Zwietrzały dynamit

Anty-Trumpowski prawnik ujawnia prawdziwe motywy w sprawie Mar-a-Lago

Z żalem i pewnym niepokojem podchodzę do kwestii prawnych dyskutowanych z kimś, kogo lubię i szanuję tak jak Andy’ego McCarthy, wybitnego komentatora spraw prawnych i współpracownika wielu publikacji, stron internetowych i programów telewizyj- nych. Ale podobnie jak wielu innych inteligentnych i towarzyskich ludzi, których znam, niestety nie jest on w stanie mówić ani pisać racjonalnie o Donaldzie Trumpie.

McCarthy ma szczególnie zgubny wpływ na dyskusję o sprawach związanych z Trumpem, ponieważ w naturalny sposób wnosi do niej powagę swojej wiedzy prawnej i pozornie autorytatywnej artykulacji. Ale to ten sam McCarthy, który napisał do mnie pięć lat temu, że zagłębił się w wiele poufnych materiałów i doszedł do wniosku, że Trump jest winny poważnych wykroczeń w stosunkach z Rosjanami.

I podobnie jak w przypadku innych inteligentnych i skądinąd sympatycznych ludzi, po części napędzanych prawie codziennie niemal patologiczną nienawiścią do byłego prezydenta, kiedy rosyjski argument wyparował bez śladu, nie nastąpił ani jeden moment wyrzutów sumienia, zakłopotanie, ani nawet niewyobrażalne przyznanie się do błędu. Szybko zbliżaliśmy się do następnego wyzwania Trumpowskich zniewag i przestępstw.

Na stronie internetowej National Review 24 września McCarthy wystrzelił najbardziej nierygorystyczną i nieprecyzyjnie wyreżyserowaną publicystykę, jaką widziałem popełnioną przez niego na ten temat. Napisał, że Trump był oczywiście winny przestępstwa z oskarżenia publicznego, dotyczącej kontrowersyjnego dokumentu, które doprowadziło do splądrowania przez FBI jego domu w Palm Beach. Nie sprecyzowano dokładnie, jakie przestępstwo popełnił, ale wydawało się, że było to umyślne niezastosowanie się do wezwania do przedstawienia pewnych dokumentów, które niesłusznie usunięto. Były prezydent rzekomo próbował oczyścić się z tego zarzutu przez obronę - przypisywaną mu przez McCarthy'ego - że konkretny dokument został odtajniony, ponieważ sobie tego życzył i zgodnie z doktryną automatycznego odtajniania pewnych spraw, którą ogłosił wśród swoich pracowników, ale których członkowie personelu byli, według McCarthy, nieświadomi.

W rzeczywistości, jak McCarthy wie, odtajnienie nie jest tak naprawdę istotne w jakiejkolwiek sprawie, którą Departament Sprawiedliwości może sądzić, że ma.

Sformułowanie tej sprawy przeciwko byłemu prezydentowi samo w sobie jest sprowadzeniem tematu do absurdu. Poza mediami nienawidzącymi Trumpa nie było żadnych sugestii, że były prezydent nieostrożnie obchodził się z wysoce poufnymi materiałami, które mogłyby wpłynąć na bezpieczeństwo narodowe USA, a opublikowane przez Departament Sprawiedliwości fotografie szeregu dokumentów oznaczonych jako tajne, na dywanie w domu byłego prezydenta, tak jakby sam zostawił je w tym miejscu - wskazuje na desperację Departamentu Sprawiedliwości, by wysmażyć jakieś wiarygodne oskarżenie z tego nonsensu, który sam wzniecił.

Odchodzący prezydent może robić kopie wszystkiego, co chce, ponieważ znajdowały się one pod jego pieczą w charakterze urzędowym; ma nieograniczone poświadczenie bezpieczeństwa i może odtajnić, wyraźnie lub w inny sposób, wszystko, co posiada, gdy jest prezydentem. Skomplikowany i nieco pedantyczny atak McCarthy'ego na kilka argumentów adwokatów byłego prezydenta sam w sobie nie zbliża się nawet do niezbędnego progu wskazującego, że popełniono przestępstwo.

Fakt, że artykuł McCarthy'ego jest w gruncie rzeczy nonsensem, nie oznacza ani przez chwilę, że nie jest interesujący, użyteczny i aktualny. Wygłasza zwyczajowe, nienawidzące Trumpa twierdzenia ex cathedra o pustce argumentu Trumpa, że ​​wybory prezydenckie w 2020 roku zostały sfałszowane, i jak zwykle całkowicie unika głównych argumentów, które przemawiają za tą tezą.

Całkowicie ignoruje się niekonstytucyjność wielu metod głosowania i liczenia głosów, szczególnie w stanach decydujących: w Arizonie, Georgii, Michigan, Nevadzie, Pensylwanii i Wisconsin, które są podstawą argumentu „Big Steal”. Zamiast tego, pomimo godnej pochwały lojalności wobec swojego byłego szefa, Rudolpha Giulianiego, McCarthy zajmuje się wyśmiewaniem tego argumentu z uzasadnioną cierpkością - twier- dzenia Giulianiego nie były uzasadnione, a nawet gdyby były, to nie miały konsekwencji.

Jak wielu - w tym ja - napisało i powiedziało publicznie, Trump po raz kolejny ponosi winę za wiele z tych problemów. Prze- widywał i publicznie ostrzegał przed niebezpieczeństwami zbierania głosów, ale nie zrobił nic aby skutecznie temu zapobiec, spóźnił się z reakcją na nie i pozwolił, aby jego kontestacja wyborów została zabarwiona i zdyskredytowana przez McCarthy’ego i wielu innych zadeklarowanych wrogów Trumpa jako prawny show na zasadzie “trick-or-treat”.

Fakt, że wszystkie amerykańskie krajowe media polityczne spontanicznie złożyły hermetyczną przysięgę dochowania tajemnicy, wobec twierdzenia, że w 2020 roku odbyły się  bezsprzecznie uczciwe wybory prezydenckie, jest zdumiewającym i prawdopodobnie bezprecedensowym aktem masowego zaprzeczania oczywistości przez ogromną grupę dobrze poinformowanych ludzi, z których wielu jest obdarzonych moralnością charakteru i wysoką inteligencją; być może kiedyś zostanie to odpowiednio wyjaśnione.

Wszyscy wiedzą, że potencjalnie były miliony kart do głosowania, które nie zostały zweryfikowane jako autentycznie odzwierciedlające preferencje prawdziwego wyborcy. I wszyscy wiedzą, że sądownictwo wszystkich szczebli odmówiło rozpatrzenia choćby jednej sprawy, która mogłyby wpłynąć na wynik wyborów. Było ich 19, w tym bezpośredni pozew prokuratora generalnego Teksasu, do któtego dołączyło osiemnastu innych stanowych prokuratorów generalnych - przeciwko stanom, które rzekomo uchybiły ich konstytucyjnemu obowiązkowi zapewnienia, że ​​wybory krajowe zostały przeprowadzone uczciwie w ich stanie.

To, że McCarthy nie przedstawił żadnego prawdziwego argumentu obalającego zarzuty autentyczności wyniku wyborów prezydenckich w 2020 roku, jest bardzo wymowne.

Ale największą rewelacją w sposobie, w jaki McCarthy potraktował tę niedorzeczną pseudoprawną “gaskonadę”, jest jego pełne współczucia podsumowanie trudnej strategicznej i wykonawczej decyzji, którą muszą podjąć demokratyczni liderzy kampanii prezydenckiej w obliczu najbliższych wyborówprezydenckich.

Po pierwsze, ściganie Trumpa może znokautować go jako kandydata na prezydenta w 2024 roku gdyby został oskarżony, a czy jest on kandydatem, z którym Demokraci najbardziej chcieliby się zmierzyć?
A po drugie, jeśli tak, czy spowodowałoby to niewygodny nacisk na niekonsekwentne traktowanie Trumpa i Hillary Clinton, wobec której łagodzono zarzuty za rażące zniszczenie dowodów popełnienia przestępstwa, które McCarthy milcząco przyznaje, że było nieskończenie większym przestępstwem niż wszystko, co zrobił Trump?

McCarthy musi zdać sobie sprawę, że potwierdza to, co praktycznie każdy poważny obserwator od dawna dostrzega: że jest to prosta kwestia polityczna. Była to decyzja polityczna, aby zaatakować dom byłego pre- zydenta i jest to decyzja polityczna, czy postawić (prawdopodobnie fałszywe) oskarżenie. Przed podjęciem tej decyzji stratedzy Partii Demokratycznej przypuszczalnie zauważą, że wbrew temu, co pisze McCarthy, sprawa jest dziurawa jak ser szwajcarski, a  dalsze poddawanie jej procedurom może pozostawić politycznych menedżerów tej administracji w trudnej sytuacji. w stan niemal nieusuwalnej hańby. Przypuszczalnie ktoś mający władzę może nadal być skłonny do rozważania takich rozwiązań.

Cokolwiek zdecydują, nie powinni sobie wyobrażać, że jeśli Trump zdecyduje się ubiegać o reelekcję, rządowi będzie łatwo go pokonać, niezależnie od tego, czy jest oskarżony o aferę Keystone Kops w Mar-a-Lago, czy nie.

 Conrad Black
 Conrad Black od 40 lat jest jednym z najwybitniejszych kanadyjskich finansistów i jednym z wiodących wydawców gazet na świecie. Jest autorem autorytatywnych biografii Franklina D. Roosevelta i Richarda Nixona, a ostatnio „Donald J. Trump: Prezydent jak żaden inny”, która została ponownie opublikowana w zaktualizowanej formie. Śledź Conrada Blacka z Billem Bennettem i Victorem Davisem Hansonem w ich podkaście „Scholars and Sense”.

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: