Złowroga Doktryna Ograniczonej Suwerenności

WW Historia

"(...) państwo socjalistyczne, będące elementem systemu socjalistycznego nie może korzystać ze swej suwerenności w sposób sprzeczny z interesami światowego systemu komunistycznego".
„(...) osłabienie więzi wewnętrznej systemu socjalistycznego i jego poszczególnych elementów jest niebezpieczne i inne państwa socjalistyczne nie mogą na to patrzeć obojętnie".

           "Suwerenność i międzynarodowe     zobowiązania państw socjalistycznych"
Pravda, 25 sierpnia 1968

„Wspólnota socjalistyczna jako całość ma prawo do interwencji na terytorium każdego państwa członkowskiego bloku socjalistycznego w sytuacji, gdy wewnętrzne lub zewnętrzne siły, wrogie wobec socjalizmu, usiłują zakłócić rozwój tego kraju i przywrócić ustrój kapitalistyczny”.

Leonid Breżniew na V zjeździe PZPR,
listopad 1968

Pewnego sierpniowego dnia, 56 lat temu, stałem wpatrzony w długie kolumny czołgów, transporterów i wszelkiego innego żelastwa, jakie mijało naszą grupę turystów, skierowanych przez milicyjne patrole na pobocze szosy gdzieś pod Kudową. Jechali i jechali, choć wcale do nas, dzieciaków skaczących przy drodze, nie machali, jak to zwykle bywało, gdy się spotykało nasze wojsko jadące na ćwiczenia. Byli wtedy jacyś tacy dziwni, siedzieli na tych ciężarówkach skupieni, zacięci. Nie bardzo rozumiałem grobowe miny dorosłych, trzęsące się ręce Mamy podającej kolację z turystycznej kuchenki. Późną nocą usypiało mnie trzaskające charakterystycznym buczeniem samochodowe radio. Tamtej nocy wszyscy na polu namiotowym zdawali się słuchać tego samego, płynącego z oddali, zanikającego i powracającego, głosu. Zapadając w sen słyszałem o jakichś wydarzeniach w Pradze, o groźbie inwazji. Inwazji? Była noc z 20 na 21 sierpnia 1968 roku.

***
Inwazja Czechosłowacji "Operacja Dunaj", dokonana została z chirurgiczną precyzją. W Pradze zapanował spokój, przerywany od czasu do czasu salwami z moździerzy. Nie wybuchła żadna wojna, żadna zresztą nigdy nie groziła. Tak, wiele osób wtedy mogło się obawiać, czy się “coś” nie zacznie, no bo Amerykanie, i Zachód. Zawsze padało pytanie, co zrobią Amerykanie. Waszyngton się dowiedział, i operację "klepnął"; cóż mogłaby innego zrobić wobec sowieckiej operacji administracja Lyndona B. Johnsona, umoczona po uszy w Wietnamie.

Inwazja “sojuszniczych armii państw-stron Układu Warszawskiego” zakończyła jedyny w swoim rodzaju eksperyment nadawnia “ludzkiej twarzy” realnemu socjalizmowi. Po wielu latach, już na kanadyjskim uniwersytecie, mogłem zorientować się, jak zafascynowani byli tą próbą realizacji marksistowskich ideii w ‘ludzki sposób’ nie tylko zachodni komuniści, lecz także tłumy intelektualistów, owych “użytecznych idiotów” jak ich potem nazywaliśmy, do których dotychczasowe doświadczenia sowieckiej praktyki nie docierały. Pacyfikcja Budapesztu dwanaście lat wcześniej czy los Polski? Ależ to były archaiczne, zacofane, klerykalne do tego społeczeństwa. Tamtejsi komuniści nie mieli w sobie uroku wierzących głęboko w system, ideowych reformatorów. Czesi to co innego - to była europejska awangarda!

Komunistyczni doktrynerzy z Czechosłowacji wymarzyli sobie szeroki zakres swobód i wolności, wierząc, iż są w stanie pogodzić sztywną teorię walki klas oraz blokowe podziały Zimnej Wojny z dążeniem do stworzenia systemu, w którym ludzie (postępowi, oczywiście) mieliby coś do powiedzenia. Wybrany w styczniu tego roku Dubczek i jego towarzysze nie chcieli żadnej kapitalistycznej demokracji, żadnej kontrrewolucji - choć nieświadomie ją tworzyli. Nie pojęli prostej prawdy o systemie - że nieograniczona władza aparatu i zamordyzm to właśnie ‘realny’ socjalizm. I to za te mrzonki dostali bracia Czesi i Słowacy, w tamte sierpniowe dni, po łapach.

Wprowadzenie w życie doktryny Breżniewa, głoszącej wszem i wobec, iż z obozu realnego socjalizmu wyjścia nie ma, nie powinno nikogo zaskoczyć. Po Budapeszcie ‘56 wszystko powinno być jasne. I było dla wszystkich, z wyjątkiem towarzyszy Czechów i Słowaków, bo oni wolni byli od jakichkolwiek anty-rosyjskich “uprzedzeń”. Umysłowe elity i szerokie masy socjalistycznej Czechosłowacji zawsze żyły w tym przekonaniu, że ‘Rusko’ czy “Sovetski Svaz” są z nimi ‘na vecne casy’. Tak ich uczyła ich trudna historia. W 1968 dostali lekcję sowieckiego realizmu.

Praska wiosna ’68 skończyła się latem. Skończyła się tragicznie, choć można by rzec - stosunkowo bezkrwawo, bo ta ponad setka idealistycznie nastawionych studentów zabita w demonstracjach na ulicach Pragi to była najniższa cena za iluzje. Napadnięta Czechosłowacja nie broniła się, bo się bronić nie mogła. Stary prezydent Ludvik Svoboda, komunistyczny generał, miał absolutną rację, nakazując swej armii pozostanie w koszarach. Uratował tysiące istnień od pewnej zagłady. Sowieci bowiem nie mieli najmniejszej ochoty pozwolić na wyłom w swej europejskiej twierdzy.

Niektórzy historycy sugerują, iż sowiecka inwazja miała dodatkową motywację, daleko wykraczającą poza realność zagrożenia światowego systemu komunistycznego praską rebelią. Owszem, komunistyczne aparaty sąsiadów bały się zaraźliwego przykładu reform Dubczeka  Ale analitycy  wskazują na dodatkowy element sytuacji. Czechosłowacja była jedynym krajem socjalistycznym, który graniczył z imperialistycznym Zachodem, a nie stacjonowały w niej wojska Armii Czerwonej. Tak się jakoś ułożyło, iż pokojowo nastawiona CSRS stała się socjalistyczna w roku 1948., po zamachu komunistów Gottvalda, ale w ramach Układu Warszawskiego nie stacjonowała na jej terytorium żadna Grupa Wojsk KA.

Tymczasem sowieccy generałowie na poważnie planowali wojnę nuklearną w Europie. A już stary, wytrawny znawca geopo- lityki, Otto von Bismarck uczył, iż czeski masyw jest naturalną twierdzą w Europie środkowej i kto kontroluje ową twierdzę, ten rozdaje w okolicy karty. Między sowieckimi dywizjami stacjonowanymi na Węgrzech a tymi rozlokowanymi w DDR oraz koło Legnicy istniała tymczasem groźna luka. Tę lukę właśnie skutecznie zaplombowano w 1968 roku. Bo choć wszystkie sojusznicze armie Układu Warszawskiego z CSRS wyszły, to bratnia armia sowiecka już nie.

W późniejszych latach “normalizacji” niektórzy w typowym wisielczym humorze pytali dowcipnie: - “Jaki jest najdłuższy kraj na świecie? - Ceskoslovensko! Rosjanie zaczęli wychodzić w 1969 roku i dotąd wychodzą?”
Mniej dowcipni zauważali, że choć inwazji dokonano na zaproszenie towarzyszy z KPCz, zaniepokojonych pełzającą kontrrewolucją, to nigdy nikt z zapraszających się nie ujawnił.

Latem 1981 roku rzypominaliśmy to sobie trochę beztrosko, jako dowcipny komentarz do telewizyjnych pogróżek rozmaitych Siwaków i Rakowskich. Bo w PRL można było ich liczyć na setki “polskich” komunistów, którzy nawet nie proszeni, z własnej inicjatywy wzywali bratnie armie na pomoc przed zarazą “Solidarności”! U nas (parafrazując pewnego gubernatora) lista samych kandydatów do podpisania nowej Targowicy byłaby za długa, by ją w “Trybunie Ludu” drukować.

“Normalizacja” zaprowadzona pod osłoną bratnich czołgów w Czechosłowacji jest nam wszystkim mniej znana. Wiedzieliśmy, iż rządzą nimi takie same szumowiny, jak nami. Zazdrościliśmy im jednak poziomu życia, u nich było trochę więcej towarów, po które się tam jeździło, a u nas można było, znowu jak w dowcipach, więcej poszczekać. Dla nas rzeczy wróciły do normy. Ale czeska reakcja twardogłowych była dla tego kraju kulturowym szokiem. W ciągu roku zastępy awansowanych przez okupantów aparatczyków zadeptały w tym kraju wszelki ślad po niezależnym myśleniu. Wizje Kafki zrealizowały się w państwie Husaka. Niepokorni, jeśli nie wyjechali, do końca życia wozili węgiel.

Z perspektywy upadku komuny, wielu badaczy wskazuje na ogromne straty, jakie Czechy (zwłaszcza) poniosły zarówno po wprowadzeniu komunizmu, jak po “normalizacji”. Czechy były bowiem od początków do połowy XX-wieku najbardziej uprzemysłowioną częścią kontynentu. Socjalistyczna gospodarka doprowadziła do stagnacji, upadku światowych marek, straty rynków zbytu. Nie pozwolono Czechosłowacji na przyjęcie Planu Marshalla. A miałby on większy efekt, niż dla zachodnich Niemiec.

Żeby było smutniej, w momencie transformacji ustrojowej, cały nieomal czeski przemysł jako masę upadłościową po komu- nistach, przejął kapitał zachodni, głównie niemiecki. Sami Czesi mają się OK. Potrafią się przystosować. Produkcję tramwajów “Tatry” przejął “Siemens”, który natychmiast “nieopłacalne” wydziały tramwajowe zamknął i sprzedaje swoje. Popularna “Skoda” nadal króluje na polskich drogach lub w czołówce peletonu “Tour de France” - ale dziś to jest Das Auto Grupy Volkswagen. “Pilsner “ chyba też do jakiegoś brauerei należy.  

“Socjalizm z ludzką twarzą?” Nie przeszło! Złośliwy mógłby dodać – z naszą pomocą. Trzeba o tym epizodzie pamiętać, zwłaszcza kiedy tworzona jest legenda o wielkim Polaku, Generale Jaruzelskim. Tamtego lata 1968 roku Ludowe Wojsko Polskie spełniło swój internacjonalistyczny obowiązek. Zgodnie z tradycją “za naszą i waszą” - dodałby złośliwy kronikarz. W końcu zaprowadzaliśmy kiedyś francuski porządek na Haiti. Z wielką dumą popieraliśmy sowiecką ‘normalizację’ w Czechosłowacji. I sami obroniliśmy zdobycze socjalizmu w Polsce’81.

W. Werner-Wojnarowicz

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: