Labour Day

Z daleka od szosy (138)

Dokładnie trzydzieści cztery lata minęły, kiedy w roku 1988, na samym początku września przyjechałem z rodziną do Kanady by tu zamieszkać. Nie wiedziałem wtedy nawet, że właśnie jest Labour Day i że jest to coroczne święto narodowe w Kanadzie i długi weekend. Nie było jednego dnia bym żałował, że zamieszkałem w tym pięknym kraju. Miałem to szczęście, że miałem okazję zobaczyć Kanadę z bliska od Atlantyku do Pacyfiku i to kilkakrotnie. Za- mieszkałem nawet na pięć lat w pobliżu majestatycznych Gór Skalistych w Calgary. Teraz gdy dotarłem do wieku emerytalnego osiadłem od trzech lat w miejscu, które mogłem sobie tylko wymarzyć, w niewielkim miasteczku Welland. Ten Labour Day zaczął się dla mnie już w piątek, który przypadkowo miałem również wolny od pracy. Zdarzyło się, że był to czas co dwutygodniowych zakupów spożywczych, więc cały piątek spędziłem jeżdżąc z żoną po sklepach od Welland przez Niagara Falls, St. Catharines i z powrotem do Welland. Wyjeżdżamy przeważnie koło południa i po zatoczeniu dużego koła po bocznych drogach, ulicach i dwóch autostradach, wracamy do domu ok. piątej po południu. Jest to dla mnie swojego rodzaju relaks, bo jeździć lubię, a do sklepów praktycznie nie wchodzę, czekając na Beatę w samochodzie i czytając dobrą książkę. Tym razem podjechałem też na stację benzynową w Costco w Niagara Falls. Benzyna kosztowała  $1.38, co było miłą niespodzianką, kolejka nieduża, więc po zatankowaniu zdążyłem podjechać na parking Costco zanim Beata skończyła tu zakupy. Normalnie robimy te codwutygodniowe zakupy w sobotę i byłem zadowolony, że tym razem całą sobotę będę miał wolną. Wróciliśmy do domu, rozpakowałem samochód i teraz już tylko relaks. Tak planowałem. Tuż przed wieczorem dostałem telefon od rodziny, że wpadną na chwilę, bo dzieci chcą zobaczyć psa. Ucieszyłem się, bo lubię te małe basałyki, a pies wręcz szaleje za nimi i uwielbia się z nimi bawić. Więc tylko jeszcze szybki wyjazd kilka kilometrów do sklepu by kupić więcej napojów i usiadłem sobie w ogrodzie otwierając piwo i czekając na gości. Zrobiło się już szaro, słońce zaszło, gdy zadzwonił telefon. Rodzina została zatrzymana przez policję na autostradzie 406, pietnaście km ode mnie. Okazało się, że ZA WOLNO JECHALI, upewniając się czy są na właściwej drodze. Gorzej, nie mogli znaleźć prawa jazdy i policjant nie mógł ich puścić w dalszą drogę. Beata nie ma prawa jazdy, a przecież nie mogę pojechać sam samochodem bo przecież muszę przyprowadzić samochód rodziny. Całe szczęście, że zdążyłem tylko wypić jeden łyk piwa. Poprosiłem prawie nieznajomą sąsiadkę z naprzeciwka. Starsza pani nawet się chwili nie zastanawiała i zawiozła mnie piętnaście km. Ot taka zwyczajna kanadyjska życzliwość. Panowała już kompletna ciemność. Samochód rodziny stał na autostradzie w miejscu, które podał mi przez telefon policjant, radiowóz ubezpieczał go błyskającymi, niebiesko-czerwonymi światłami. Sąsiadka chciała czekać, ale powiedziałem, że nie ma potrzeby. Podziękowałem serdecznie. Pożegnaliśmy się z policjantem i ruszyłem w drogę do domu. Po kilku minutach zobaczyłem w lusterku błyskające czerwono-niebieskie światła radiowozu. Zjechałem na pobocze. Co teraz? Nie jechałem ani za wolno, ani za szybko... Podszedł do nas ten sam policjant. Okazało się, że zapomniał oddać rejestrację i ubezpieczenie samochodu rodziny. Przyjechaliśmy wreszcie do mnie do domu, dzieciaki bawiły się z psem w ogrodzie, my trochę pogadaliśmy. Zrobiło się późno. Rodzina nie mogła zostać na noc, musieli być w domu w Mississauga. Pozostało mi tylko ich zawieźć ich samochodem i jakoś wrócić. Zadzwoniłem do kolegi w Misssisauga. Mimo późnej godziny i tego, że następnego dnia skoro świt miał wyjeżdżać na Północ na weekend, kolega zgodził się mnie przywieść ponad sto kilometrów do domu. Musiał też tę trasę pokonać zaraz z powrotem. To jest naprawdę dobry kolega. Następnego dnia już tylko krótki wyjazd do St. Catharines po obiecany spirytus dla znajomych, a potem relaks. W niedzielę wyjazd z psem dwadzieścia km do jego kumpli i zaraz potem jazda znowu do Mississauga by zobaczyć się z siostrą i złożyć jej imieninowe życzenia. Odwiedziłem również przyjaciół w Toronto zawożąc im zamówiony spirytus z polskiej gorzelni w St. Catharines. W poniedziałek rano czyli dzisiaj wyjechałem z psem na grzyby, którch nie było, za to lało jak z cebra i teraz wieczorem dalej leje.

Ot taki zwyczajny Labour Day 2022 roku. Jutro do pracy.
Cdn. Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: