"Armaty Sierpnia 1914": początek schyłku Europy

WW Historia
Cywilizacyjny schyłek Starego Kontynentu zwiastowały sierpniowe salwy armat, owe "Guns of August", jak pisał Sołżenicyn.
Ostatnie dni lipca i pierwsze dni sierpnia znaczą kolejną rocznicę kataklizmu, w jaki wepchnęły świat bezsensowne, imperialne ambicje dworów i gabinetów Europy. Współcześni Europejczycy, zszokowani potwornym bilansem strat, nazwali to starcie "La Grande Guerre" - Wielką Wojną. Jednakże nikt wówczas nie wiedział, iż cywilizacja europejska już się z tej materialnej i moralnej klęski podnieść nie zdoła. Druga Wojna była jedynie logiczną konsekwencją upadku dawnego świata wartości, a obecnie zdajemy się być świadkami smutnego finału dziejów pewnego kręgu cywilizacyjnego.
O tamtej, Pierwszej Wojnie mówimy dziś raczej przy okazji obchodów 11 listopada. Żyjący pochylają wówczas głowy przed ofiarą życia i zdrowia, złożoną przez żołnierzy, służących wiernie swym krajom. Nie bronili oni jednak wielkich wartości czy idei. Politycy wielkich mocarstw odwoływali się wprawdzie w swych wojennych deklaracjach i apelach do wzniosłych pojęć. W rzeczywistości posyłano na śmierć dziesiątki tysięcy młodych ludzi dla realizacji wąskich, egoistycznych planów, kreślonych w kompletnym oderwaniu od rozwijanych, morderczych technologii. Politycy i generałowie z roku 1914-go nie mieli pojęcia, jak wyglądać będzie współczesna im wojna, w którą z taka nonszalancją wciągnęli swoje narody i państwa. Tragiczną ignorancję zwykłych ludzi, nieświadomych rozpoczynającego się dramatu, oddaje scena z książki Ericha Marii Remarque, “Na zachodzie bez Zmian” – klasa wybuchająca radosnym patriotycznym uniesieniem młodych uczniów gimnazjum, masowo zgłaszających się do wojskowych sze- regów,
Wymarsz Pierwszej Kadrowej
5 sierpnia 1914 roku, w cieniu mobilizacji wielkich armii, wyruszył z Krakowskich Oleandrów na front Wielkiej Wojny maleńki oddziałek marzycieli. Około 144 ochotników drużyn strzeleckich tworzących 1 Kompanię Kadrową, było pierwszymi od czasów Powstania Styczniowego żołnierzami, z Białym Orłem na czapkach, którzy szli na wojnę z jasnym celem przywrócenia Rzeczpospolitej niepodległości. Front rosyjski przekroczyli 6 sierpnia, nieomal równo pół wieku od stracenia na stokach warszawskiej Cytadeli ostatniego dyktatora Powstania, gen. Romualda Traugutta.
Jak i kiedy miała się owa “Polska” urzeczywistnić, nikt z nich nie wiedział, ale wierzyli święcie, iż ich wysiłek nie pójdzie na marne. Do tego wszak szkolili się w związkach i organizacjach strzeleckich. Czy już wówczas miał klarowną wizję powodzenia sprawy polskiej sam Józef Piłsudski, ich 47-letni organizator i Komendant?
Piłsudski miał skrystalizowaną wizję możliwego przebiegu światowego konfliktu, w którym po raz pierwszy od wieku rozpaść się miał złowrogi dla sprawy polskiej sojusz “Trzech Czarnych Orłów”. Współpraca Petersburga i Berlina, cementowana obopólną wrogością do wszystkiego, co polskie, dobiegała końca. Na złość wrogim sobie teraz monarchiom, zaborcy sami przywoływali pamięć o triumfach polskiego oręża, o istnieniu Niepodległej Rzeczpospolitej. W swoich oszukańczych deklaracjach, licząc jedynie na pozyskanie mięsa armatniego, nieświadomie nieomal, sami stawiali kwestię Polski na arenie międzynarodowej. Reszta jednak miała zależeć do samych Polaków, tego dnia przedzielonych nie tylko granicami mocarstw, lecz także stosunkiem do własnej niepodległości, zakresem wolności, który mogli sobie wyobrażać. Dla wielu dobrych, uczciwych i świadomych Polaków słowo “autonomia” stanowiło kres marzeń. Ówcześni realiści, politycznie aktywni, w Wiedniu lub Petersburgu, upatrywali gwarancji dla dobrobytu narodu w dobrej woli i wdzięczności za ofiarę polskiego żołnierza ze strony… Najjaśniejszego Pana - Cara Wszech Rosji lub Cesarza Austrii.
Wymarsz Pierwszej Kadrowej, choć był nic nie znaczącym epizodem początków wojny, poruszył lawinę wypadków, decyzji i wydarzeń. Początkowo wołaniom legionistów towarzyszył łoskot zatrzaskiwanych kieleckich okiennic. Próbę budowy wojska potępić miał, jako przykład niedojrzałości, sam sędziwy Sienkiewicz. A jednak, kiedy cztery lata później na ruinach wszystkich zaborczych mocarstw zapadła cisza końca Wielkiej Wojny, Polska już istniała – jeszcze bez granic, ale z armią i jej dowódcami, z nieformalnym przedstawicielstwem dyplomatycznym, oraz rządem.
Jest tragicznym splotem dziejów, iż losy wielu mniejszych narodów Europy mogły potoczyć się drogą wyzwolenia od imperialnej zależności jedynie w wyniku straszliwej wojny, która zniszczyła starą cywilizację europejską. Wojna, która zaczęła się jako starcie imperiów, zakończyła się wyzwoleniem wielu narodów, siłą wtłoczonych w kolonialną zależność. Polacy zmuszeni byli służyć w armiach zaborczych, jednakże ta dramatyczna służba obcym przyniosła nam nieoczekiwaną korzyść - posiadaliśmy wy- kształconą kadrę żołnierską i oficerską. Nie ważne, czy z carskiej czy cesarskich armii, ludzie ci mogli w momencie historycznej okazji stanąć w szeregach gotowych do obrony swego kraju. Sama dyplomacja nie wskórałaby wiele, gdyby nie gotowość zmęczonego wojną społeczeństwa, likwidującego dotychczasowe granice, do jeszcze jednego wysiłku.
Historycy wskazują, iż Pierwsza Kadrowa była nie tylko forpocztą armii, mającej dopiero powstać, lecz także kuźnią kadr wojskowych nowego państwa. Rzut oka na nazwiska tej młodej, głównie studenckiej braci z wszystkich klas społecznych i wyznań, przekonują o tym. Późniejsi generałowie II RP (było icch aż 13), jak sam dowódca kompanii, Tadeusz Kasprzycki, wywodzili się z jej szeregów. W wolnej Polsce 94 z nich zostało oficerami WP. Obejmowali także ważne stanowiska państwowe. Łączyła ich potem, już w niepodległym kraju, owa specyficzna, wojskowa solidarność, wzmocniona bardzo wspólnie przeżytym, bolesnym rozczarowaniem - obojętnością wielu rodaków na ich wezwania do służby Polsce wtedy, w sierpniu 1914-go roku:
- “Nie trzeba nam od was uznania (…) skończyły się dni kołatania do pustych serc…” - to uczucie zawodu zaważyło na stosunku do demokratycznych instytucji Państwa. Oni ufali tylko jednej instytucji Państwa Polskiego - Wojsku, i tylko jednej osobie w tym Państwie – swemu Komendantowi. Ale krwi w chwili potrzeby Rzeczpospolitej nie szczędzili.
Śmierć Bohaterów „Powstania 1863”
Obchodząc corocznie rocznicę Powstania Warszawskiego, mówimy o najtragiczniejszym zrywie niepodległościowym w dziejach Polski. Analizujemy i gorąco spieramy o przyczyny i skutki podjęcia przez przywódców politycznych epoki takich a nie innych decyzji. Niestety, z Warszawą roku 1944 w tej tragicznej ‘rywalizacji’ koszmarnych strat i cywilizacyjnej klęski narodowej konkuruje, odchodzące coraz bardziej w niepamięć, Powstanie Styczniowe roku 1863.
5 sierpnia minęła już 159. rocznica śmierci Romualda Traugutta i jego czterech towarzyszy: Rafała Krajewskiego, Józefa Toczyskiego, Romana Żulińskiego, Jana Jezio-rańskiego. Egzekucja ostatniego Dyktatora i pozostałych członków Rządu Narodowego kończyła tragiczną epopeję Powstania Styczniowego.
Pamięć ofiary złożonej przez Romualda Traugutta, który miał wówczas zaledwie 38 lat, wydała jednakże nieoczekiwane przez zaborcę owoce. Bohaterstwo Powstańców tak wryło się w serce pewnego młodego chłopca z Wilna, iż służbie tej samej idei poświęcił swoje życie. Nie był w tym oddaniu idei osamotniony. Warto też wspomnieć, iż Józef Piłsudski żywił ogromny szacunek do wete- ranów owej heroicznej walki; zadbał też o to, aby w wolnej Rzeczpospolitej cieszyli się Oni należytym szacunkiem, zwłaszcza wśród młodzieży. Na ulicach miast II RP ubranym w specjalne, weterańskie mundury ostatnim Powstańcom salutowali oficerowie i kłaniali się studenci.
Na stokach warszawskiej Cytadeli zaborca chciał publicznymi egzekucjami wypalić, wytrzebić w Polakach pamięć o niepodległości. W rzeczy samej edukował jedynie kolejne generacje w trudnej sztuce poświęcenia dla Ojczyzny. Nawet komuniści, zakłamując two- rzone w Rosji Sowieckiej “ludowe” Wojsko Polskie, musieli obok osoby Naczelnika Kościuszki uszanować także pamięć Dyktatora Traugutta, choć poza dopuszczeniem nadawania jego imienia jednostkom LWP, ulicom i placom, szczegółowiej o jego życiu, a zwłaszcza głęboko religijnej postawie nie debatowano. Warto tu przypomnieć, iż ks. Prymas, Stefan kardynał Wyszyński myślał o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego tego wielkiego patrioty.
Klęska ówczesnego, nieszczęsnego z każdego punktu widzenia, zrywu niepodległościowego przyniosła nieoszacowane straty ludzkie. Straty, które trzeba mierzyć nie tylko zabitymi i zesłanymi w odmęty Sybiru, czy zmuszonymi do emigracji. Kiedy w drugiej połowie XIX wieku społeczeństwa europejskie przyspieszały swój rozwój społeczny i technologiczny, Polacy zostali w nim zastopowani, a wręcz cofnięci. Poza likwidacją namiastek własnej państwowości, z własną edukacją na czele, carat zrealizował też bezwzględną politykę likwidacji polskości na terenach przedrozbiorowej Rzeczpospolitej. Była to swoista czystka etniczna. Dokonano tego środkami administracyjnymi, poprzez likwidację podstaw majątkowych i praw obywatelskich tak zwanej szlachty zagrodowej, licznej zwłaszcza na wcielonych do guberni rosyjskich, tak zwanych Ziemiach Zabranych. Sprowadzone do roli chłopstwa i pozbawione szans kulturowego rozwoju, setki tysięcy polskich rodzin uległy rusyfikacji.
NB. Tych wszystkich, którzy wbrew naciskom i beznadziejnej sytuacji, nadal pozostali przy polskości, zlikwidowano statecznie, fizycznie, w stalinowskiej operacji rozprawy z polskością, w latach 30-tych XX wieku.
O tym wymiarze bezpowrotnych strat ludzkich i cywilizacyjnych mówimy i myślimy zbyt rzadko. A jednak, nie sprawdziła się ponura wizja wieszcza - Nie „rozdziobały nas kruki i wrony”. W cieniu szubienic Cytadeli wyrosły kolejne pokolenia Polek i Polaków, wiernych idei wolności Rzeczpospolitej.
W.Werner-Wojnarowicz
Comment (0)