•   Wednesday, 08 May, 2024
  • Contact

Do Kanady - 22

Z daleka od szosy (174)

Drewna opałowego na zimę 1985/86 miałem tyle, że ułożenie go przy ścianie domu pod oknami powodowało iż mogłem sięgać po nie przez okno, bez wychodzenia z domu. Drewno było bukowe i dawało wspaniałe ciepło. Oczywiście byłem zły, że jakiś urzędas komuny nie chciał mi dać węgla, więc pojechałem do gminy w czasie, gdy miała być dostawa, by kupić ten węgiel bez przydziału. W tamtych czasach można było „załatwić” wszystko. Czekając na dostawę kolejową poszedłem do gminnego baru. Tam było więcej czekających gospodarzy i już dobrych kilka butelek Vistuli, nowej taniej gorzałki było na stołach prawie opróżnionych. Dosiadłem się do kolegi, gospodarza z Worlin, od którego kupowałem wcześniej jagnięta na mięso i raz wygrałem dwa z nich o czym pisałem wcześniej. Nie pamiętam jak się nazywał, to przecież było 38 lat temu. Miał regularne gospodarstwo rolne. Siał żyto, sadził kartofle i hodował owce. Z tego, co wiem to największe dochody miał z odszkodowań za szkody, jakie wyrządziły dziki w jego kartofliskach, na których nigdy nie posadził jednego ziemniaka. Nie wiem jak to robił, nie tylko zresztą on i nie bardzo mnie to interesowało. Ziemniaków przecież nie sadziliśmy i nasze wiadomości o gospodarce rolniczej były bardzo ograniczone. To żebym nie zajmował się produkcją rolniczą potwierdziło się, gdy jednego razu chciałem posadzić ogórki. Kupiłem nasiona, wybrałem kawałek ziemi na „ogródek”, patykiem zrobiłem głębokie na 30 cm dziurki w ziemi i tam wsypałem po kilka nasion. Jakim cudem wyrosły z tej głębokości było nieodgadnioną tajemnicą. Przetrwały jednak tylko trzy roślinki, bo resztę moja małżonka wyrwała jako chwasty. Tak więc czekałem razem z gminnymi rolnikami w wiejskiej knajpie na gwizd pociągu przywożącego wagony węgla. Nie doczekaliśmy się, widocznie bardziej były potrzebne w ZSRR, a może cała gmina nie była na wyborach, i została ukarana. Nie wiem, bo Vistula weszła już dobrze w głowy i nadszedł czas by pojechać do domu. Jakimś cudem pamiętałem, że mam odwieźć żonę do dentysty do pobliskiego Biesala. Gdy doj-e-chałem do domu, stwierdziłem, że nie nadaję się do prowadzenia samochodu i powiedziałem Małgorzacie że sama musi kierować, a ja siądę z boku. Pojechaliśmy, chociaż po jej wypadku, który wcześniej opisywałem nie czuła się bardzo szczęśliwa z tego powodu. Siedzę, więc sobie w „maluchu” (Fiat 126p) i czekam na nią aż wyjdzie od tego dentysty. Świat mi się kołysze coraz bardziej i drzewa zdecydowanie przestały rosnąć prosto w górę, gdy nagle przypomniałem sobie, że to ja miałem dzisiaj odebrać dzieci ze szkoły. Tych dzieci była trójka: mój syn Marcin i Basia i Agnieszka Marka (Czarnego). Nie wile myśląc, a raczej chyba wcale, przesiadłem się za kierownicę, pojechałem dwadzieścia kilometrów do Łukty bardzo wąską szosą, odebrałem dzieciaki ze szkoły, zawiozłem je do domu, i wróciłem do dentysty do Biesala. Gdy Małgorzata wyszła z gabinetu pięć minut później, ja już znowu siedziałem na siedzeniu pasażera, jakbym się nigdy stamtąd nie ruszał. To nie było mądre co zrobiłem, wiem i pewnie dlatego nigdy nie powiedziałem o tym żonie. Dzieciaki też nic, prawdopodobnie dlatego że nie zauważyły różnicy. Ta wyprawa po węgiel zemściła się na mnie w inny sposób. Nigdy, ani przedtem, ani potem nie miałem tak monumentalnego kaca jak po tej Vistuli. Do tego stopnia, że nigdy już nie wziąłem Vistuli do ust, nawet, jeśli była to jedyna dostępna gorzałka. Nie, nie byłem zwyczajnym pijakiem, czy alkoholikiem, jak można by wywnioskować z mojej opowieści. Najczęściej na party wypijałem dwa trzy kieliszki i nie piłem więcej. Nie dlatego, że się hamowałem, po prostu nie miałam ochoty. Często powodowało to niesnaski wśród moich znajomych, bo przecież „zwyczaj” nakazywał pić z innymi i formuła: „Co? Ze mną się nie napijesz?” była w pełnym rozkwicie. Ja jednak trwałem przy swoim i jak nie miałem ochoty to nie piłem więcej i już. W czasach, gdy alkohol był na kartki zawsze mi zostawał przydział i wielu znajomych twierdziło, że marnuję alkohol, a ja go po prostu nie chciałem. Jednak dwa, trzy razy w roku zdarzało się, że potrafiłem wypić naprawdę dużo, co przy mojej wadze 110 kilogramów nie było trudne. Jedną z takich okazji była nasza z Czarnym tradycja noworoczna, powstała już na Łopkajnach.
Cdn Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: