Najkrwawsza bitwa dziejów

WW Historia

"Somme. The whole history of the world cannot contain a more ghastly word."
Friedrich Steinbrecher  

W moim cyklu felietonów historycznych staram się nie tylko przypominać Państwu rozmaite ważne wydarzenia z przeszłości, ale także łączyć je z czasami współczesnymi. Nie mam przy tym złudzeń, iż “historia est magistra vitae”. Jeżeli, to dla nielicznych. Generalnie bowiem historia dowodzi, iż nie uczy ona nigdy, nikogo, niczego. Zwłaszcza zaś rządzących.
Od roku 2014 mamy wojnę na Ukrainie, która 500 dni temu weszła w fazę pełnoskalową. Mamy wojnę, jakiej już nigdy w Europie zwłaszcza, miało nie być. Na naszych oczach powtarza się krwawa historia “trench warfare”. W kontekście ukraińskiej ofensywy lata 2023, ofensywy wymuszanej politycznymi kalkulacjami oraz atmosferą potęgowanego medialnie oczekiwania na ‘sukces’ Kijowa, przypomnę Państwu o najtragiczniejszym, najkrwawszym starciu cywilizacji zachodniej, na polach Wielkiej Wojny 1914-1918.
La Bataille de la Somme 1916
Była to jedna z najbardziej śmiercionośnych bitew w historii (z wyłączeniem ofiar cywilnych), w której zginęło około 1 060 000 stron walczących, w tym około 443 000 zabitych lub zaginionych.   
fr.wikipaedia.org
1 lipca 1916 roku rozpoczęła się jedna z najbardziej morderczych bitw Wielkiej Wojny, będąca także jedną z najkrwawszych (bez ofiar cywilnych) w dziejach ludzkości. Zaplanowana jeszcze w roku 1915-tym, ofensywa nad Sommą miała zapewnić aliantom przełamanie frontu. Dziś trudno sobie nawet wyobrazić klimat umysłowy, jaki panował w sztabach wielkich armii tamtej epoki. Życie podległych im tysięcy żołnierzy znaczyło mniej, niż los ukochanych koni arystokratycznych marszałków czy generałów. Celem wojskowych planistów obu wojennych koalicji, których armie od początku wojny ugrzęzły w zasiekach i labiryntach okopów, pod- ziemnych bunkrów, magazynów i umocnień, stało się… wykrwawianie przeciwnika. Kalkulowano, ile trzeba będzie poświęcić swoich, aby przeciwnik stracił więcej! Tak planowali Niemcy na rok 1916-ty swoją operację pod Verdun, tak planowali Sprzymierzeni.
W latach 1914-1918 normalne straty dzienne liczono na… tysiące, dziesiątki tysięcy. W pierwszym dniu ofensywy roku 1916-go nad Sommą, owego lipcowego dnia brytyjski atak załamał się w ogniu niemieckich karabinów maszynowych. Poległo – 60 tysięcy! Pierwszego dnia operacji!  
Atak na Sommę, początkowo planowany wspólnie, wobec zaangażowania się Francuzów pod Verdun spadł głównie na Brytyjczyków, w szeregach których naturalnie walczyli przedstawiciele całego Imperium - a więc Kanadyjczycy, Południowi Afrykanie, Australijczycy, Nowo-Zelandczycy, żołnierze z Bermudów i wiele innych nacji. Dowodził nimi gen. Douglas Haig, nie bez powodu znany jako “Butcher Haig”. Jego rozpoczęte tydzień wcześniej!, potężne przygotowanie artyleryjskie, mające pogrzebać obrońców i zniszczyć niemieckie umocnienia  nie dały spodziewanych rezultatów.  
1 lipca rozpoczęły się krwawe ataki, mające trwać tygodniami. Front był jednak ustabilizowany. Przełomem, choć nie aż tak dramatycznym, jak oczekiwano, było wprowadzenie do walk przez Brytyjczyków nowej broni – tanków! Ówczesne czołgi, powolne i łatwe do trafienia, zapewniły jednak ochronę oraz przewagę atakującej piechocie, a Niemcy nie bardzo umieli na początku sobie z nimi radzić. 15 września to historyczna data początku kariery “pancerza” na polach bitwy.
Do 18 listopada 1916-go, kiedy w związku z warunkami pogodowymi dalsze działania nie miały już żadnego sensu i bitwę przerwano, Brytyjczykom udało się dokonać przesunięcia linii frontu 12 kilometrów w głąb linii niemieckich, na szerokości ok. 40 kilometrów. Operację trudno było uznać za “sukces”, skoro ów sukces okupiono stratami, które wydają się dziś niewiarygodne. Atakujący alianci stracili ponad 600 tysięcy ludzi w zabitych i zaginionych, broniące się siły niemieckie – od 350 do 400 tysięcy. Milion ludzi, (10 procent wszystkich poległych żołnierzy Wielkiej Wojny) straciło życie w tej jednej bitwie, która swoją krwawą ofiarą przewyższa wszystkie inne!   
“Zużycie sił nieprzyjaciela”
Skala strat ludzkich na Froncie Zachodnim jest dziś najbardziej wstrząsającą informacja dla wszystkich, którzy stykają się z tematem wojny 1914-1918. Hekatomba Wielkiej Wojny wycisnęła swe ponure piętno na psychice wielu narodów, zwłaszcza zaś Francji.
Wojna na wykrwawienie wroga zmusza do kalkulacji. Po pierwsze, jakie są rzeczywiste liczby zabitych, zaginionych i rannych na poszczególnych etapach bitwy? Po drugie - dlaczego są one tak wysokie? Po trzecie, jak wpływają one na proces decyzyjny w trakcie samej bitwy i po niej, zarówno wojskowych jak i polityków?
Wiarygodne dane strat osobowych walczących armii, do dziesiątek poległych były i są trudne do jednoznacznego ustalenia. Na bieżąco oczywisty jest czynnik propagandowy, zawyżania strat nieprzyjaciela i zaniżania własnych. W ustalaniu faktów mylącą rolę odgrywała także metodologia. Brytyjczycy zliczali straty dzienne, na wąskich odcinkach frontu, podczas gdy Niemcy dokonywali podliczeń okresowo, co około dziesięć dni, z większych obszarów. Stąd też istnieje problem rozliczenia rzeczywistego stosunku strat atakujących do obrońców. Podawana początkowo całkowita strata wojsk niemieckich obracała się w granicach 630 - 680 tysięcy żołnierzy! Później, w miarę dokładniejszych badań, obniżano ją dochodząc do sumy zamykającej się w ramach: od 350 tysięcy do 450 tysięcy poległych, zaginionych i rannych. Prawda o cenie krwi pod Sommą okazała się odwrotna.
“Błoto, Krew i Bezsens”
Oceny motywów podejmowanych decyzji zmieniają się z biegiem lat. Początkowo oceniano bitwę jako sukces. Z biegiem czasu zaczęto mówić o sukcesie “kwalifikowanym”. Choć sama batalia nie doprowadziła do zakładanego przerwania linii obronnych nieprzyjaciela, a straty własne były szokujące, uważano Sommę za niezbędną ofiarę dla późniejszych sukcesów. Opinię tę potwierdzają do pewnego stopnia ówczesne oceny sztabowców niemieckich, którzy stwierdzali w wewnętrznych memoranda, iż powtórzenie przez Armię Niemiecką takiego wysiłku, jak pod Sommą jest niemożliwe z powodu braku wystarczających rezerw. Pod koniec roku 1916-go Niemcy utraciły zdolność do działań ofensywnych na froncie zachodnim. Brytyjski autor Sheldon cytuje jeden z dokumentów:  
"Przewaga nieprzyjaciela jest tak wielka, że nie jesteśmy w stanie ani ustawić jego sił na pozycjach, ani uniemożliwić im rozpoczęcia ofensywy gdzie indziej. Po prostu nie mamy żołnierzy… Nie możemy zwyciężyć w drugiej bitwie nad Sommą z naszymi ludźmi; nie mogą już tego osiągnąć."
(Von Kuhl, Diary, 20 January 1917)
Ciekawym dokumentem w debacie o celach operacji jest własnoręczny raport głównodowodzącego Brytyjskim Korpusem Ekspedycyjnym “we Francji i Flandrii”, gen. Douglasa Haiga, datowany 23 grudnia 1916 roku. Pisząc o głównych celach zakończonej operacji, Haig wymienia trzy:
1.    odciążenie obrońców pod Verdun
2.    odciążenie Sprzymierzonych na innych frontach, poprzez uniemożliwienie transferu sił niemieckich z frontu Zachodniego na inne teatry działań  
3.    osłabienie (zużycie) sił przeciwnika na froncie.   
Z tego punktu widzenia, zasadnicze cele ataku nad Sommą można uznać za wykonane.
Jak wspomnieliśmy, jego taktyka upartego ponawiania frontalnych ataków z użyciem wielkich formacji (całych dywizji) rozciągniętych na szerokich odcinkach frontu, bez brania pod uwagę śmiertelnej skuteczności karabinów maszynowych, była ostro krytykowana przez czołowych polityków brytyjskich, Winstona Churchilla czy Lloyd George’a. I to zarówno w trakcie trwania wojny jak i lata po jej zakończeniu.
Upłynęło ponad sto lat od salw nad Sommą, teroria nowoczesnej wojny zasadza się na koncepcjach sieciocentryczności, cyfryzacji, dronizacji. Tymczasem ukraińska ofensywa wykrwawia się na tradycyjnych liniach przesłaniania i polach minowych, pod zmasowanym ogniem artylerii, na znakomicie przygotowanej “Linii Surowikina”. Niegarnięci w pierwszej fazie inwazji, Rosjanie teraz bronią się zażarcie i skutecznie. Cel tej obrony jest jasny – wykrwawienie nieprzyjaciela.  
W latach 1960-tych, kiedy “rozliczano” 50-lecie Wielkiej Wojny, na czoło wysunęły się głosy krytyczne. “Butcher-Haig’a” oskarżano o bezsensowny upór, brak zrozumienia sytuacji, kontynuowanie ataków bez żadnej analizy ich skuteczności, nieliczenie się z ofiarami. W literaturze określa się to jako nurt “mud, blood and futility”. Ów “bezsens” musiał być bolesną oceną dla zawodowych wojskowych, stąd w minionych dekadach pochylono się nad historią bitwy ponownie. Zaczęto zwracać uwagę nie na czynniki osobowe, talent, wyobraźnię, wykształcenie, doświadczenie czy filozofię wojny posz- czególnych polityków, ale na sam fenomen wojny masowej, prowadzonej w nowych warunkach cywilizacji przemysłowej. Mechanizacja pola bitwy, udział w poszczególnych bitwach milionowych armii, zmieniły zarówno warunki pola bitwy jak i zasady prowadzenia działań wojennych. Koncepcja francuskiego wodza, gen. Joffre’a, podchwycona przez Haiga, a zastosowana po drugiej stronie frontu, pod Verdun, przez Falhenhayna - zadawanie nieprzyjacielowi strat tak bolesnych, aby uniemożliwić mu mobilizacje rezerw, choćby poprze wykrwawianie własnych szeregów, stało się uznanym sposobem prowadzenia operacji.  
Mamy rok 2023. W Europie toczy się mordercza wojna, jaka – wedle zapewnień ‘ekspertów’ i polityków – w tej formie nie miała prawa się powtórzyć. Od 500 dni, jak przed wiekiem, artyleria 'mieli' ludzi w okopach, linie frontów przesuwają się powoli na nielicznych odcinkach, za cenę tysięcy poległych, nie zmieniając w niczym sytuacji strategicznej.  
Wtedy, w roku 1916 życie szeregowych żołnierzy, rzucanych staroświecką tyralierą w piekło mechanicznej bitwy, wliczono w koszty nowoczesnej wojny. Straty liczone w setkach tysięcy nikogo ani w sztabach, ani w ministerialnych gabinetach nie wzruszały. Wojna jest wszak jedynie kontynuacją polityki. Dziś, dokładnie jak w roku 1916, zdajemy się tę cyniczną opinię uzasadniać, potęgującym się w światowych mediach, a zapewne jeszcze bardziej w zakulisowych spotkaniach, naciskiem na siły zbrojne Ukrainy. “Byłoby dobrze”, w kontekście zmieniających się sondaży w Ameryce, przed szczytem NATO w Wilnie, aby Kijów wykazał się militarnym sukcesem, odzyskaniem jakiejś części swego trytorium. Cena krwi najwyraźniej nie gra roli.
W. Werner-Wojnarowicz

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: