Najkrwawsza bitwa dziejów La Somme 1916

WWHistoria

Pierwszy, lipcowy odcinek moich historycznych felietonów daje mi okazję przypomnienia jednego z najtragiczniejszych, choć powoli – co niewiarygodnie - zapominanych, starć w najnowszych dziejach Europy narodów.

Jeszcze dwa lata temu, dla nauczycieli nadal zobowiązanych do nauczania szczątkowych wersji dziejów, tłumaczenie przyczyn i przebiegu Pierwszej Wojny Światowej było zadaniem przerastającym wyobraźnię ucz- niów. Owszem może widzieli oni fragmenty filmowych wersji „Na Zachodzie bez Zmian.” Ericha Marii Remarque’a. Może obejrzeli archiwalne zdjęcia i przeczytali listy kanadyjskich żołnierzy, zagrzebanych w błota Flan- drii. Ale tak naprawdę zrozumienie realiów wojny okopowej lat 1914-1918, gloryfikowanych a bezsensownych, ofensywnych operacji, których celem było zdobycie kilku setek metrów za cenę tysięcznych ofiar, przerastało ich wyobraźnię. Tak jak zdolności poznawcze uczących ich młodych profesorów i nauczycieli, przerastała możliwość powtórzenia się podobnego konfliktu we współczesnych realiach politycznych świata. Wojna w Europie? Wojna w okopach, z codziennymi barażami artylerii i tysiącami ofiar, zabitych i poranionych?

Prawdziwy początek wojny Rosji z Ukrainą, ten z lutego 2014 roku udało się z powszechnej - także polskiej - świadomości skutecznie wymazać propagandą mediów. Jakiś Donbas? Worek w Debalcewie? Wiedzieć i widzieć chcieli nieliczni.

Od lutego 2022 roku YouTube i inne media społeczne dostarczają w każdy zakamarek świata obrazy współczesnej wojny pozycyjnej, która wyglada prawie dokładnie jak ta, z lat 1914-1918. Okopy, umocnienia, plus dro- ny, które widzą i dokumentują wszystko. I żaden aparat cenzury medialnej, zwłaszcza na Zachodzie, nie ukryje realiów, w jakich żyją i walczą żołnierz obu armii. Propaganda obu stron, mówiąca o stratach idących jedynie w „kilka tysięcy” to najsmutniejsze kłamstwo tej wojny. Najsmutniejsze, bo zakłamujące potworną skalę żołnierskiego poświęcenia i ludzki koszt wojny. Wojny o nowy, wielobiegunowy model, relacji mocarstw. Niestety, tak jak wówczas, chętnych do rozmów pokojowych na razie nie ma. Za mało krwi upłynęło?

Dziś, w warunkach tej nowej wojny we współczesnej Europie, przypominam swój tekst z lipca roku 2016, o krwawym ‚epizodzie’ Wielkiej Wojny 1914-1918. La bataille de la Somme, du 1er juillet au 18 novembre 1916
***
Kilka dni temu, 28 czerwca, minęła okrągła, setna rocznica pierwszego epizodu krwawego konfliktu zwanego przez współczes- nych Wielką Wojną, a przez nas już jedynie pod numerem, który pochłonął w swych zgliszczach całą cywilizację europejską – zabójstwo Arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie. Strzał serbskiego terrorysty był iskrą powodującą eksplozję kotła mniejszych i większych niesnasek, sporów, konfliktów, które samoistnie nigdy nie mogłyby się stać powodem takiego kataklizmu – gdyby rządzący ówczesnymi imperiami choć przez chwilę zastanowili się nad możliwymi konsekwencjami swoich czynów. Ale w owe pierwsze dni lata 1914-go nikt w Europie, przyzwyczajonej do międzynarodowych kryzysów, dyplomatycznych konferencji, a nawet terrorystycznych zamachów, nie brał strzałów w dalekim Sarajewie zbyt poważnie. Jednakże tego feralnego dnia bezduszna, biurokratyczna maszyna politycznych akcji i reakcji ruszyła z miejsca i nie było takiej siły, która raz rzucone komendy mobilizacyjne mogłaby zatrzymać!  
***
1 lipca 1916 roku rozpoczęła się jedna z najbardziej morderczych bitw Wielkiej Wojny, a jednocześnie dziejów ludzkości. Zaplanowana jeszcze w roku 1915-tym, ofensywa nad Sommą miała zapewnić aliantom przełamanie frontu. Dziś trudno sobie nawet wyobrazić klimat umysłowy, jaki panował w sztabach wielkich armii tamtej epoki. Życie podległych im tysięcy żołnierzy znaczyło mniej, niż los ukochanych koni arystokratycznych marszałków czy generałów. Celem wojskowych planistów obu wojennych koalicji, których armie od początku wojny ugrzęzły w zasiekach i labiryntach okopów, pod- ziemnych bunkrów, magazynów i umocnień, stało się… wykrwawianie przeciwnika. Kalkulowano, ile trzeba będzie poświęcić swoich, aby przeciwnik stracił więcej! Tak planowali Niemcy na rok 1916-ty swoją operację pod Verdun, tak planowali alianci.

Dziś doniesienie o śmierci w w walce, w odległym Afganistanie kilkunastu żołnierzy budzi zgrozę, a strata setki dziennie owocowałaby ulicznymi demonstracjami oraz rebelią parlamentu, żądającego natychmiastowego powrotu “naszych chłopców”. W Wietnamie zginęło około 60 tysięcy GI's i Ameryka porzuciła strategiczny region Azji.

W latach 1914-1918 normalne straty dzienne liczono na… tysiące, dziesiątki tysięcy. W pierwszym dniu ofensywy roku 1916-go nad Sommą, owego lipcowego dnia brytyjski atak załamał się w ogniu niemieckich karabinów maszynowych. Poległo – 60 tysięcy! Pierwszego dnia operacji!

Atak na Sommę, początkowo planowany wspólnie, wobec zaangażowania się Francuzów pod Verdun spadł głównie na Brytyjczyków, w szeregach których naturalnie walczyli przedstawiciele całego Imperium - a więc Kanadyjczycy, Południowi Afrykanie, Australijczycy, Nowo-Zelandczycy, żołnierze z Ber- mudów i wiele innych nacji. Dowodził nimi gen. Douglas Haig, nie bez powodu znany jako “Butcher Haig”. Jego rozpoczęte tydzień wcześniej!, potężne przygotowanie artyleryjskie, mające pogrzebać obrońców i zniszczyć niemieckie umocnienia  nie dały spodziewanych rezultatów.

1 lipca rozpoczęły się krwawe ataki, mające trwać tygodniami. Front był jednak ustabilizowany. Przełomem, choć nie aż tak dramatycznym, jak oczekiwano, było wprowadzenie do walk przez Brytyjczyków nowej broni – tanków! Ówczesne czołgi, powolne i łatwe do trafienia, zapewniły jednak ochronę oraz przewagę atakującej piechocie, a Niemcy nie bardzo umieli na początku sobie z nimi radzić. 15 września to historyczna data początku kariery “pancerza” na polach bitwy.

Do 18 listopada 1916-go, kiedy w związku z warunkami pogodowymi dalsze działania nie miały już żadnego sensu i bitwę przerwano, Brytyjczykom udało się dokonać przesunięcia linii frontu 12 kilometrów w głąb linii niemieckich, na szerokości ok. 40 kilometrów. Operację trudno było uznać za “sukces”, skoro ów sukces okupiono stratami, które wydają się dziś niewiarygodne. Atakujący alianci stracili ponad 600 tysięcy ludzi w zabitych i zaginionych, broniące się siły niemieckie – od 350 do 400 tysięcy. Milion ludzi, (10 procent wszystkich poległych żołnierzy Wielkiej Wojny) straciło życie w tej jednej bitwie, która swoją krwawą ofiarą przewyższa wszystkie inne!  
***
Wszyscy znamy wojskowe cmentarze. Poczucie ogromu ludzkiego cierpienia, morza bezsensownie straconych istnień dociera do nas najsilniej, kiedy stoi się na polach pokrytych nieskończonymi rzędami białych krzyży. Wryte w ziemię, rząd za rzędem, szereg za szeregiem, niezliczone, sięgające horyzontu. Znaczą miejsca ostatniego wojennego postoju najczęściej bardzo młodych ludzi, wzywanych codziennie, na wieczne czasy, jakby do do porannego apelu. Świergot polnego ptactwa zastępuje świst gwizdków i hejnały trąbek, które poderwały ich wiek temu do ostatniego ataku, ostatniej szarży, ostatniej kanonady. A nad nimi wznoszą się pomniki Ich Chwały. Zawsze myślę sobie, że są to pomniki Chwały tych, co wierni rozkazom Ojczyzny polegli  w jej służbie, nie bardzo wiedząc komu, czy czemu naprawdę służą. Ale są to też wielkie znaki oskarżenia ówczesnych przywódców - oraz ostrzeżenia dla potomnych.

W. Werner-Wojnarowicz

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: