W poprzek Kanady - 6
Z daleka od szosy (256)
Po krótkim niedzielnym odpoczynku, w poniedzialek 28 lutego 2000 roku oddałem Ford Explorer do wypożyczalni AVIS, jeden z kolegów odebrał mnie i pojechaliśmy do firmy. Przygotowania ekwipunku na następną wyprawę, tym razem na zachód zajmowały sporo czasu. Ok. godz. 13 przyszła wiadomość, że w Villeroy nie można otworzyć drzwi do jednego z unitów a jeden z klientów, NTNT chce instalować swoje urządzenia. Nie wyglądało to dobrze. Projekt dopiero zaczynał pracować a tu od razu problem z tak prostą sprawą jak dostęp. Zwłaszcza w początkowym stadium projektu kontrakt może zostać zerwany i setki milionów dolarów iwestycji mogą przepaść bezpowrotnie. To ja zakładałem system w Villeroy parę dni temu. Wtedy wszystko działało ale coś musiało się wydarzyć. Pół godz. później, o 13:30 byłem już w samochodzie firmy (VW Golf), zaopatrzony w laptop i narzedzia gnałem znowu autostradą 401 na wschód mając do przejechania prawie 800 km. Przejazd przez Montreal w godzinach szczytu zawsze zajmuje sporo czasu. Na miejscu byłem o godz 22:00. Mała wioska już była uśpiona, dookoła śnieg i cisza. Wziąłem sie za robotę. Sprawdziłem każdy przewód, każde połączenie, nie było żadnego błędu. Zrobiłem downloading z laptopu do komputera podstacji. Srawdziłem zamki. Działają, musiał być jakiś błąd w programie komputera. Jest godz 12 w nocy, wracam do domu. Nie przepadam za jazdą w nocy, ale przynajmniej nie ma dużego ruchu. Ten mały samochodzik którym jadę potrafi być szybki. W Mississauga jestem już o 6:30 rano. Komu się chce policzyć zorientuje się, że przejechanie 800 km w 6.5 godz. daje całkiem niezłą średnią prędkość. To było ryzyko, ale czekał nas wyjazd na zachód i przygotowania do niego. Założyłem, że gdy zobaczę z tyłu zbliżające się światła to może to być tylko policja. I rzeczywiście, już w Ontario, jeszcze przed Kingston ujrzałem w lusterku wstecznym światła. Kto mógł jechać szybciej? Zjąłem nogę z gazu, nie ruszałem hamulca by nie było widać świateł stopu. Radar działał w tamtych latach najwyżej na 150 – 200 metrów. Zanim światła doszły na tę odległość prędkość zmniejszyła się do ok. 110 km/godz. Wyprzedzający mnie samochód to policyjny radiowóz. Miałem szczęście. Jego tylne światła zniknęły szybko w oddali. Jeszcze przez 10 -15 minut utrzymywałem szybkość 110 km/godz. Całe szczęście. W cieniu jednego z wiaduktów zauważyłem stojący bez świateł radiowóz. Czekał tam na mnie. Wiedział że szybko jechałem ale nie miał dowodu na radarze. Myślał, że mnie złapie tym razem. Po paru kilometrach wróciłem do szybkiej jazdy i już bez przygód dotarłem do domu. Przespałem się trochę i o 13:30 byłem już w firmie, pakując się na następny wyjazd, tym razem na długo oczekiwany Zachód.
2 marca 2000 roku nadszedł wreszcie dzień wyjazdu na zachód. Najdalej gdzie byłem do tej pory w kierunku zachodnim to Thunder Bay, 1400 km. Teraz miałem dojechać aż do Edmonton i zobaczyć wreszcie prerie, o których tyle czytałem w dzieciństwie, a o których tutaj mówiono mi, że są po prostu nudne. Nudne czy nie, chciałem to sam sprawdzić. Do tego jeszcze Edmonton z jego sławnym centrum handlowym. Potem miały jeszcze dojść Góry Skaliste, ale jeszcze nie tym razem. Tego ranka o 6:30 byłem już w firmie pakując wynajętego Forda Explorer. Kable, zamki, komputery stacyjne, narzędzia w tym siekiera, łopata, lina, karabin. Część trasy wiodła przez daleką północ Ontario i podstacje znajdowały się na bezludziu w puszczy. Walery zdrętwiał gdy zobaczył pokrowiec karabinu. ”Dlaczego to bierzesz?”- zapytał. „Bo obiecałem Twojej żonie że wrócisz cały i zdrowy, a siebie też całkiem lubię żywego”- odpowiedziałem. Mój „Project Manager” Kevin też nie był bardzo szczęśliwy , że zabieram ze sobą broń, ale ja spędziłem na wyprawach na północy zbyt wiele czasu, by się przejmować tym co oni myślą. W dalszym przebiegu zdarzeń okazało się, że miałem rację. O 11:00 przed południem wyruszyliśmy z Walerym w drogę. Pierwszy przystanek w Sault Ste. Marie, 700 km od Mississauga. Drogę do Sudbury znają prawie wszyscy mieszkający w Ontario. No, przynajmniej ci, którzy lubią jeździć na północ na wypoczynek. To trasa letnich wyjazdów nad Georgian Bay, do Perry Sound czy nad French River. Ładna trasa, z drogą przecinającą skały i głazy, jakby ktoś ciął je nożem. Zawsze gdy jadę tą drogą, myślę czasach z końca XIX i początku XX wieku gdy pierwsi pionierzy przemierzali te ziemie wozami nie mając asfaltowych szos. Jeśli ktoś z was był w kanadyjskiej puszczy północnego Ontario i przemierzał na piechotę bezdroża, wie o czym mówię. Wielkie omszałe głazy, strome uskoki, bobrowe rozlewiska i bagna. Tak łatwo jest tam zabłądzić, znaleźć się w sytuacji bez wyjścia.
Cdn.
Marek Mańkowski
Comment (0)