Jak znaleść puste plaże

Z daleka od szosy (129)


Nigdy nie lubiłem tłoku. Nie lubię dużych imprez z masą ludzi na stadionie, masowych imprez z zespołami muzycznymi, zgromadzeń itp. Nie lubię też tłoku na plaży i nie chodzę tam wtedy, nawet gdy jest bardzo gorąco.
Gdy byłem na Kubie w Varadero, na plaże szedłem wcześnie rano, gdy prawie nikogo tam nie było. To samo było na Bermudach. Na Bermudach było o tyle łatwo, że żaden szanujący się Bermudczyk nie wejdzie do wody przed 26 maja. Nie wiem dlaczego, bo będąc tam od początku marca do początku czerwca temperatura nie spadła ani razu poniżej 24 stopni C. Woda też była ciepła, a na plaży pustki. Dla mnie to było jak marzenie.
Ciekawostką bermudzkich plaży jest to, że są różowe. Do tego stopnia, że sklepy z pamiątkami sprzedają ten piasek turystom. Malutka buteleczka tego piasku to dwadzieście parę dolarów. No więc kupowałem sobie piersówkę rumu “Black Seal” za  cztery i pół dolara, wypijałem ten rum na plaży i buteleczkę napełniałem piaskiem i wodą z oceanu. Czego to człowiek nie wymyśli by zaoszczędzić trochę kasy.
Naprawdę puste plaże można spotkać, het na północy Ontario, nad Lake Superior. Tyle, że woda tam zawsze zimna i plaże przeważnie kamieniste.
Te wszystkie plażowe przygody przypomniały mi się w ostatnim tygodniu, gdy nawiedziła nas fala upałów. Nawet pies nie był skory do biegania. Próbowałem wpędzić go do wody niewielkiego jeziora na na polu golfowym, ale gdy tylko zrobił kika kroków od brzegu z dna podnosił się gęsty tuman mułu i pies nawet nie próbował iść dalej, mimo rzucanych patyków, które w innych okolicznościach tak chętnie przynosi. Ot taki czyścioszek, mądrala.
Mam do wyboru dwa wielkie jeziora, Ontario i Erie. Oba w odległości ok dwudziestu kilometrów. I na obu w taką pogodę plaże są zatłoczone. Nawet w Ustce nad Bałtykiem nie było takich tłumów. No przynajmniej wtedy gdy tam jeszcze bywałem, czyli w latach piędziesiątych do osiemdziesiątych. Teraz pewnie tam też jest inaczej.
Opisywałem niedawno miasteczko Crystal Beach nad jeziorem Erie. Miasteczko urocze, plaże czyste i piaszczyste, woda krystalicznie czysta, jak sama nazwa miasteczka wskazuje. Mieszkają tam, niedaleko plaży moi znajomi i mógłbym pewnie zaparkować samochód na ich podjeździe i pójść na plażę, ale jak sobie pomyślę o tych tłumach, to i pływać mi się odechciewa. A poza tym co z psem. Pies jest duży, czarny i ma ogromne kły. Co prawda lubi wszystkich a zwłaszcza dzieci, ale jak to wytłumaczyć obcym, gdy zobaczą tego potwora. Nie da się. Tak więc mimo niedalekiej odległości, nie pojechałem nad wielką wodę. Wreszcie w ostatnią sobotę po wizycie w parku dla psów, gdzie sympatyczna para z wielkim psem poinformowała mnie o małej publicznej plaży, gdzie rano zabierają swojego psa, który może tam hasać do woli. Znalazłem to miejsce na mapie, według wskazówek jakie dostałem, wypisałem z “Google Maps” koordynaty, wprowadziłem je do GPS i w niedzielę, o piątej trzydzieści rano zapakowałem psa i ruszyłem, w drogę.
Prawdę powiedziawszy to pies się sam pakuje, z wielką ochotą wskakując do bagażnika.
Słońce wschodzi o 5:40, więc gdy dotarliśmy na miejsce po ok. dwudziestu minutach, było już widno i słonecznie. Wziąłem z samochodu pływającą rzutkę dla psa, zastanawiając się czy ją przyniesie i czy wogóle będzie chciał pływać, po doświadczeniu z golfowego stawu. Woda była przezroczysta, kąpało się w niej wschodzące słońce. Pies nawet się nie zatrzymał na brzegu tylko skoczył z rozpędu do krystalicznie czystej wody. Prawie godzinę rzucałem mu aport daleko od brzegu. Nawet na chwilę się znudził ani nie zmęczył. Ot taka mądra bestia.
A ja ponownie odkryłem sposób na puste plaże. Po prostu trzeba tam być zaraz po wschodzie słońca.
Cdn
Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: