Opowieść o zielarce i mądrej szałwii

Ziołowe opowieści


Szałwia lekarska (Salvia officinalis L.) to aromatyczne zioło znane ludzkości od tysięcy lat. Jej nazwa pochodzi od łacińskiego salvus, co oznacza „zdrowy”, i doskonale oddaje właściwości tej niezwykłej rośliny. Od starożytności po współczesność szałwia była ceniona jako środek leczniczy, przyprawa i symbol mądrości.
Według jednej z dawnych legend, gdy Święta Rodzina uciekała do Egiptu, Maryja schroniła się z Dzieciątkiem właśnie w krzewie szałwii. W nagrodę za tę przysługę Bóg obdarzył roślinę niezwykłymi właściwościami leczniczymi. Od tamtej pory szałwia miała chronić przed chorobami, złymi duchami i złem wszelakim.
W starożytnym Rzymie zbierano ją podczas specjalnych rytuałów – z wielką czcią, w czystych szatach, bez użycia żelaznych narzędzi. Grecy i Rzymianie wierzyli, że przedłuża życie i poprawia jasność umysłu. Średniowieczne przysłowie mówiło: Cur moriatur homo cui salvia crescit in horto? – „Czemu ma umrzeć człowiek, który w ogrodzie ma szałwię?”
Była też szałwia jedną z głównych roślin w klasztornych ogrodach. Mnisi używali jej w naparach, maściach i jako konserwant do żywności.
W cieniu starych klasztornych murów, żyła niegdyś zielarka imieniem Dobromira. Znała mowę roślin i szeptała do nich, gdy rosły. Ale to szałwię darzyła szczególną czcią. „To ziele nie tylko dla ciała – mówiła – ale i dla ducha. Mądrość sama z niej przemawia”.
Dobromira miała w swej skrzyni księgę – oprawioną w lniane płótno. Tam właśnie przechowywała najcenniejsze receptury z szałwią – „mądrą matką ziół”, jak ją nazywała.
Gdy wichry przynosiły zimno i chrypkę, warzyła napar na gardło. Brała łyżkę suszonych liści, zalewała wrzątkiem i czekała, aż ziele odda wszystko, co w nim najlepsze. Taki napar podawała do płukania gardła albo do picia – ale tylko przez kilka dni. „Bo szałwia lubi być pomocna, ale nie znosi, gdy ją nadużywać” – mawiała.
Dla tych, co narzekali na chore dziąsła, przygotowywała płukankę. Ten sam napar stawał się balsamem dla jamy ustnej, goił ranki i leczył zapalenia – bez chemii i bez przemocy.
Latem, gdy pot lał się z czoła, a stopy grzęzły w wilgoci, Dobromira przyrządzała ziołowy antyperspirant. Mieszała szałwię z tymiankiem, zalewała wrzątkiem i studziła. Potem chłodnym wywarem przemywała pachy i stopy – zapach ziół koił ciało, a skóra oddychała świeżością.
Dla dziewcząt, warzyła tonik do twarzy. Napar z szałwii, stosowany rano i wieczorem, oczyszczał skórę i przywracał jej równowagę – ściągał pory, zabijał bakterie, a przy tym nie odbierał blasku.
Takie to były eliksiry Dobromiry – proste, ale mądre. Bo szałwia nie potrzebuje wielu składników, by czynić cuda. Wystarczy woda, odrobina czasu i serce pełne szacunku.
Czas mijał, świat się zmieniał, ale mądrość zielarki nie przeminęła. Dziś uczeni badają to, co ona wiedziała instynktownie. Potwierdzili, że szałwia naprawdę potrafi wiele. Zabija bakterie i wirusy, zwalcza grzyby – niczym cichy strażnik czystości w ustach i gardle. Gasi ogień zapalenia, zarówno na skórze, jak i wewnątrz ciała. Hamuje pot – jakby szeptała do gruczołów: „spokojnie, wszystko pod kontrolą”. U kobiet koi uderzenia gorąca, łagodzi zmienne nastroje, przynosząc ulgę w czasie przemiany. A i trawienie wspomaga – liście pobudzają żołądek, usuwają wzdęcia, niosą lekkość.
Choć szałwia wiele potrafi, Dobromira zawsze powtarzała: „Nie każda ręka powinna sięgać po każde ziele”. Tak jak ogień grzeje, ale i parzy, tak i szałwia leczy, lecz może też zaszkodzić, jeśli nie zna się miary.
Nigdy nie dawała jej kobietom w ciąży – bo szałwia to roślina silna, a ciąża to stan łagodny, wymagający delikatności. Nie dawała jej też karmiącym matkom, bo wiedziała, że zatrzymuje mleko, jakby mówiła: „czas na powrót do siebie”.
Stroniła od jej użycia u tych, co cierpieli na choroby nerwowe, szczególnie padaczkę – bo szałwia zawiera tujon, substancję o sile ognia. I nigdy nie pozwalała pić naparu zbyt długo. „Tydzień – i koniec. Potem odpoczynek. Szałwia musi milczeć, by znów przemówić skutecznie” – przestrzegała. Jej wiedza była prosta, ale mądra. I dziś, choć mamy laboratoria, wykresy i badania, te dawne słowa nadal są prawdziwe.
Zielarka Dobromira może już dawno spoczęła w cieniu lipy, ale jej wiedza przetrwała. W każdej filiżance naparu, w każdej płukance, w każdym łyku herbatki z szałwii rozbrzmiewa echo dawnych dni i mądrość przekazywana z pokolenia na pokolenie. Bo szałwia to nie tylko zioło – to opowieść. I lekarstwo.
Gdy zaparzycie filiżankę szałwii, usiądźcie w ciszy. Może usłyszycie szept Dobromiry albo szelest starych kartek zielarskiej księgi. Bo w każdej kropli naparu, w każdym liściu i woni kryje się opowieść – o pokorze, mądrości i harmonii z naturą. I choć świat przyspieszył, szałwia wciąż rośnie powoli – tak, jakby chciała przypomnieć nam, że zdrowie nie zawsze kryje się w aptece, ale często w ogrodzie, w garnuszku wrzątku i w pamięci pokoleń.
Ilona Girzewska • Certyfikowany Zielarz Fitoterapeuta
Tel: 416-882-0987 • FB: Ziołowe opowieści
Podcast: radio7toronto.com

 

 

 

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: