzeń była wręcz ogromna. Pięknie utrzymane trawniki, domy cofnięte więcej niż pięćdziesiąt metrów od szosy, a z tyłu jeszcze więcej miejsca. Nie wiem, ile te domy kosztują. Pewnie za sam widok na wspaniałą skrzącą się w słońcu rzekę trzeba dobrze dopłacić. Ciągnie się ta piękna droga cały czas nad brzegiem, co kilka kilometrów szutrowe małe parkingi i tak przez 35 km, aż do Fort Erie, gdzie tym razem przejechałem pod mostem do Stanów. Po prawej stronie wyrósł nagle kamienny fort, o którym pisałem w poprzednim odcinku. Jeśli ktoś lubi przestrzeń, to jest to miejsce dla niego. Pochodziłem trochę po starym forcie, ale tylko z zewnątrz, bo był zamknięty na cztery spusty i ruszyłem do domu do Welland, kolejne trzydzieści kilometrów, przez proste jak strzelił drogi wśród farmerskich pól. „
Pani Ellu, polecam też trasę wzdłuż całego kanału Welland od jeziora Ontario do jeziora Erie. Jest krótsza, „tylko” ok. 40 km, ale po drodze można oglądać płynące kanałem wielkie statki i latem pójść na doskonałe lody w Port Robinson. Również opisywałem to już w poprzednich odcinkach. I naprawdę proszę się w listach podpisywać chociaż imieniem. To nie boli.

Cdn. Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: