Pogrążymy hejtem
Świat, w Którym Żyjemy
Jeżeli obywatele zgłaszają nieprawidłowości w komisjach wyborczych, to rolą instytucji państwa jest ich skrupulatne wyjaśnienie. Polacy muszą mieć gwarancję, że każdy głos jest ważny i właściwie policzony – jednak tezy o sfałszowaniu wyborów są nieuzasadnione i nikt odpowiedzialny ich nie podnosi. Wszczynanie politycznej wojny w tym temacie osłabia Polskę.
Wicepremier Wł. Kosiniak-Kamysz,
X, 9.06.2025
Karol Nawrocki wygrał i co do tego nie ma wątpliwości. Skala nieprawidłowości czy błędów zawinionych, to oczywiście trzeba rozliczyć, ona jest na tyle mała, że w żaden sposób nie może się przełożyć na zmianę wyniku wyborów, ale Donald Tusk słusznie tonuje te emocje, dlatego że ma w swoich szeregach trolli internetowych jak np. Roman Giertych, którzy zupełnie niepotrzebnie te emocje podsycają.
Aleksandra Sobczak,
wice-redaktor naczelna „Gazety Wyborczej”,
TVN24, 9.06.2025
Niczego się nie nauczyli, niczego nie zrozumieli.
Charles Maurice de Talleyrand-Périgord
Zajmowanie się Lewandowskim, gdy po 8 dniach nie wiemy, kto wygrał w Polsce wybory prezydenckie jest absurdem i jest dowodem dość skrajnego zidiocenia.
red. Tomasz Lis,
Platforma X, 9.06.2025
Jest dokładnie odwrotnie. Jak ktoś nie zajmuje się Lewandowskim, bo ciągle nie wie, kto wygrał wybory to jest skrajnym idiotą.
odp. Krzysztof Stanowski, X, 9.06.2025
Niestety, od listopada 2024, kiedy Tomasz Lis zaskakująco trafnie diagnozował zagrożenia dla kandydata PO/KO w formie propagandy nienawiści wobec wyborców Karola N., on sam stoczył się do poziomu SokuzBuraka, co zauważył choćby red. Mazurek.
***
Mapa Polski (gminnej) daje faktyczny obraz poparcia.
Dowodem politycznej (i intelektualnej) ślepoty obrażonych na ten „gorszy elektorat" jest ignorancja w podstawowej kwestii, jak i kto głosował. Lansuje się fałszywe podziały.
Jakże często słychać (żeby było, śmieszniej - od 60-letnich aktywistów ‚Rafała”), iż ci pisowcy, te mohery muszą i już niedługo, wymrą! I że to ten zacofany „wschód” blokuje liberalny marsz Polski na Zachód EUropy. Tymczasem profil demograficzny ele- ktoratu mówi jasno, iż w gminach, w całej Polsce, dominował właśnie Nawrocki. Zaś pokolenie POPiSu, owego styropianu, nadal debatujące o wyższości Mazowieckiego nad Wałęsą, zapatrzone w „młodych” celebrytów typu Lisa cy Wojewódzkiego, nie rozumie tego, iż to ich świat minął bezpowrotnie. Nikt z wyborców Mentzena czy Zandberga nawet nie słucha debat w TVN. Idą młodzi, bardzo młodzi, a wyborcy w przedziale wieku do lat 29 „dziadersów” wyrzucili na śmietnik! Już dziś!
Owszem, są politycy, którzy coś rozumieją. Jak mi mówił pewien senator, problemem PO jest bycie w koalicji z partiami, które nie istnieją. Piszący uważa, iż problemem jest jednak zabetonowane na nienawiści szefostwo duopolu POPiS. I szmaciane, zawsze służalcze media. Pierwsza runda wyborów prezydenckich to pokazała otwarcie, druga potwierdziła. Eksplozja wściekłości Michała Kamińskiego na Tuska nie była przypadkowa, bo Kamiński widzi już biblijne ‚pismo na ścianie’. Ale co z tego?!
***
Poniżej fragmenty tekstu swoistego post-mortem kampanii Rafała Trzaskowskiego, autorstwa Pani profesor socjologii, Karoliny Wigury, jaki ukazał się na portalu I.pl.
Z jednej strony, widać zrozumienie problemu braku wizji i fałszywej narracji kandydata. Z drugiej, brniemy w liberalną narrację. Dla prof. Wigury postulaty prezydenta-elekta, K. Nawrockiego, preferowanie w relacjach międzynarodowych: - suwerenności Państwa, bezpieczeństwa imigracyjnego czy odrzucenie Zielonego Ładu, choć same w sobie zrozumiałe i czytelne - to coś dla EUroliberalnej formacji umysłowej nie do zaakceptowania.
W. Werner-Wojnarowicz
Prof. Karolina Wigura: w tej kampanii trzeba było grać na wielu instrumentach.
Kiedy słuchało się Karola Nawrockiego, można było przynajmniej wiedzieć, jaka jest jego wizja Polski. Tego właśnie zabrakło po stronie Rafała Trzaskowskiego.
Prof. Karolina Wigura, socjolożka
z Uniwersytetu Warszawskiego.
A. Cz.: - Dzień po wyborach prezydenckich napisała Pani w mediach społecznościowych, że w obozie liberalnym zacznie się teraz okres gorzkich rozliczeń: za 18 miesięcy rządów, za błędy kampanii, za odcięcie się od dawnych sojuszników. Co się stało? Dlaczego Rafał Trzaskowski przegrał wybory?
Bardzo dużo się stało i trudno to w jednej odpowiedzi podsumować, ale spróbuję prosto i zwięźle, w trzech punktach. Po pierwsze, co, moim zdaniem, nie zostało wystarczająco docenione, niewystarczająco dostrzeżone i uwzględnione, to że te wybory były w istocie plebiscytem popularności rządu Donalda Tuska. Tak zresztą często bywa w polskich wyborach nie parlamentarnych, ale na przykład w wyborach europejskich – stają się one plebiscytem oceniającym aktualny rząd. Tak było i tym razem. I ten plebiscyt wypadł niezbyt dobrze. Mamy za sobą 18 miesięcy rządów Donalda Tuska. Składano w tym czasie wielkie obietnice: rozliczeń populistów, powrotu do rządów prawa, przywrócenia praw grup mniejszościowych, zwłaszcza kobiet. Oczywiście, można powiedzieć: cóż, prezydent cały czas miał prawo weta, które mocno temu rządowi utrudniało działanie. Ale obywatele i obywatelki, jak przypuszczam, są jednak sfrustrowani tym, że nawet tych ustaw przez parlament nie przeszło zbyt wiele. To nie było tak, że rząd bardzo intensywnie próbował i zasypywał prezydenta Dudę kolejnymi ustawami, które on wciąż wetował. Tak naprawdę na jego biurko trafiło zaledwie kilka ustaw. Nie było więc widać wielkiego poruszenia.
Prezydent Duda był dla rządu wygodną wymówką?
Może odpowiem tak: można było zacząć myśleć, że to jest wymówka. Jeśli chodzi o aborcję, to wie pani równie dobrze jak ja, że koalicja nie była w stanie porozumieć się wewnętrznie. To nie było tak, że koalicja opracowała projekt nowej ustawy aborcyjnej, a potem ten projekt został odrzucony przez prezydenta Andrzeja Dudę. Po prostu koalicja nie była w stanie doprowadzić tej sprawy do ładu. I mamy tego efekt. To pierwsza kwestia. Druga to sam kandydat, Rafał Trzaskowski. Osoba dobrze znana polskim wyborcom i wyborczyniom, samookreślająca się wielokrotnie jako lewicowo-liberalna. To prezydent liberalny, prezydent dużego miasta, który chodził w Paradach Równości, który wielokrotnie podkreślał, że jego stosunek do uchodźców jest bardzo empatyczny. I potem ten kandydat wykonał w czasie kampanii wyborczej zwrot w prawo. Ten zwrot został, po pierwsze, odebrany negatywnie, no bo jak to: przez lata bronimy praw społeczności LGBT, a teraz chowamy flagę pod stół? Jak to: najpierw bronimy uchodźców, a potem mówimy, że najlepsza z grup migracyjnych, jaka nam się trafiła w ostatnich latach, czyli Ukraińcy, to nie wiadomo, czy oni porządnie pracują i czy należy im się 800 plus? To zostało źle odebrane, jako niejasne i niewiarygodne. I trzecia sprawa, która Platformie Obywatelskiej, szczególnie pod koniec kampanii, bardzo zaszkodziła: to koncentracja na osobie oponenta, na jego skandalach. Do tego stopnia, że można było odnieść wrażenie, iż cała kampania przypominała tę amerykańską, kiedy to więcej mówiono o tym, czy imigranci jedzą psy i koty, niż o tym, jaką Amerykę chciałaby zbudować Kamala Harris. Nastąpiło więc powtórzenie błędów amerykańskich demokratów. I to są, w moim przekonaniu, trzy najważniejsze przyczyny. (…)
Co według Pani będzie teraz najbardziej bolesnym punktem powyborczych rozliczeń.
Najbardziej bolesnym punktem, jak sądzę, będzie popadanie w stare polskie nawyki. A wiadomo, jakie to są nawyki. Po pierwsze: wskazywanie winnych. Najlepiej, żeby była to jakaś jednostka albo niewielka grupa, na którą można pokazać palcem i na tym zakończyć proces myślenia. Po drugie, będą się pojawiały na wszelkie sposoby próby obrażania wyborców Karola Nawrockiego. A warto pamiętać, że jeśli mówimy o dynamice demokracji, to prawdziwy demokrata, nawet jeśli nie podoba mu się jakiś polityk, nawet jeśli uważa, że ten polityk jest nieuczciwy, skorumpowany, a może i gorzej, i nawet jeśli ma na to dowody, to prawdziwy demokrata zawsze uważa, że wyborców można jeszcze przekonać. A skoro można ich przekonać, to trzeba ich szanować. I bardzo się obawiam, że w tej sytuacji skończymy na mówieniu, że wyborcy Karola Nawrockiego to ciemnota, że to faszyści i tak dalej. To, czego bym sobie życzyła, to żebyśmy wszyscy razem najpierw się zastanowili: skąd ten wynik? Skąd tak niewielka różnica? W czym, mimo wszystko, jesteśmy do siebie podobni? I wreszcie — żebyśmy zastanowili się, jak zmienia się nasza demokracja. Bo ona zmienia się bardzo głęboko pod wpływem mediów społecznościowych. I Polska jest tego świetnym dowodem.
Widzi Pani po tej porażce w obozie demokratycznym gotowość do jakiejś autentycznej refleksji? Co według Pani powinno się teraz wydarzyć po tej stronie sceny politycznej?
Są tacy, którzy są gotowi do refleksji, i są tacy, którzy nie są i to bardzo wyraźnie widać w dzisiejszych powyborczych komentarzach, zarówno w mediach tradycyjnych, jak i w mediach społecznościowych. Ja, jako osoba o przekonaniach liberalnych, bardzo bym sobie życzyła, żeby obecna koalicja rządząca zrozumiała, że są pewne środowiska, bardzo szeroko rozumiane, liberalne i lewicowe, które pozwoliły jej osiągnąć wynik w 2023 roku, a ten wynik z kolei umożliwił zbudowanie dzisiejszej koalicji. I że te środowiska bardzo często czują się teraz odcięte. Było za mało dialogu z nimi. I może właśnie nadszedł czas, żeby zacząć rozmawiać.
Autor tekstu: Anita Czupryn,
www.i.pl, 7 czerwca 2025,
Comment (0)