Wystarczy jeden plemnik

Informacja o braku plemników może załamać, gdy starasz się o dziecko. Ale to wcale nie musi oznaczać braku szans na potomka. Tak było w przypadku Danki i Adama, u których jeden plemnik zdobyty przez specjalistów metodą biopsji wystarczył, by na świat przyszedł Tadzio.

Obniżone parametry nasienia są jedną z najczęstszych przyczyn niepłodności leżących po stronie mężczyzn. I to wcale nierzadką, bo jak szacują specjaliści, czynnik męski jest przyczyną niepłodności u 42 proc. par, które zgłaszają się do specjalisty z powodu bezskutecznych starań o dziecko.
U kolejnych 23 proc. par występuje jednocześnie z czynnikiem żeńskim, co oznacza, że problemy z jakością nasienia dotyczą aż 67 proc. pacjentów klinik leczenia niepłodności!
– Ponad pół miliona mężczyzn w Polsce ma obniżoną płodność. To ok. 7 proc. ogółu mężczyzn, co oznacza, że problem ten dotyka panów częściej niż chociażby cukrzyca. Dlatego zarówno lekarze, jak i pary borykające się z niepłodnością, szukające wsparcia ginekologów, andrologów czy urologów, coraz częściej mają świadomość tego, że diagnozowana i leczona powinna być para, a nie tylko kobieta – mówi dr n. med. Łukasz Kupis, specjalista androlog, urolog z InviMed Warszawa.
Wśród męskich problemów z nasieniem może zdarzyć się: oligospermia (gdy liczba plemników jest poniżej 15 mln/ml), astenospermia (gdy plemniki mają znacznie zmniejszoną ruchliwość) i teratospermia (gdy odsetek prawidłowo zbudowanych plemników wynosi mniej niż 4 proc.).
Wyniki badania nasienia poniżej normy nie oznaczają wprawdzie braku szans na poczęcie dziecka, ale wskazują na znaczne obniżenie prawdopodobieństwa uzyskania ciąży.
– Szczególną uwagę zwracamy na liczbę plemników, ich ruchliwość oraz budowę. Niekiedy na podstawie analizy samych tych danych jesteśmy w stanie postawić diagnozę i zaproponować leczenie – wyjaśnia dr Kupis.

- Co robić, kiedy brak plemników?
Czasem niestety diagnozowana jest azoospermia, czyli całkowity brak plemników w nasieniu. I w takiej sytuacji była para z Poznania.
– Taki wynik dla mężczyzny brzmi jak wyrok. A niesłusznie, bo możemy wykonać zabieg biopsji jąder, czyli pobrać materiał bezpośrednio z miejsca, w którym jest wytwarzany. Procedura jest stosowana m.in. przy defektach genetycznych, powodujących zablokowanie dróg wyprowadzających plemniki na zewnątrz. W takiej sytuacji powodzenie biopsji jest bardzo wysokie – mówi dr Kupis.
Samo badanie nasienia, tzw. spermiogram, jest krótkie, niezbyt drogie i nieskomplikowane, a jego wynik może przesądzić o kierunku leczenia pary starającej się o dziecko.
– Zdecydowanie warto je zrobić – przekonuje Adam Dzionek, ojciec Tadzia.
Jeśli badanie nasienia wykazało brak plemników o prawidłowej budowie, para kwalifikuje się do procedury in vitro IMSI mimo bardzo niskich parametrów nasienia pacjenta. Wysoka skuteczność leczenia jest tu zasługą selekcji plemników w aż 6600-krotnym powiększeniu przed wstrzyknięciem ich do komórki jajowej.
Przebieg kolejnego etapu diagnostyki zależy od wyników dotychczasowych badań i testów. Pacjent wykonuje zwykle badania krwi (określanie stężenia hormonu FSH, testosteronu, TSH, PRL, LH, estradiolu; badanie w kierunku obecności przeciwciał przeciwplemnikowych) oraz USG jąder.
Prawidłowe wyniki badań genetycznych i hormonalnych przy jednoczesnym braku plem- ników w nasieniu to wskazanie do pobrania plemników bezpośrednio z jąder (TESA) lub z najądrzy (PESA). Biopsja jest przeprowadzana w znieczuleniu ogólnym i przynosi efekt w około 86 proc. przypadków. Pobrane drogą biopsji plemniki można użyć do in vitro ICSI lub IMSI.
– Nigdy nie zapomnę okrzyku lekarza wybiegającego z sali po zabiegu biopsji jąder u Adama: pani Danko, mamy to! – wspomina dziś matka Tadzia.
To oczywiście był dopiero początek starań o dziecko tej pary.
– Z 25 pobranych komórek jajowych, 22 nadające się do procedury in vitro i tylko jeden prawidłowy zarodek. Pomyślałam: to się nie uda, to jak wygrana na loterii – przyznaje Danuta.

W przypadku plemników nie liczy się ilość tylko jakość
Wbrew wcześniejszym obawom szybko okazało się, że nie liczba plemników, a ich jakość ma znaczenie. Jeden zarodek wystarczył, aby in vitro zakończyło się sukcesem.

- Co zatem wpływa na skuteczność tej metody?
– W pojedynczym cyklu pobieranych jest od kilku do kilkunastu komórek jajowych, co daje dużą szansę na więcej niż jeden zarodek. To może skracać starania o ciążę – tak ważny aspekt dla par, dla których czas ma ogromne znaczenie. Co ważne, metodę in vitro można przeprowadzać również przy silnie obniżonych parametrach nasienia, co w przypadku par z niepłodnością wywołaną przez czynnik męski jest bardzo istotne – tłumaczy dr Dorota Kuśnierczak, specjalista ginekolog–położnik, kierownik medyczny InviMed Poz- nań.
Skuteczność cykli in vitro przekracza 50 proc., co oznacza, że ok. sześć na 10 par spełnia swoje marzenia o rodzicielstwie. Aż 65 proc. kobiet poniżej 35 roku życia ma szansę zostać mamą po pierwszym cyklu in vitro, natomiast u kobiet pomiędzy między 35 a 39 rokiem życia ok. 63 proc. zabiegów kończy się sukcesem za pierwszym razem.

Rusza dofinansowanie
Niestety zarówno sama procedura in vitro, jak i leki stosowane do stymulacji, a także badania, które pacjenci muszą wykonywać przed i w trakcie procedury, generują koszty. Istotnym wsparciem były programy refundacji in vitro, dotychczas prowadzone przez lokalne samorządy.
– Leczenie, które przeszliśmy, było na początkowym etapie całkowicie prywatne. Dlatego zakwalifikowanie się do programu dofinansowania do procedury in vitro z Urzędu Miasta Poznania było dla nas dużym wsparciem – mówi Danuta.
Po latach starań 1 czerwca br. startuje Ogólnopolski program refundacji in vitro. To szansa dla wielu par z problemem niepłodności, które nie są w stanie same udźwignąć ciężaru finansowego związanego z przeprowadzeniem tej procedury.
Adam zwraca uwagę na coś jeszcze:
– Refundacja sprawia, że czujemy się rozumiani i traktowani poważnie – in vitro to nie fanaberia, lecz terapia jak każda inna. Jedni mają cukrzycę, inni nadciśnienie, a ja mam problem z płodnością. Dofinansowanie to dla mnie informacja, że nie zostaję z moim problemem sam, że ktoś chce mi pomóc. To autentyczne wsparcie.

Monika Grzegorowska/PAP

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: