Wszystko się sypie

WWHistoria

Historia nas pogania. Świat, jaki nas otaczał jeszcze kilkanaście lat temu, odchodzi z łoskotem. Spełnia się wizja Spenglera. Przyszli historycy będą mieli nie lada kłopot z ogarnięciem dostępnych im wtedy (dla nas kompletnie niedostępnych) materiałów, wyja- śniających tło i ujawniających aktorów obecnych wydarzeń. Tymczasem jesteśmy karmieni ze wszystkich stron tak nachalną i prymitywną propagan- dą, że aż się człowiekowi nie chce zaglądać w medialny ‚potok’.

Ale trzeba, choćby wiedzieć, jak rozwija się front „wojny kulturowej” na odcinku polskim. Oto 24 lipca na łamach prestiżowego „Foreign Affairs” pojawił się złowróżbny w istocie tekst historyka Uniwersytetu Maryland, Piotra H. Kosickiego: „Don’t Give Poland a Pass.”

Autor, powtarzając wcześniej publikowane w liberalnej prasie amerykańskiej oskarżenia, uderza w struny „interesu amerykańskich inwestorów” i wzywa zarówno Biały Dom jak i Departament Stanu do… szantażu, aby wymusić „obronę demokracji”:

„(…) Continuing to give Poland’s government a free pass will facilitate the international spread of illiberal democracy by teaching other governments that attacks on democratic institutions are tolerated as long as you support the larger goals of U.S. foreign policy. It is time for Biden to tell the truth again about what’s going on inside Poland.”

„Poland needs the United States far more than the United States needs it. U.S. direct investment in Poland was estimated at over $25 billion by the Warsaw-based American Chamber of Commerce. Can American investors trust a country whose parliament nearly succeeded in forcing the sale of U.S.-owned media shares? Or whose newly created Commission to Investigate Russian Influence can unilaterally void any contract deemed to be “Russia-friendly,” a pretext to go after political opponents? The State Department, whose latest report on Poland lauds the investment climate, can instead start encouraging investors to call Warsaw’s bluff. The United States can also follow up on its calls for fair elections this fall by encouraging Warsaw to allow election monitors.”

Czy Autorowi chodzi o ‚demokrację’, czy też o wymuszanie realizacji postulatów lewicowej rewolucji kulturowej oraz zduszenie polskiego rozumienia interesu narodowego, np. w zakresie polityki gospodarczej lub historycznej. Będę ten tekst omawiał szczegółowo w najbliższym czasie.
***
Zapomniane lipcowe wybory
(…) Cóż takiego zdarzyło się zatem owego 19-go lipca? Otóż, tego dnia w roku 1989 Zgromadzenie Narodowe, czyli posłowie do Sejmu oraz do świeżo utworzonego Senatu PRL, wybrani w częściowo wolnych wyborach 4 czerwca ’89, przegłosowali kandydaturę gen. Wojciecha Jaruzelskiego na Prezydenta PRL. W lecie tamtego roku kraj miał komunistów powyżej uszu, nowego stanu wojennego nie byłoby raczej komu wprowadzać, groziły potężne rozruchy a planowa gospodarka leżała plackiem. Ratunkiem władzy stało się polityczne partnerstwo stworzone w Magdalence, umowa "Okrągłego Stołu". Za cenę legalizacji części opozycji i współudziału w rządach PRL, owa koncesjonowana opozycja legalizowała PRL.

Quasi-demokratyczne wybory pomyślane były jako petryfikacja systemu, w którym nadal dominować miał aparat ludzki PZPR. (…) Można by się pokusić o nazwanie tego manewru “Doktryną Urbana”. Zmienić coś w taki sposób, aby niczego nie zmieniać! (…)

Generał był gwarantem trwania układu. To do poszanowania tej właśnie umowy wzywał partnerów w swym sławnym artykule: “Wasz Prezydent, nasz Premier” Adam Michnik, zaniepokojony zarówno euforią społeczeństwa, sięgającego śmiało po wolność, jak i niebezpiecznym oporem części aparatu PZPR, owych twardogłowych, nie rozumiejących genialności układu z Magdalenki. Tymczasem “Okrągły Stół” z zakulisowymi ‘przypisami’ dawał dożywotnią gwarancję bezkarności, bezpieczeństwa oraz posiadania PZPR-owskiej elicie i nomenklaturze PRL.

Głosowanie 19 lipca było zatem swoistą “lojalką”, aktem hołdowniczym opozycji wobec nowej formy władzy komunistycznej elity. Tak tłumaczył to zresztą sam Tadeusz Mazowiecki. I stało się tak, iż to głosami posłów i senatorów “S”, wybranych decyzją milionów Polaków odrzucających bezdyskusyj- nie komunistów, po 45 latach trwania reżymu, gen. W. Jaruzelskiego objął urząd Prezydenta PRL. (…)

Osobnego potraktowania wymaga proces zmian w systemie gospodarczym po roku 1989-tym. W Polsce nie zaistniał żaden kapitalizm, lecz nastąpiło kontrolowane uwłaszczenie nomenklatury. Miał też miejsce znany z Ameryki Łacińskiej fenomen przenikania się świata przestępczego i administracji gospodarczej, odbywający się pod ochroną służb. Zapoczątkowano wtedy proces demontażu czy też ubezwłasnowolnienia państwa w zakresie ochrony jego interesów gospodarczych, którego symbolem są nierozliczone zbrodnie i bezkarność aferzystów.  (…)

19 lipca 1989-go roku. Ów epizod w gorącym okresie zmian, jakie wstrząsnęły Europą i światem w owych latach, może być z perspektywy minionych 34 lat traktowany jako wygodna, historyczna cezura; przejścia elit opozycji od negacji legalności władzy komunistów w Polsce, po jej akceptację i kooptację w struktury systemu.

W. Werner-Wojnarowicz
(fragmenty tekstu z 24 lipca 2013)

Kres "Majowej Jutrzenki”

Dzień 22 lipca zapisany jest w pamięci tych z nas, którzy przeszli przez szkołę PRL jako święto komunistycznego państwa. (…) 22 lipca miało miejsce inne wydarzenia, warte zapamiętania, którego jednakże nasze ówczesne władze nie nagłaśniały. Być może dlatego, iż mogłyby nasuwać nieciekawe, historyczne skojarzenia. Dlatego też, kiedy uczono nas o rozbiorach, wspominano 18 sierpnia 1793-go, jako datę ratyfikacji aktu 2-rozbioru. Tymczasem, jak przypomina ciekawy portal Historykon.pl, to właśnie dnia 22 lipca roku 1793 w Grodnie, Sejm Rzeczpospolitej podpisał traktat rozbiorowy z Rosją. Na mocy tego traktatu Rzplita traciła następujące województwa kijowskie, bracławskie, podolskie, mińskie oraz część wołyńskiego, brzesko-litewskiego i wileńskiego. W sumie Polska traciła na rzecz Rosji 250 tys. km kwadra- towych i blisko 3 mln mieszkańców. Aby łatwiej wyobrazić sobie wielkość start porównajmy, iż dzisiejsze terytorium Polski to 312 tysięcy km kwadratowych.

Nie można mówić o drugim rozbiorze bez wspominania magnacko-szlacheckiej Konfederacji Targowickiej. Słowo “Targowica” nabrało w naszym języku codziennym zna- czenia niezwykle pejoratywnego - cynicznej, podłej zdrady. Kiedy jednak przypatrzymy się motywacjom sporej rzeszy targowiczan, dostrzeżemy rozmaite motywacje. Nie wszyscy byli pozbawionymi czci zdrajcami, choć takim dla przykładu był bez wątpienia Piotr Ożarowski, doradzający w Grodnie ambasadorowi Katarzyny II, Jakubowi Sieversowi, nadzorującemu postęp “prac”. Wyniesiony potem “za zasługi” do godności hetmana wielkiego Koronnego, Ożarowski otrzymał prawdziwą nagrodę z rąk ludu Warszawy w trakcie insurekcji, kiedy został powieszony 9 maja 1794.

Jak jednak ocenić przystąpienie do Targowicy samego króla Stanisława Augusta? Miało to miejsce …. 23 lipca, roku 1792-go.

Historycy spierają się o ocenę króla Stasia. (…) Niestety, brakowało Mu siły charakteru. Nie był to król, który porwałby kraj do wojny w obronie niepodległości.

Przystąpienie samego Króla z innymi twórcami Konstytucji do Konfederacji załamało opór Polski wobec dyktatu Rosji. Stanisław August nie siadł na konia, nie porwał szlachty do świętej wojny w obronie Ojczyzny, nie okazał się zdolny do wielkiego poświęcenia. Król oraz bliscy mu reformatorzy-patrioci być może szczerze myśleli, iż ratują byt Państwa za cenę kapitulacji, za cenę zniszczenia trwającego zaledwie rok systemu monarchii konstytucyjnej wprowadzonej przez Sejm Wielki. Przyjmowali powrót pod bezpośrednią kuratelę Petersburga jako gwarancję bezpieczeństwa! "Król Staś" nie widział żadnych szans oporu wobec Rosji. Wybrał “rozsądek”.

Czy słuszna była królewska polityka kapitulacji? Kapitulanci nie uratowali niczego, poza może własnymi żywotami, nie ustrzegli kraju od dalszych rozbiorów i ostatecznej likwidacji. Zmarnowano natomiast szansę na zbrojny opór, kiedy jeszcze dysponowaliśmy regularną siłą zbrojną, twierdzami, oraz zapleczem ludnych i bogatych ziem. Wzmocnienie armii regularnej pospolitym ruszeniem, a choćby wcześniejszą o dwa lata mobilizacją chłopów, jak w czasie Insurekcji uczynił to Naczelnik Kościuszko, dawałoby szansę na sukces, w postaci przetrwania Rzeczpospolitej jak państwa, choćby do czasów zawieruchy Rewolucji Francuskiej.

Znaków zapytania jest wiele, tak jak i opinii. Fakty pozostają faktami. Zdrada jednych, prywata i małość innych doprowadziły Rzeczpospolitą do upadku. A że nasze opinie o patriotycznych racjach nie są anachroniczne, ferowane ex-post, świadczy fragment listu królewskiego siostrzeńca, księcia Józefa Poniatowskiego, z roku 1792-go, w odpowiedzi na list Seweryna Rzewuskiego, zapraszającego go do kręgu Targowicy:

„Odebrałem pismo WPana Mości Panie Rzewuski nad którym długo myślałem, co ono ma znaczyć i czyli mam na nie odpowiedzieć. Lecz człowiek poczciwy nie ukrywa swych myśli - wzgarda dla podłych jest jego prawidłem! (...) Jako obywatel nie mogę słuchać rady WPana, która pod pozorem wolności upstrzona licznymi bajkami, wsparta jest obcą przemocą! Ci, którzy śmieli dla ich dumy i własnej miłości zaprzedać krew współziomków swoich, są ohydą narodu i zdrajcami ojczyzny! (...)

Proszę, więc WPana zaniechać odtąd pism, które nikogo mamić nie potrafią, i być przekonanym (...) że zbrojny obcy żołnierz na gruncie polskim znajdujący się, nie może przynosić przyjaźni i że takowego żołnierz Rzeczypospolitej szukać będzie albo zwyciężyć, albo umrzeć ze sławą.”

Słowa księcia Józefa wpisują się w długą tradycję debaty Polaków, jak najlepiej służyć ojczyźnie. Zdradą, choć ubraną w wielkie słowa, służyć Jej jednakże nie można.

W. Werner-Wojnarowicz  

(fragmenty tekstu z 23 lipca 2014)

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: