OBRONA KRASNOLUDKÓW
CZY DISNEY ODBIERA CHLEB NISKOROSŁYM AKTOROM?
Osoby zajmujące się aktorstwem, które są niskorosłe, rzadko kiedy mają szansę zagrać role niezwiązane z ich wzrostem. Oczywiście — gdy chodzi o postaci fantastyczne czy smutne ofiary choroby — do nich pierwszych odzywają się castingowcy. Natomiast gdy zgłaszają się na castingi do zwykłych ról, reżyserowie z góry odrzucają ich po samym CV, bo nie potrafią nawet wyobrazić sobie, że taka osoba może zagrać kogoś przeciętnego. Pracownika firmy, członka rodziny, przyjaciela.
• Pojawiła się plotka o tym, że wśród siedmiu krasnoludków towarzyszących Śnieżce w najnowszej ekranizacji Disneya będzie tylko jedna osoba niskorosła
• Peter Dinklage znany z roli Tyriona Lannistera zaznaczył, że dla niego kolejna ekranizacja tej historii to rujnowanie roboty, którą wykonał przez ostatnie lata
• Kontrowersje znikną, gdy osoby niskorosłe będą miały takie same szanse zdobyć role niezwiązane z ich wzrostem jak aktorzy przeciętnego wzrostu
Wbrew pozorom nie będzie to tekst na temat szkodliwości słowa "karzeł", o której swego czasu głośno agitowałam i cieszę się, widząc zmiany. Dlatego osoby chcące wzniecić dyskusje na temat wolności słowa i dystansu do siebie, na tym etapie mogą porzucić plan dalszego czytania. Tym razem stanę w obronie krasnoludków z bajek i filmów fantasy. Ba, mogę to głośno wykrzyczeć — niech krasnoludki będą krasnoludkami, elfy elfami, smerfy smerfami, hobbity hobbitami. A ludzie, ludźmi. W ostatnich dniach zawrzało wśród miłośników kłócenia się o kolor skóry, pochodzenie, płeć czy jak się okazuje — wzrost postaci fantastycznych w filmach. Internet zalała fala ekspertów na temat tego, jak powinny wyglądać wytwory ludzkiej wyobraźni. Doszukują się w tym lewicowej propagandy, poprawności politycznej albo, co najgorsze — najazdu ideologii gender.
Nowa Śnieżka Disneya
Po raz kolejny Disney zaprezentował żywe odpowiedniki postaci z bajek i niestety nie wyglądały one jak te narysowane niemal 85 lat temu przez Walta. Siedmiu krasnoludków nie było grupką niskich, korpulentnych, brodatych, białych, jowialnych mężczyzn. Na zdjęciach widzimy osoby wysokie i niskie, o ciemnej i jasnej skórze. Ba — jest nawet jedna kobieta. Nie jest pewne, czy są to ujęcia, które pojawią się w filmie. Niektóre artykuły głoszą, że to tylko podstawa dla animacji CGI. Inne, że to statyści. Jeszcze inni piszą, że nowy tytuł zabrzmi: “Królewna Śnieżka i Siedem Magicznych Stworzeń”. Wnioski były brutalne — Disney rujnuje dzieciństwo, wymusza filozofię woke i — co mnie najbardziej rozbawiło — odbiera niskorosłym aktorom chleb.
Do filmu odniósł się w styczniu 2022 r. najbardziej znany niskorosły aktor — Peter Dinklage. Bardzo wyraźnie zaznaczył, że dla niego kolejna ekranizacja tej historii to rujnowanie roboty, którą wykonał przez ostatnie lata. Niektórzy dziennikarze, cytujący obecnie Petera, nie mogą się zdecydować czy się z nim zgadzają i winią Disneya za zbyt dosłowne potraktowanie jego słów, czy jednak są zdania, że Tyrion Lannister wyrządził ogromną krzywdę kolegom z branży.
Peter Dinklage
Mało kto jednak, o ile w ogóle ktoś, pochylił się nad całą rozmową w podcaście komika Marca Marona. Nikt nie zwrócił uwagi na pewien szczegół. Dinklage mimo wszystko, od czasu swojej przełomowej roli w "Grze o Tron", rzadko udziela wywiadów. A jeśli już to można zobaczyć, że żadna rozmowa nie zaczyna się od tematu niskorosłości. Nikt nie pyta go: “A jak wygląda Twoje życie z achondroplazją?”. Peter jest aktorem. Rozmawia o rolach, filmach, produkcjach. Wzrost to jego cecha.
Gdy puściły mu nerwy po ogłoszeniu Disneya, że powstanie ekranizacja ich pierwszego pełnometrażowego filmu animowanego, to był naprawdę jeden z niewielu przypadków, gdy poruszył ten temat. A jego wściekłość miała bardzo konkretną podstawę. Osoby zajmujące się aktorstwem, które są niskorosłe, rzadko kiedy mają szanse zagrać role niezwiązane z ich wzrostem. Oczywiście — gdy chodzi o postaci fantastyczne czy smutne ofiary choroby — do nich pierwszych odzywają się castingowcy. Natomiast gdy zgłaszają się na castingi do zwykłych ról, reżyserowie z góry odrzucają ich po samym CV, bo nie potrafią nawet wyobrazić sobie, że taka osoba może zagrać kogoś przeciętnego. Pracownika firmy, członka rodziny, przyjaciela.
Przypadek Tyriona Lannistera
Dlaczego w takim razie Peterowi się udało? Dlaczego w ostatnich latach grał Cyrano, Traska w "X-Menach", wystąpił naprzeciwko Rosamund Pike w “O wszystko zadbam”, a zaraz zobaczymy go u boku Joanny Kulig w “Przyszła do mnie”? Bo w Tyrionie ludzie zobaczyli człowieka. Z charakterem, humorem, dumą i nieodpartym urokiem. Człowieka, z którym się mogli identyfikować. A w Peterze zobaczyli aktora. Z ogromnym talentem, kunsztem i umiejętnością wzbudzania skrajnych emocji. Nagle to już nie był niskorosły aktor, karzeł, zabawny niepełnosprawny człowieczek. To Peter Dinklage — świetny aktor.
Mogłoby się wydawać, że taka zmiana w postrzegania niskorosłego aktora przez przemysł filmowy, powinna być przepustką dla innych. Niestety tak nie jest. Każda osoba niskorosła chcąca występować w filmach lub teatrze musi od zera udowadniać, że jej umiejętności wychodzą one poza nietypowy wygląd. Może też iść na łatwiznę i zagrać krasnoludka.
Zagrać krasnoludka
Czy jest coś złego w graniu krasnoludków? Kiedyś nie będzie. Kiedy? Gdy osoby niskorosłe będą miały takie same szanse zdobyć role niezwiązane z ich wzrostem jak aktorzy przeciętnego wzrostu. O to właśnie wściekł się Peter. Że zamiast zacząć patrzeć trochę szerzej i pokazywać w filmach różnorodny, kolorowy, nieidealny świat, to twórcy wolą odgrzewać te same kotlety i chełpić się, że przecież łamią stereotypy, robiąc to na nowo. To cofa całą robotę.
Dziennikarze licytują się, ilu aktorów niskorosłych znają. Przywołują stereotypowe postaci Mini Me - Verne’a Troyera, Taboo - Hervé Villechaize’a czy Willow - Warwicka Davisa. Problem polega na tym, że ich research kończy się tam, gdzie przydaje im się narracja. Verne czy Hervé nie mieli nawet specjalnie szans zaprezentować się w innych rolach, bo pochłonęły ich nałogi. Warwick? Jest brytyjskim skarbem narodowym. Nie tylko za role Willow czy profesora Flitwicka w "Harrym Potterze". Od 2016 roku Davis prowadzi dwa teleturnieje i — niespodzianka — to nie są teleturnieje dla niskorosłych.
Kto ogląda "New Amsterdam", na pewno zwrócił uwagę na doktora Marka Walsha, głównego rezydenta, którego gra Matthew Jeffers. Postać pojawiła się w 33 odcinkach. Matthew ma 127 cm wzrostu. Nijak nie wpływa to na profesjonalizm granej przez niego postaci. Inny przykład to Jeremy Crawford, który ostatnio podbił serca widzów jako Yarpen Zigrin w serialu "Wiedźmin:. Dziennikarze zachwycają się, jak niesamowicie zagrał bojowego krasnoluda, mając 147 cm wzrostu.
Przypadek Danny'ego DeVito
Ciekawe, czy jest jeszcze jakiś aktor mający 147 cm wzrostu, który niesamowicie gra? No tak. Danny DeVito ma na koncie niemal 100 ról filmowych i serialowych. Co ciekawe, nie grywa raczej elfów, smerfów, hobbitów czy krasnoludów, czyli jednak niski wzrost wcale nie przeszkadza. A nie zapominajmy też, że jego żona Rhea Pearlman ma zaledwie 5cm więcej od niego, a nikt nie podskakiwał granej przez niej Carli w serialu “Zdrówko”.
Dlaczego w takim razie jednym się udaje, a innym nie? Dlaczego do republikańskiej telewizji Fox News idzie Dylan Mark Postl, który ma na koncie kilka małych ról, a zawodowo zajmuje się wrestlingiem w udawanych amerykańskich walkach i żali się, że przez słowa Dinklage'a niskorośli aktorzy nie będą mieli szansy zagrać w dużych produkcjach Disneya, a przecież na role pisane dla Harrisona Forda nie mają szans?
Bo to nie w bajkach tkwi problem. Ani w niskorosłości. Ani w Peterze Dinklage’u.
Problem nigdy nie leży po stronie osób, które nie przystają do norm społecznych. Które wyróżniają się wyglądem, pochodzeniem, orientacją, tożsamością płciową czy sprawnością. Problem leży po stronie społeczeństwa, mediów, korporacji, które nie potrafią zobaczyć więcej niż cechy, która jest dla nich nietypowa. W tym kierunku warto kierować ten mocny wk*r* i ich pytać “czemu?”.
Dzień walki z dyskryminacją...
W dni “walki z dyskryminacją osób…(tu wpisz cechę)” dziennikarze dzwonią i piszą do ofiar tejże dyskryminacji i proszą, aby opisać, z czym takie osoby muszą się zmagać. Robią z siebie szlachetnych bojowników, bo chcą “oddać głos”, którego tak naprawdę nikt tym ludziom nie odebrał. Po prostu większość społeczeństwa i mediów ma go głęboko w d*p*e.
Może, zamiast co roku tworzyć kolejne serie inspirujących lub smutnych historii o tych, co “radzą sobie pomimo”, warto by na przykład podzwonić do pracodawców, castingowców, producentów telewizyjnych i filmowych i spytać się ich — czemu dyskryminujecie? Dlaczego to my, którzy i tak na co dzień musimy udowadniać swoje człowieczeństwo, musimy jeszcze być odpowiedzialni za edukację społeczeństwa?
Niedawno ukończyłam dwuletnie studium aktorskie. W obu sztukach dyplomowych grałam silne postaci kobiece. Mój wzrost nie miał znaczenia. Od widzów i kadry zbierałam świetne recenzje, ale i przestrogi: "Będziesz musiała z*pi*rd*l*ć dwa razy ciężej, żeby udowodnić, że naprawdę jesteś aktorką".
Dlatego 13 lat temu wybrałam stand-up. W tej sztuce, to ja sama buduję personę sceniczną i publiczność, organizuję swoje występy. Nie musiałam czekać, aż ktoś mnie wybierze, czy zobaczy we mnie człowieka. Dlatego naprawdę już mnie nie obchodzi, jakie będą krasnoludki w nowym filmie Disneya. Bo to są krasnoludki i mogą być dokładnie takie, jakie sobie twórca filmu wyobrazi. To, co dla mnie jest ważne, żeby we mnie, 36-letniej dziewczynie widziano komiczkę, aktywistkę, z wykształceniem aktorskim, niebieskimi włosami i 122 cm wzrostu.
Noizz.pl
Comment (0)