Na plażę

Z daleka od szosy (125)


Wspominałem poprzednio o małym miasteczku Crystal Beach nad jeziorem Ontario. Wybrałem się tam w zeszłą niedzielę. Było wcześnie rano, około szóstej. Na szosę opadła gęsta mgła. Tak gęsta, że nadjeżdżający z naprzeciwka samochód pojawiał się może na sto metrów, mimo zapalonych świateł. Nie zraziło mnie to. W końcu mgła musi się podnieść, przecież to nie Anglia.
Na całym trzydziestokilometrowym odcinku mgła podniosła się tylko raz i to może na długości kilometra, wśród pól. Jechałem według koordynatów GPS do Crystal Beach Waterfront Park. Gdy dojechałem na miejsce, Park był, ale jeziora nie było. Tzn. było, ale za ścianą szarej mgły. Parking był duży, z miejscami na podwójne pojazdy. Gdy doszedłem do końca cypla zobaczyłem, że te podwójne miejsca to nie dla autokarów z turystami tylko na przyczepy z łodziami. Oczywiście były tam też automatyczne maszyny parkingowe do opłat i bardzo eleganckie miejsce do wodowania łodzi.
Nie minęło pół godziny i samochody z łodziami zaczęły się pojawiać. Do jednej z łodzi wskoczyły z samochodu dwa ogromne psy. Jeden czarny, drugi śnieżnobiały. Były naprawdę wielkie, co widać na zdjęciu. Do łodzi, mimo że stała na przyczepie i była dość wysoko, wskoczyły lekko, bez wysiłku, najwyraźniej przyzwyczajone do tego. Czarny pies natychmiast się gdzieś schował, biały czekał na rufie na żeglarzy, czy może raczej na motorowodniaków. Było ich dwoje, chłopak i dziewczyna. Najwyraźniej płynęli w dalszy rejs sądząc po zapasach, które z sobą brali. A może był to tylko pokarm dla tych dwóch psich olbrzymów. Psy miały na sobie specjalne kapoki.
Podjechał też klasyczny Jeep. Duże koła, bagażnik, kanistry, jakieś bagaże. Wysiadł chłopak z dziewczyną. Łodzi nie mieli. Otworzyli tylną klapę Jeepa, wyjęli grilla i zaczęli szykować śniadanie. Ot tak, na parkingu. Była godzina siódma rano.
Mgła zaczęła się powoli podnosić. Widać już było plażę i wille nad brzegiem. Mały park z urządzeniami do zabaw dla dzieci i kilka pamiątkowych tablic. Jedna z nich upamiętniała zatonięcie statku latarniczego w listopadzie 1913 roku. Wspominałem o tym, gdy pisałem o latarni w Port Abino. Panował wtedy wściekły sztorm. Wichura dochodziła do ponad 120 km na godzinę, wysokie, ponad dziesięciometrowe fale waliły się na zakotwiczony statek, który był tam by ostrzegać innych o pobliskich skałach podwodnych. Dziesięć metrów to wysokość czwartego piętra. Fale w rezultacie wciągnęły statek pod wodę wraz z całą sześcioosobową załogą. Nikt nie ocalał. Dopiero po roku odnaleziono jedno ciało, które fale wyrzuciły w porcie w Buffalo. Ciało zostało zidentyfikowane jako Charles Butler przez jego żonę. Ten sztorm zatopił w sumie 19 statków i zabrał życie 240 ludzi. A wydawało by się, że to „tylko” jezioro.
Pierwsze ślady ludzkie w tych okolicach pojawiały się już 9 tysięcy lat BC. Byli to oczywiście Indianie, dla których jezioro było drogą transportu i źródłem pożywienia. Dominowali tutaj aż do lat 1650 naszej ery, kiedy to pojawili się biali osadnicy i handlarze skór. Od początku XX wieku w Crystal Beach zaczęły się pojawiać domy letniskowe, należące głównie do mieszkańców Buffalo, którym podobały się tutejsze plaże i krystaliczna woda. Jeszcze w roku 1890 powstał tu Park Rozrywki dla ściągających tu na lato turystów. Przypływali tu promami, które same w sobie stanowiły rozrywkę z pokazami i tańcami. Do tej pory widać przez mgłę molo przy którym cumowały. Jednym z tych statków był SS Canadiana, zbudowany prze właściciela Parku Rozrywki w Crystal Beach. Był to spory statek pasażerski kursujący stale pomiędzy Buffalo i Crystal Beach przewożąc w sumie ponad piętnaście milionów turystów na przestrzeni czterdziestu sześciu lat. Jednorazowo mieściło się na tym statku trzy i pół tysiąca pasażerów. Statek w rezultacie został pocięty na złom w Port Colborne w roku 2004. Upamiętnia go tablica z brązu i jego śruba napędowa ustawiona ponad nią. Więcej o tym ciekawym zakątku w następnym numerze.
Cdn. Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: