Oblężenie Detroit 1812

WW Historia

„Pierwsze dwie dekady XXI wieku postawiły świat w niepewnym miejscu. Za kilkadziesiąt lat historycy mogą spojrzeć wstecz na lata 20. XXI wieku jako moment, w którym Stany Zjednoczone i inne wiodące światowe demokracje, w obliczu poważnych zagrożeń na wielu frontach, odniosły sukces lub poniosły porażkę w podjęciu wyzwania i staniu na czele świata. w stawianiu czoła tym zagrożeniom.

Chiny i Rosja realizują programy rewizjonistyczne z rosnącą stanowczością, zagrażając pokojowi i stabilności w regionie oraz podważając kluczowe elementy liberalnego porządku międzynarodowego. Trzecia inwazja Rosji na Ukrainę to tylko najnowsza i najbardziej brutalna manifestacja tego trendu.

W związku z tym szybkie i potencjalnie głębokie zmiany w technologiach związanych z wojskiem wywracają do góry nogami dominującą pozycję sił zbrojnych USA nad przeciwnikami państwa. Niesłabnące inwestycje Chin w nowoczesną broń i infrastrukturę wojskową, w połączeniu z kompleksowymi reformami sił zbrojnych, uwydatniły ten trend. „
„The Inflection Point”, Chapter 1: „Converging Crises and the Imperative for Change.”, p.1, RAND Corporation, March 2023

Powyższym cytatem z opracowania RAND Corporation zapowiadam omówienie dla Państwa tej ważnej, strategicznej oceny globalnej pozycji USA i ich sojuszników. Od kondycji Ameryki, nie tylko jej sił zbrojnych, ale także gospodarki i całego społeczeństwa, zależy dziś bezpieczeństwo naszego świata. Świata, ktory zdaje się przeżywać egzystencjonalny kryzys. A historia uczy, iż Amerykanie, choć uczą się na błędach, to takie kosztowne, strategiczne pomyłki popełniają.

***
 

“… najwyższym osiągnięciem jest pokonanie przeciwnika nawet bez wydawania bitwy…”
Sun Tzu, “Art of War”

Sierpniowe zmagania sprzed 211 lat, pod Fortem Detroit jawią się nam dziś jednym z najdziwniejszych epizodów tamtej, samej w sobie, dziwnej Wojny 1812. Nie istnieją oczywiście żadne dowody na to, iż Sir Isaac Brock kiedykolwiek czytał lub choćby słyszał o chińskim podręczniku strategii, znanym w naszej cywilizacji pod tytułem “Sztuka Wojny”, autorstwa generała Sun Tsu. Jednakże jego krótka, sierpniowa kampania pod Fortem Detroit jest najlepszą ilustracją starożytnej chińskiej maksymy.

Klęska Amerykanów w początkowym okresie wojny z Wielką Brytanią, kiedy Stany Zjednoczone mogły i powinny przejąć inicjatywę strategiczną i zepchnąć przeciwnika do głębokiej defensywy, doskonale ilustruje ogromne  niebezpieczeństwo czające się w bezkrytycznej wierze we własną ideologię. Od chwili zwycięstwa w wojnie rewolucyjnej lat 1776-1783, amerykańscy politycy święcie wierzyli, iż tak jak koloniści z 13 Kolonii, tak i reszta mieszkańców Brytyjskiej Ameryki nie marzy o niczym innym, jak zrzuceniu kolonialnej zależności od imperialnego Londynu i połączeniu się ze swoimi ‘kuzynami’ z południa. Kompletne niepowodzenie inwazji Quebecu z tamtych lat (1775) niczego ich nie nauczyło. Dlatego też, kiedy w czerwcu roku 1812 stronnictwo zwolenników wojny - “Wojenne Jastrzębie” - skłoniły wreszcie prezydenta Madisona do wypowiedzenia wojny Imperium Brytyjskiemu, nikt w kierownictwie armii w Waszyngtonie nie wątpił, iż zdobycie brytyjskiej Kanady to kwestia niczego więcej, jak marszu. Ameryka była kompletnie do jakichkolwiek poważniejszych działań wojennych nieprzygotowana, miała wszystkiego pod bronią może z osiem tysięcy wojska, (wobec 5 tysięcy brytyjskich “regulars’), lecz nie opracowano żadnych poważniejszych planów działań. Po prostu, choć się to wydaje niewiarygodnie, skoro były prezydent Jefferson uważał, iż “zdobycie Kanady to kwestia marszu”, to… pomaszerowali.

Pomaszerował generał William Hull, zasłużony w walkach wojny rewolucyjnej, szanowany i ceniony jeszcze przez samego Wa- szyngtona. Jego siły składały się sześciu setek regularnych żołnierzy, oraz około 1600 zmobilizowanych członków milicji z Ohio. Tej dosyć pokaźnej siły, która 12 lipca przekroczyła rzekę Detroit i opanowała leżące po drugiej stronie granicy Sandwich (dziś w rejonie Windsor) dowodzący wice-gubernator, gen. Sir Isaac Brock nie bardzo miał co przeciwstawić. Jego uwagę zaprzątało pogranicze nad Niagarą.  Hull nie miał jednak zamiaru atakować. Rozłożywszy się ze sztabem w zarekwirowanych, wygodnych domach Sandwich, ograniczył swoją kampanię do manifestu, wzywającego lokalną ludność, pod groźbą gniewu Najwyższego, do porzucenia Korony Brytyjskiej. I czekał, Bóg wie, na co.
 W tym czasie do obu stron dotarła wiadomość o kapitulacji kompletnie zaskoczonego deklaracją wojny, amerykańskiego Fortu Macinack przed drobnym oddziałem brytyjskim, wspomaganym siłami indiańskich wojowników wodza Tecumseha, którego Konfederacja walczyła z Amerykanami już od roku na dalekim pograniczu. Widząc szansę na wzmocnienie swej pozycji, Tecumseh (którego losy przedstawi- my czytelnikom w osobnym eseju) zdecydował się na sojusz z Brytyjczykami. Dla Brocka była to wspaniała wiadomość, nadarzała się bowiem okazja wykorzystania najważniejszego atutu w każdej wojnie - elementu psychologicznego. Dnia 5 sierpnia zawarto formalne przymierze.

Dziki, czerwonoskóry wojownik, półnagi, pomalowany w wojenne barwy, z ogoloną głową, wymachujący z dzikim krzykiem tomahawkiem. Mógł pojawić się wszędzie, niepostrzeżenie. Strach ma wielkie oczy, a niczego nie bali się amerykańscy osadnicy, oraz rekrutujący się spośród nich przypadkowi ‘żołnierze’ stanowych milicji, niż skalpującego noża ‘dzikich’. Sama wizja ataku- jących indiańskich wojowników odbierała im wszelką chęć do walki. Na wieść o zbliżaniu się brytyjskich oddziałów, wspomaganych przez czerwonoskórych, dzielny generał Hull natychmiast ewakuował się z wygodnych pieleszy okupowanego Sandwich i zamknął za drewnianymi umocnieniami starego, pamiętającego jeszcze czasy Nowej Francji, Forcie Detroit.

15 sierpnia pod fort podeszły siły Brocka, liczące zaledwie 330 regularnych brytyjskich piechurów, podobną liczbę milicji oraz sześć setek Indian Tecumseha. Przeciwko tylko takiej sile, Hull, ukryty za gęstą palisadą położonego na pewnym wzniesieniu fortu, z przewagą artylerii, niczego nie musiał się obawiać. Gen. Brock ryzykował - przeprawiwszy się na amerykański brzeg postanowił przestraszyć nieco doskonale umocnionego przeciwnika. Jego nieliczna artyleria, wspomagana z wód rzeki przez działa małej jednostki “Queen Charlotte”, ostrzeliwała zawzięcie amerykańskie pozycje. W tym czasie ściągniętą pośpiesznie, słabo uzbrojoną kanadyjską milicję ubrano w regularne “czerwone kubraki” i pomieszawszy z prawdziwymi wojakami, ustawiono w regularne linie, niczym do ataku. Umieszczeni zaś pobliskich zaroślach, dla ukrycia ich prawdziwej liczebności, wojownicy Tecumseha podnieśli przerażający krzyk. Możemy to sobie wyobrazić. Huk i dym wystrzałów snujący się na przedpolu, maszerująca pod charakterystyczny warkot werbli i gwizd piszczałek “regularna” brytyjska piechota, powiewają rozwinięte sztandary regimentów, słychać echo krótkich komend, a za tym wszystkim gardłowy wrzask, najwyraźniej gotujących się do dzikiej szarży Indian!

Oczy chowających się przed kulami poborowych, którzy nigdy nie brali udziału w żadnej bitwie, ani nawet żadnych manewrach, robią się coraz większe. Ich generał nie ma dużo więcej animuszu. Przerażająca, paraliżująca wolę wizja atakujących, krwiożerczych czerwonoskórych, przed których skalpującym nożem nie ma ratunku – to było za wiele na sterane nerwy starego generała. Wtedy to, wysłani w środku tej bitewnej zawieruchy parlamentariusze przynoszą ostatnie ostrzeżenia brytyjskiego dowódcy. Ostrzega on po rycersku Szacownego, amerykańskiego oponenta, iż nie będzie w stanie dłużej kontrolować dzikiego gniewu swych żądnych krwi sojuszników! Ostatnia szansa! Gen. William Hull nie jest już w stanie podjąć walki. Nad fortem powiewa biała flaga!

I tak, 16 sierpnia 1812 roku, liczący 22 setki ludzi garnizon, doskonale zaopatrzony i umocniony w Forcie Detroit, skapitulował przed dużo mniejszymi siłami przeciwnika. Generała Hull’a, wraz z prawie sześcioma setkami żołnierzy odesłano jako jeńców, do Quebec, pozostałe 1600 ochotników z milicji rozpuszczono do domów w Ohio, pod przezorną eskortą Brytyjczyków, aby przypadkiem nie wpadli w ręce nowych sojuszników Brocka! Straty w ludziach były minimalne, doliczono się dwóch zabitych! Natomiast zdobycz materiałowa okazała się dla Brytyjczyków bezcenna. 2500 muszkietów wzmocniło nikłe zapasy broni dla lokalnej milicji. Do tego doszło 300 karabinów, 30 dział, konie, zapasy, proch oraz jedyny amerykański okręt na tym akwenie – 200-tonowy bryg “Adams”.

Zwycięstwo nad silniejszym nieprzyjacielem, odniesione pomysłowym fortelem godnym rzymskich lub greckich dziejopisów, do tego bez straty jednego żołnierza, było kompletne. Od strony strategicznej w zasadzie zabezpieczyło zachodnie połacie brytyjskich posiadłości nad Jeziorem Erie. Podniosło też znacząco morale wśród lokalnej ludności, która początkowo miała powody wątpić w zdolność własnych sił do obrony przed amerykańską inwazją. Sir Isaac Brock mógł się teraz poświęcić organizowaniu obrony na Półwyspie Niagara.

W Waszyngtonie wieść o klęsce, o poniżającej kapitulacji bez walki pod Fortem Detroit wywołała przygnębiające wrażenie. Generał William Hull został po zwolnieniu z niewoli postawiony pod sąd i skazany na karę śmierci. Prezydent Madison okazał mu ostatecznie łaskę, ze względu na dawne zasługi. Plamy na honorze amerykańskiej armii zmazać jednak nikt nie był w stanie.
W. Werner-Wojnarowicz

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: