Liga Święta 1684
WW Historia
W swoich historycznych szkicach wracam często do wiedeńskiej wiktorii, ostatniego triumfu oręża Rzeczpospolitej przedrozbiorowej. Tak się składa, iż okres ten, przejścia Rzeczpospolitej z grona europejskich potęg do roli przedmiotu międzynarodowych targów, zakończony likwidacją państwa, zdaje się być pełen analogii do czasów współczesnych. Historia stawia przed narodami i państwami, przed ich elitami wielkie wywania. Zdolność do ich rozpoznania i stawienia im czoła wyróżnia narody poważne od klientelnych.
Rosyjska agresja oraz zmiany wywoływanie wojną kulturową na Zachodzie stawiają Polskę i jej rzeczywiste, polityczne elity wobec trudnych wyborów. Rzut oka w przeszłość, zrozumienie mniej lub bardziej widocznych analogii, stałych trendów polityki mocarstw europejskich, może wspomóc nas, wyborców, w udzieleniu im wsparcia bądź wymuszenia korekt obranego kursu. Tylko i aż tyle.
Liga Święta 1684
„W ten sposób Sobieski był spętany tragiczną potrzebą, by wywalczyć dla siebie pełną władzę królewską, zaś dla swego kraju i swojego narodu pełną wolność tak wewnątrz, jak i na zewnątrz, sprzeciwiając się głupocie i małoduszności swoich polskich wrogów, egoizmowi i fałszywie pojmowanej demokracji; musiał tego dokonywać zwłaszcza na obcych polach bitewnych, dzięki militarnym i politycznym tryumfom, które godne byłyby tych spod Chocimia i Kahlenbergu.“
Otto Forst de Battaglia, biograf Sobieskiego, austriacko-polski historyk
Z okazji przypadającej 12 września 340. rocznicy Bitwy pod Wiedniem popatrzymy na te elementy polityki zagranicznej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, prowadzonej przez króla Jana III, które często umykają uwadze przeciętnego odbiorcy historycznych opracowań. Są one jednak warte odnotowania, aby nie stracić z oczu wielkiej wagi tego wydarzenia w historii tak naszej, jak i całej Europy. A takie próby minimalizowania znaczenia samej odsieczy, jak i propagowanie wręcz całościowo negatywnej oceny polityki zagranicznej Jana III Sobieskiego są ciągle obecne w naszej historiografii, a zwłaszcza publicystyce skierowanej do szerokiego kręgu odbiorców.
Zbyt rzadko mówimy o kontekście wielkiej polityki europejskiej, kiedy oceniamy czasy Króla Jana III. Tymczasem w okresie szesnastu lat po Wiedeńskiej Wiktorii, Polska stała się częścią potężnego sojuszu, którego ostrze skierowane było przeciwko ogromnemu zagrożeniu zarówno interesów samej Rzeczpospolitej, jak i reszty kontynentu.
Imperium Osmańskie w roku 1683. zmobilizowało się do ogromnego wysiłku, wiedzione ekspansywnym programem, zakrojo- nym na wielką skalę. Tureckie ambicje na kontynencie nie miały jakichś naturalnych granic. O tym, jak daleko posuną się osmańskie zastępy, decydowały kolejne starcia bitewne. Poetyckie określenie zadania posta- wionego przed armią Kary Mustafy – aby sułtańskie konie pasły się w świątyniach Rzymu – dosyć dobrze oddaje nastrój towarzyszący kampanii z początków roku 1683. Zdobycie Wiednia otworzyłoby drogę do Italii. Klęska odsuwała Turcję od środka kontynentu, ale nadal pozostawała ona potęgą, w konfrontacji z którą jej sąsiedzi byli poważnie zagrożeni. Armie tureckie zostały rozbite pod Wiedniem, ale nadal zdolne były zadawać klęski tak Austriakom, jak Rosjanom czy ekspedycjom Rzeczpospolitej. Kontrolowane przez Turków twierdze, jak ta w Kamieńcu Podolskim szachowały rywali.
Sojusz Rzeczpospolitej z Cesarstwem, zawarty pod auspicjami papieża Innocentego XI-go (31 marca 1683) oraz wynikająca z niego odsiecz wiedeńska nie były działaniami przypadkowymi, lecz realizacją odważnej koncepcji politycznej Jana III. Reorientował on swoje zainteresowania z Bałtyku na Morze Czarne. Osią tej nowej polityki była próba ekspansji w kierunku Mołdawii i Wołoszczyzny, aby wyrwać je spod kontroli Porty i poddać wpływom polskim. Dla Rzeczpospolitej ten kierunek ekspansji oferował nadzieję na odzyskanie utraconego Podola i części Ukrainy, oraz zabezpieczenie południowo-wschodnich rubieży.
Nie mniej ważna była też okoliczność, iż w razie sukcesu Jan III Sobieski mógł liczyć na osadzenie swego syna, Jakuba, jako hospodara na mołdawskim tronie, co dawałoby mu poważny atut w staraniach o elekcyjną koronę po ojcu. Trudno się dziwić 54-letniemu monarsze, iż myślał o stworzeniu dynastii. Mimo konstytucyjnej elekcyjności tronu, praktyka dokonywania obioru w ramach tej samej linii władców nie była szlachcie polskiej obca. Po Jagiellonach i Wazach – mogliby nastąpić Sobiescy. Myśl nęcąca, a od strony politycznej, służąca dobru państwa, stabilizująca bowiem władzę wykonawczą. Pomysł ten zaakceptuje szlachta za Sasów.
Rodzina Sobieskich miała jednakże w swojej polityce dynastycznej rywali zarówno wewnątrz kraju, jak i na obcych dworach, gdzie starano się o odpowiednią małżonkę dla królewicza. Koligacje rodów panujących w owym czasie były częścią sztuki rządzenia państwami. Afront uczyniony królewiczowi Jakubowi przez samego cesarza Leopolda odebrano jako demonstracyjne odrzucenie jego prób znalezienia małżonki krwi cesarskiej lub królewskiej. Wewnętrzna rywalizacja i niechęć do wywyższenia się jednego rodu ponad pozostałe dwory magnackie leżała zaś zapewne u podstaw dziwnej opieszałości hetmana wielkiego litewskiego Sapiechy, który “nie zdążył” z litewskim kontyngentem do Krakowa, na miejsce mobilizacji wojsk ruszających pod Wiedeń.
Salwator Wiednia
Na fali wiedeńskiego sukcesu Jan III Sobieski stał się pożądanym partnerem europejskich potęg. W Linzu, 5 marca 1684-go roku doszło - w oparciu o dotychczasowy sojusz z Cesarstwem - do odtworzenia Ligi Świętej. Weszły w jej skład naturalnie Państwo Kościelne oraz Republika Wenecka, której interesom handlowym turecka dominacja we wschodniej części Morza Śródziemnego mocno wadziła. Polski król stawał się teraz partnerem papieża, cesarza i weneckich dożów.
W polskiej historiografii temat powstania oraz funkcjonowania tego aliansu jest traktowany marginalnie. Widzi się w nim anachroniczny przykład kosztownych mrzonek papieży, którzy chcieli odbudować jedność chrześcijańskiej Europy.
Tymczasem był to bardzo ważny i skuteczny układ polityczny, zabezpieczający Europę przed turecką ekspansją, który doda- tkowo znakomicie uzupełniał oraz wspomagał plany polityczne Rzeczpospolitej, stawiając ją w rzędzie partnerów najważniej- szych sił kształtujących politykę tej części kontynentu.
Moskiewski partner
Zasługą dalekosiężnej polityki Sobieskiego na kierunku mołdawskim, często pomijaną, lub traktowaną jako osobny temat, była normalizacja stosunków z Rosją. W roku 1686 Rzeczpospolita sfinalizowała układ pokojowy, znany jako Traktat Grzymułtowskiego. Król podobno ronił łzy nad ostateczną stratą ziem Ukrainnych, lecz pragmatyzm podpowiadał mu, iż na lepsze warunki w relacjach z rosnącym w siłę Carstwem Moskiewskim nie można było liczyć. Zawarty traktat ustalał ostatecznie przebieg granicy ze wschodnim sąsiadem, która to granica przetrwała na swym południowym odcinku aż do 2-go rozbioru, w roku 1793-im. Efektem zaś zawartego porozumienia polsko-rosyjskiego było wejście Moskwy w umowę z Ligą Świętą, kończąc formowanie potężnej osi: Wiednia, Krakowa, Moskwy i Rzymu.
Z perspektywy późniejszych wypadków wydawać się może, iż szukaliśmy zabezpieczenia żywotnych interesów Rzeczpospolitej w aliansach z akurat tymi sąsiadami, którzy nas w końcu rozdarli. Lecz u schyłku wieku XVII-go trudno było ewentualne obawy przed taką konfiguracją przedkładać nad bieżące potrzeby. Głównym zagrożeniem była wówczas Turcja, która od roku 1672 okupowała ważne strategicznie polskie ziemie, a dążyła wręcz do uczynienia z nas swoistego protektoratu. Mając zaś za sobą Cesarstwo i Papiestwo, nasza pozycja wobec Moskwy wyglądała całkiem dobrze.
Kampanie mołdawskie
Oczywiście, kluczem do powodzenia królewskich planów było zdobycie Mołdawii. I na tym terenie skoncentrował się wysiłek wojenny Rzeczpospolitej przez następne kilka lat. Niestety, kolejne wyprawy, organizowane ogromnym wysiłkiem nie odnosiły skutku, a czasem wręcz ocierały się o całkowitą klęskę, jak choćby w roku 1685-tym pod Bojanowem, gdzie od utraty 14 tysięcy wojska uratowała nas przytomność umysłu jednego z najzdolniejszych hetmanów, Stanisława Jabłonowskiego. Wyczekiwanego sukcesu w Mołdawii nigdy nie odnieśliśmy. Ale tego już samemu Sobieskiemu zarzucić nie można. Nie był to okres gnuśności naszej polityki. Wizja i wysiłek w celu jej realizacji znamionowały polityczną ambicję i rozmach godny największych mężów stanu ówczesnej Europy. Sama zaś Liga Święta służyła dobrze interesom swych uczestników, Habsburgowie skutecznie odwojowywali od Turków ziemie węgierskie i penetrowali Bałkany.
Efektem wojen tureckich z lat 1683-1699 był ostatecznie Pokój w Karłowicach, zawarty już po śmierci Sobieskiego (1699). Na jego mocy Turcja traciła podstawy swej europejskiej dominacji. Habsburgowie obejmowali Węgry, Wenecja - Dalmację i Peloponez, Rosja brała twierdzę w Azowie. Jedynie Polska nie zyskiwała teoretycznie nic, odzyskała jednakże prawobrzeżną Ukrainę oraz Podole z Kamieńcem, choć przekazana twierdza została zniszczona. Cel minimum polskiej polityki można więc uznać za zrealizowany.
W. Werner-Wojnarowicz
Comment (0)