•   Thursday, 28 Mar, 2024
  • Contact

Zabić wilka

Z daleka od szosy (135)


Miałem w Polsce psa. Na imię miał Szeryf. Dostałem go od stadniny koni w Wiązownie gdy miał już półtora roku. Był to potężny pies. Pół wilk syberyjski z zoo warszawskiego, pół owczarek niemiecki. Był silny, wierny, opiekuńczy. Obronił moją żonę w parku otwockim wieczorem przed chuliganami, nie dopuszczał nikogo do naszego dziecka.
W roku 1984 wyprowadziliśmy się na Warmię koło wsi Łukta w gminie Gietrzwałd. Kupiliśmy tam w dwie rodziny siedlisko od PGR-u. 110 ha ogrodzonego pola z jedną bramą. Najbliższy sąsiad pięć kilometrów, do szosy półtora kilometra. Od budynków do bramy kilometr. Jak dzieci były niegrzeczne to wysyłaliśmy je by zamknęły bramę. Do szkoły miały dwanaście km. Mieszkałem tam trzy lata i były to jak trzy lata wspaniałych wakacji. To dopiero  było “z daleka od szosy”.
Pies miał tam frajdę i wolność jakiej nie było w mieście. Kolega miał sukę, owczarka niemieckiego. Nie trwało długo gdy zaszła w ciążę. Dwa wilki, blisko rozwiązania znalazły sobie wykrot w leśnych zaroślach i tam chciały założyć rodzinę. Bardzo się te dwa psy kochały. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Tchnięty przeczuciem odnalazłem je w porę.
Szczeniaki urodziły się w dużej budzie na naszym podwóżu. Od początku oba psy zajmowały się szczeniakami. Mieliśmy jeszcze jednego, rocznego wilczura. Ten, jak w prawdziwym wilczym stadzie zajmował się szczeniakami gdy rodzice przemierzały nasze pola. Tak trwała ta sielanka, aż pewnego dnia musieliśmy wyjechać na kilka dni. Pracownik, który pozostał na gospodarstwie miał przykazane by nie spuszczać psów wolno. Kilka dni wytrzymają. Gdy wróciliśmy czekała nas tragedia. Suka przyczołgała się z pól z wielką raną na piersi od postrzału. Psa nie było. Zawieźliśmy ją od razu do weterynarza. Na szczęście była rozdarta tylko skóra na piersi. Po zszyciu wróciliśmy do domu i położyła się ze szczeniakami. Szeryfa ciągle nie było. Na drugi dzień dostałem wiadomość od kolegi leśniczego.
Spuszczone przez pracownika psy, któremu szkoda ich się zrobiło, że są uwiązane, znalazły dziurę w ogrodzeniu lub ją wykopały i poszły w las. Selekcjoner z Olsztyna, który je napotkał gdy goniły łanię, oddał strzały. Szeryf padł na miejscu. Suka wróciła do psa i wtedy też dostała postrzał. Doczołgała się do domu do szczeniaków choć było to kilka kilometrów. Po ok. dziesięciu dniach, gdy rana już się dobrze zrastała, wyszedłem ok. szóstej rano z domu. Na dworze nie było ani suki, ani szczeniaków. Hen w dali usłyszałem ich skomlenie. Poszedłem szybko za tym dźwiękiem. Całe szczęście, że maluchy nie potrafiły jeszcze szybko chodzić. Znalazłem je. Suka prowadziła je na miejsce gdzie zginął ich ojciec. Płakałem jak bóbr i nie wstydzę się tego. Do dziś wigotnieją mi oczy gdy o tym myślę. Szczeniaki odchowały się i przez kilka lat mieliśmy wiele przygód. Jednego z nich, imieniem Kalif dałem mojej mamie w Otwocku. Po latach odwiedził nas z mamą w Kanadzie. Dziś wszystkie te psy już dawno nie żyją, ale pozostało wspomnienie.
Czemu o tym piszę? Dwa tygodnie temu w pobliżu Port Colborn wydarzyła się przykra rzecz. Ktoś przywiózł z północy Ontario białego wilka arktycznego, twierdząc że go ratuje. Była to piękna biała suka. Nazwano ją Boo. Wiadomo, że natura ciągnie wilka do lasu. Wilczyca podkopała ogrodzenie na farmie gdzie przebywała i poszła na wolność. Zauważano ją tu i tam na polach. Policja zrobiła obławę i jeden z policjantów zastrzelił Boo.
Tłumaczenie było takie, że w pobliżu znajdowały się farmy z hodowlanymi zwierzętami.  Żadne z tych zwierząt nie zginęło, w okolicy jest dużo kojotów, które też są gatunkiem wilka i nikt ich specjalnie nie ściga. Boo było łatwo zauważyć bo była śnieżnobiała.
Zabito ją za to że mogła, nie za to co zrobiła. Smutne to.
Jeżdżę tamtenty z psem nad jezioro, widziałem pola na których zginęła. Nie pchała się tutaj. Człowiek ją przywiózł i człowiek ją zabił.
Cdn. Marek Mańkowski

 

Na zdjęciach Szeryf

Marcin i Marek Mańkowscy z Szeryfem

Kalif syn Szeryfa
 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: